Polecane posty

138. Mój dom

Zgodnie z obietnicą przenieśmy się z moimi wspomnieniami w następny czas. Mieliśmy już podróż przedślubną, był też ślub, tak że czas pokazać, co było dalej.

Tak jak już wcześniej pisałam, w podróż pojechaliśmy przed ślubem, ponieważ zaraz po ślubie zabraliśmy się ostro za wszystkie sprawy związane z budową domu. W Egipcie byliśmy w maju, ślub był w sierpniu, więc zaraz od początku września zabraliśmy się energicznie za papierologię związaną z budową, za gromadzenie materiałów, szukanie ekipy i tak dalej...

A było tego całe mnóstwo, ogarnąć te wszystkie sprawy wcale nie było łatwo, ale tu mój mąż wykazał się sporym talentem organizacyjnym i okazało się, że oprócz innych zalet ma również i tę, że potrafi zaczarować wszystkie panie urzędniczki, od których zależy wydanie wszelakich pozwoleń.

Zanim przejdę do dalszej opowieści, przywitam Was moim kwitnącym aktualnie fiołkiem afrykańskim. Prawda, że uroczy?

W międzyczasie pokażę Wam jeszcze, co się aktualnie zadziało na mojej rabatce. Mamy styczeń i siarczyste mrozy, a ten hiacynt okazuje się wybitnie niecierpliwy.

Z pewnością już nie może doczekać się wiosny :) Tylko, że może być tak, że zmarznie mu czubek głowy... oby tylko zakwitł wiosną przyzwoicie :)

☺👷☺

To wróćmy do kwestii budowy domu. Nie będę Wam opisywać całego procesu budowy i wszystkiego, co jest z tym związane, bo zajęłoby mi to z pewnością kilka lat, a poza tym w tym temacie jest cały mój budowlany blog, który wtedy prowadziłam na Muratorze (przypominam tylko, że odnośnik do bloga jest na pasku bocznym).

Bardziej chciałabym tutaj pokazać Wam wybrane fotki, które wiążą się u mnie z jakimiś konkretnymi wspomnieniami lub wywołują emocje intensywniejsze od wszystkich pozostałych. Dodam tylko, że nigdy wcześniej domu nie budowaliśmy, to było nasze pierwsze wyzwanie, dlatego nie na darmo mówi się, że pierwszy dom buduje się dla wroga, drugi dla przyjaciela, a dopiero trzeci dla siebie. I coś w tym  jest, bo już po kilku latach od zamieszkania wiedzieliśmy, że gdybyśmy budowali jeszcze raz, kilka rzeczy zrobilibyśmy inaczej. Ale cóż... może w następnym wcieleniu :)

A więc po kolei... ten dom miał być moją ostoją i przystanią do końca mych dni. I tylko dlatego piszę "moich" a nie "naszych", gdyż opisuję w tym poście jedynie moje emocje, choć mój mąż podchodził do tematu podobnie, jeśli nie tak samo jak ja i tak, między prawdą a bogiem, kwestia posiadania domu na wsi była nawet większym jego marzeniem, niż moim, ale ja poszłabym za nim, jak to mówią, na koniec świata :)

Dlatego wylądowaliśmy na tym pustym polu pod lasem sami jak pionierzy, za to pełni zapału i radości :) W międzyczasie, zanim urzędy wydały nam wszystkie stosowne zezwolenia, mój mąż samodzielnie postawił drewutnię, czyli taką drewnianą przechowalnię narzędzi i dobra wszelakiego. Żeby nie było, że ja nic... :) do mnie należało pomalowanie jej od zewnątrz i dom już stał, a ja jeszcze konsekwentnie kończyłam swoje dzieło :)



W wolnych chwilach powstawało także ogrodzenie, również traktowane przeze mnie pędzlem i farbą :)


I stało się... pierwszego grudnia została po raz pierwszy wbita w ziemię łopata pod budowę domu... Została wbita tylko symbolicznie, bo za chwilę przyjechała koparka pod wykop fundamentów i 5 grudnia 2009 r. nasz dom wyglądał już tak :)


26 lutego 2010 r. stanął "prawiedom"... Wcześniej była bardzo śnieżna zima, więc roboty ruszyły tak naprawdę dopiero, jak stopniał śnieg. To jest "prawiedom", bo nie ma jeszcze okien, drzwi i nieskończony jest dach. Ale jakiś zarys domostwa już tam jest :) A także ogromny bajzel naokoło i mnóstwo pośniegowych roztopów...


Tak wyglądało nasze pierwsze łóżko w nowym domu :) Styropian przytulony do ściany i rozłożony na betonie, na tym materac i jakaś tam pościel, bo jeszcze wtedy bardzo się wszędzie kurzyło. 

Ale już we własnym domu, choć zimno jeszcze było, zwłaszcza nocami :)


Więc ogrzewaliśmy "kozą". Uwielbiałam tę czynność... za to koza nie lubiła mnie aż tak bardzo, bo często napychałam ją tymi drewienkami, aż pękała w szwach :) 


Zwłaszcza, jak mężulek naszykował mi takie sterty drewienek, to już szalałam jak dziki osioł :) Trzaskało ogniem i iskrzyło w całej chałupie, a koza aż piszczała z rozgrzania i przepracowania :)


A to był nasz pierwszy stół. Przy nim jedliśmy, przy nim też powstawały różne elektroniczne urządzenia i piloty do sterowania domu i jego otoczenia, które jak grzyby po deszczu pojawiały się stworzone rękami mojego mężusia - elektronika z zawodu :)


Kiedy już tylko zrobiło się trochę cieplej, jedzonko powstawało na tarasie, na skonstruowanej na szybko ławeczce. Byłam spragniona nieustannego kontaktu z naturą i pobytu na świeżym powietrzu. We wcześniejszym 32 metrowym mieszkanku na piątym piętrze w bloku, nie mogłam sobie pozwolić na przygotowywanie surówki w towarzystwie słonecznych promieni :) 


I w końcu nadchodzi wiosna, to znaczy robi się trochę cieplej, zieleni się trawa itp. 


Wieczorami, w ramach relaksu, gapiliśmy się na nasz tymczasowy telewizor :)


W domu nie było jeszcze podłóg i tak naprawdę nie było prawie nic, ale kwiatki w parapetowej donicy musiały się pojawić :) Zbierałam już także pierwsze zieleniny do nieistniejącego jeszcze ogrodu :)


Czerwiec 2010 r. Proszę bardzo, na parapetach było już kolorowo, choć reszta to jeszcze istne pobojowisko :) Zdjęcie jest robione z wysokości, to znaczy z samego czubka usypanej góry ziemi, którą widać na jednej z poprzednich fotek...


Za to grudzień 2010 r. odciął nas od świata. Byliśmy sami na tym wygwizdowie, zasypały nas tony śniegu, ale przyznacie, że wyglądało to bajkowo :) W takich właśnie warunkach wyjeżdżałam o 6 rano do pracy... Po ciemku :)


To były dla mnie takie najbardziej przełomowe i znaczące momenty, najbardziej emocjonalne...

Potem to już było urządzanie... domu, ogrodu i całego otoczenia. Trwało to trochę, ale wiadomo, że to musi tak trwać.

Jeszcze tylko pokażę Wam jedno zdjęcie, takie dla mnie ogromnie sympatyczne. Mamy czerwiec 2011 r. Łąka przed naszym domem zakwitła samymi rumiankami :) I rumianek zakwitł głównie przed naszym domem, bo na sąsiednich polach były tylko pojedyncze kępki tego kwiecia. Widok był niesamowity... do dzisiaj jak patrzę na tę fotkę, to uśmiecham się sama do siebie. 

Powinnam była nazwać dom Rumiankowa Chatka, a nie Bukowa Chatka :)

Uwierzycie, że tam gdzie widać ten kwitnący rumianek, w tej chwili jest mój ogród? Samej trudno mi w to uwierzyć... 

Uff... rozczuliłam się trochę, bo kocham to miejsce i kocham ten dom. Dlatego już bez żadnych zahamowań wrzucę tu także wynurzenia dotyczące mojego domu. Również są z bloga budowlanego, o którym pisałam w poprzednim poście...


Kocham ten Dom..

Wiem.. Wiem, że brzmi to patetycznie.

A poza tym sama nie lubię, gdy nadużywa się tego słowa.

Jest takie specjalne, jedyne.

Używane niezmiennie i przy każdej okazji - traci swoje magiczne znaczenie.

Ale ja naprawdę kocham ten Dom.

Każdy w nim kąt i każde skrzypnięcie drzwi.

Aksamitną powierzchnię ściany i frędzelki na zasłonce w małej sypialni.

Kocham gwizd czajnika na kuchence i kubki z naszymi imionami.

Tkliwą czułość budzi we mnie nawet małe, dekoracyjne mydełko w łazience i niewielki kaktusik stojący na dekoderze.

Nawet pająk, który zawisł sobie w rogu sufitu, budzi mój nieśmiały uśmiech.

Widok z okien tarasu zalewa moje serce wartkim strumieniem ciepła.

Zielony cyprysik, sterczący dumnie na nieobecnym jeszcze trawniku, wywołuje w moich myślach prawie matczyne odczucia.

Każde szarobure źdźbło, które wychyla się nieśmiało spod topniejącego śniegu, uwalnia we mnie nieznane mi pokłady czułości.

Zwariowałam pewnie?

Może..

Kiedyś patrzyłam jak to nasze gniazdo powstaje od początku, z niczego.

Stałam na pustej, zielonej, ukwieconej łące, puszczałam wodze fantazji i próbowałam sobie wyobrazić, jak to kiedyś będzie.

Czasem jest tak, że puszczona luzem fantazja, potrafi rozbujać wyobraźnię do niewyobrażalnych wprost, nierealnych rozmiarów.

A czasem ta wyobraźnia zaczyna przemieniać się w rzeczywistość.

Każde wbicie łopaty w twardą ziemię, każda postawiona kolejna ścianka – przybliżała mnie do jednego momentu. Do chwili, w której zrozumiałam, w której wiedziałam już, że marzenia się ziszczają, że spełniają się naprawdę, jeśli tylko mocno się w to uwierzy.

I nieważna jest każda chwila zwątpienia, każde czekanie na kolejny etap, bezsensowna czasem szarpanina z urzędami, czy ich pracownikami.

Nieistotne jest każde potknięcie, czy popełniony błąd, bo i takie są nieuniknione.

Najważniejszy jest efekt końcowy.

Dzień, w którym mogłam sobie powiedzieć: jestem szczęśliwa.

I pomyśleć: kocham ten Dom.

Zamknięta w naszych 83 metrach szczęścia – jestem Kobietą Spełnioną.


Tak tkliwie się zrobiło, że muszę już zmienić temat :)

☺👷☺

I mam nowy pomysł... Na krótko uruchamiam dziś cykl tematyczny "Kolorowy świat".

Chciałam Wam pokazać, jak często nie doceniamy piękna, które nas otacza... kolorów, z którymi przecież mamy wciąż do czynienia, a nie zauważamy ich w naszym codziennym biegu. Świat wokół nas jest piękny i kolorowy, a nam zazwyczaj nie udaje się tego dostrzec...

Dlatego, na przykładzie moich kwiatów, bo te z reguły słyną z pięknych kolorów, utworzyłam kilka kolaży, na których wyraźnie widać, jak smutne byłyby nasze ogrody i jak beznadziejnie wyglądałaby nasza rzeczywistość, gdyby te różnorakie barwy nie istniały i gdybyśmy dysponowali jedynie czernią i bielą... 

Zobaczcie sami...

Piękne, kolorowe kwiaty dziwaczka wyglądałyby tak:







Prawda, że to smutny widok?

A piękny wilec w intensywnym, niebieskim kolorze? Nie uważacie, że wyglądałby ponuro?






I tulipany, jedne z najpiękniejszych kwiatów wiosny? Właśnie wtedy, kiedy z reguły po ponurej i szarej zimie czekamy na wiosenne pokolorowanie świata, miałyby wyglądać tak żałobnie? Przerażająca jest taka możliwość...






Na szczęście, to tylko taka zabawa w czerń i biel. Otaczająca nas natura jest barwna, nasycona kolorami i piękna dla oka, duszy i serca.
I tym należy się cieszyć, doceniać to i odczuwać wdzięczność, że znaleźliśmy się na trzeciej planecie od słońca, na tej najpiękniejszej ze znanych nam planet :)

Tymczasem, kochani... do następnego napisania.

Wdzięczna jestem za Wasze wizyty, komentarze i wszystkie miłe słowa. To dla mnie wielka radość, satysfakcja i pokarm dla mojego blogowego wędrowania... 

💓💓💓



Komentarze

  1. Miałaś wspaniały pomysł dokumentując krok po kroku etapy powstawania Waszego miejsca na ziemi. W szale planowania, budowania i malowania drewutni 🙂, co jak wiadomo pożera mnóstwo czasu i energii, pamiętałaś o tym, żeby robić zdjęcia. Teraz możecie sobie z sentymentem wspominać jak to kiedyś było.
    Duża ilość doniczek na tarasie to najlepsza zapowiedź tego, że zamieszka tutaj Pani Ogrodowa. Ten rumianek to też nie przypadek 🙂.
    Zgadzam się z Tobą, że powinniśmy doceniać to, że mieszkamy na najfajniejszej z planet, w dodatku według mnie również na najładniejszym, najciekawszym i najbardziej różnorodnym kontynencie.
    Pozdrawiam cieplutko mimo mrozu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie Ci dziękuję. Pamiętałam o fotografowaniu głównie dlatego, że prowadziłam wtedy ten blog budowlany i miałam świadomość, że na te zdjęcia czeka sporo osób czytających mój blog :) I masz rację, teraz dzięki temu często wracamy do tamtych czasów i wspominamy :) Cieszę się, że podzielasz moje zdanie w kwestii naszej planety i oczywiście, przyznaję Ci rację, nasz kontynent z pewnością nudny nie jest :) Pozdrawiam Cię również i serdecznie zapraszam ponownie.

      Usuń
  2. Lubię takie relacje jak się wszystko zmienia , pięknieje. Tym stołem przypomniałaś mi jak to ja z rodzicami jeździliśmy na budowę domu w którym mieszkam od 40 lat. Pozdrawiam :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że swoim wpisem umożliwiłam Ci powrót do miłych wspomnień. To jest zawsze dosyć emocjonalne przeżycie. Pozdrawiam Cię serdecznie.

      Usuń
  3. Witaj Iwonko 🩷
    Jestem pełna podziwu dla Was obojga! Z niczego, powtarzam z niczego stworzyliście swoje piękne, idealne miejsce na ziemi! Wasz dom jest wspaniały i taki rzeczywiście Wasz. Wasza praca,pot u pewnie też łzy. Ale także spełnione marzenie a to olbrzymia wartość!
    Pomysł na zestawieniem wielobarwnych kwiatów z czernią i bielą bardzo trafiony. Pokazuje jak smutny byłby nasz świat bez kolorów.
    Jak zwykle serdecznie Cię pozdrawiam i ściskam, z ogromną przyjemnością przeczytałam post,jak zwykle zresztą 😘😘😘🩷🩷🩵💜

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, powiem Ci, że to był heroiczny wysiłek i trochę takie rzucenie się na głęboką wodę. Ogromnie się wtedy bałam tej decyzji, tej wyprowadzki i tego nowego życia na wsi, ale się udało i nie żałuję ani przez moment. I tak najgorsza jest tylko zima, ale tak samo jest w mieście. Wszystkie pozostałe pory roku, to cudowne uczucie, że tu mieszkamy. Kawa na tarasie rano w jeszcze nocnym stroju, to coś, co tygryski lubią najbardziej :) Cieszę się, Monia, że pomysł kolaży kwiatowych Ci się podoba, mam jeszcze kilka takich zdjęć do następnego postu. Również mocno Cię ściskam i całusy piątkowe posyłam...

      Usuń
  4. A ja myślałam, że to ja wprowadzałam się na budowę! U nas jednak w momencie zasiedlania było już przynajmniej ogrzewanie i ściany na parterze otynkowane (poddasze za to prawie nie tknięte). Tylko ja miałam wtedy małe dziecko, a z drugim byłam w problematycznej ciąży, więc też łatwo mi na tym placu budowy nie było - ale cieszyłam się, że z kawalerki wprowadzamy się do większego lokum. Co do prac budowlanych, to widzę, że mamy podobnie - ja też ciągle latałam z pędzlem i malowałam wszystko wokół :). Fajne wspomnienia, czytam z wielkim zainteresowaniem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, Małgosiu :) Wychodzi na to, że nie tylko Ty :) Ale Twoja sytuacja z ciążą i małym dzieckiem, zupełnie Cię usprawiedliwia. Ja też bym nie ciągnęła małego dziecka w takie spartańskie warunki... A w malowaniu byłam najlepsza i rzeczywiście robiłam to chętnie i ponoć fachowo :) Tak przynajmniej co niektórzy mówili :) Dziękuję i zapraszam Cię na kolejne wspominki, już za niedługi czas...

      Usuń
  5. Jakoś do tej pory nie miałam okazji poznać historii budowy waszego Domu. Teraz, skoro wspominasz, mam okazję to nadrobić. To, co teraz się dzieje w Twoim Ogrodzie udowadnia, że stworzyłaś Czarodziejski Ogród, w którym nawet zima nie straszna roślinkom. A stworzenie na bezludziu takiego miejsca, to mistrzostwo świata. Gratuluję. Po zdjęciach widać, jak ciężko pracowaliście Oboje. Nawet pokuszę się na takie oto zdanie - że do twarzy Ci z pracami budowlanymi. Efekt Waszych starań przerósł oczekiwania. Ale wiesz co? Nie poprzestałaś na zbudowaniu domu i zorganizowaniu ogrodu, wciąż coś poprawiasz, wciąż coś dodajesz, zmieniasz, wciąż dopieszczasz i do tego uwielbiasz o tym opowiadać. Znam osoby, które siedzą tylko i patrzą. TY jesteś w ciągłym ruchu. Kochasz to miejsce i kochasz swój wymarzony Dom, który jest dziełem Waszego życia. Nie musisz nawet tego udowadniać, bo to widać gołym okiem. Nawet wirtualnym.
    Ściskam Cię serdecznie... posyłam promyk słońca...
    PS - a pomysł z czarno - białymi zdjęciami w punkt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już kiedyś pisałam, Polonko, o tym moim drugim blogu budowlanym... Ja go nazywam budowlanym bo zaczęłam go prowadzić właśnie w momencie, kiedy zaczęliśmy budowę i choć jest on w sporej części poświęcony budowie, to różne inne codzienne rzeczy też tam wrzucałam. Ale moje tam pisanie skończyło się tak naprawdę już jakiś spory czas temu, bo ogrodowymi kwestiami niewiele osób się tam interesowało, a budowlane się skończyły. Lecz blog wciąż istnieje.
      Wiesz, jak patrzę dziś na te niektóre zdjęcia, na których było takie pobojowisko, to czasem samej trudno mi uwierzyć w tę przemianę, której tam dokonałam. Piszę "dokonałam" bo ogród to tak naprawdę moje dzieło, jedynie z wyjątkiem drewnianych pergoli i innych drewnianych elementów, które wykonał mój mąż... Cała reszta to moja praca przez te wszystkie lata, aż czasem trudno mi uwierzyć. No i prace wciąż trwają. w ogrodzie praca nie kończy się nigdy, jak sama to trafnie zauważyłaś. Może właśnie dlatego, że rzeczywiście kocham to miejsce i uwielbiam tu być.
      Dziękuję za pochwałę czarno-białych zdjęć, mam ich jeszcze kilka na kolejny wpis.
      Również ściskam Cię mocno i buziaki posyłam...

      Usuń
  6. Niesamowita historia! Wiem ile pracy i czasu związane jest z budową domu, mój tato wybudował nowy dom (gdzieś 200 m od starego), zaczął pracę gdy byłam jeszcze w gimnazjum a wprowadzili się do niego w zeszłym roku, a mam prawie 30 lat. Tak więc czas, czas, praca, pieniądze, pieniądze i czas i tak w kółko. Ale efekt jest niesamowity a usiąść na własnej kanapie, albo położyć się we własnym łóżku to cudowne uczucie wynagradzające lata wyrzeczeń, lata ciężkiej pracy. Wasz domek wygląda cudownie, widać, że gości w nim miłość i pasja! Cudowne, ciepłe gniazdko!
    Ciekawy pomysł z zestawieniem biało czarnych zdjęć i kolorem. Niestety, człowiek docenia to co ma zazwyczaj po stracie, a te niby proste rzeczy jak to, że widzimy barwy, to prawdziwy cud na który należy być wdzięcznym każdego dnia :)
    Pozdrowienia Kochana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ładnie Twój tato to sobie rozplanował w czasie, Klaudio.
      My nie mogliśmy tyle czekać, trzeba było szybko realizować swoje marzenie, bo czas uciekał, a my już nie najmłodsi byliśmy wtedy :) Ale to fakt, czas... czas... czas... i kasa. Tempo było oszałamiające, ale się udało :) Spełniliśmy to swoje wielkie marzenie i to nawet w niedługim czasie.
      Cieszę się, że spodobały Ci się zestawienia tych zdjęć, taki pomysł przyszedł mi do głowy, żeby to pokazać, w jakim pięknym i kolorowym świecie żyjemy :) I ile wdzięczności za to powinniśmy odczuwać :)
      Buziaki, Klaudio. Widziałam, jak pięknie wyglądasz, trzymam kciuki za Twoje szczęście...

      Usuń
    2. Myślę, że wcale tego nie planował, ale po prostu robił powoli, gdy były pieniądze a gdy jakieś inne wydatki to wstrzymywał budowę. Tak czy inaczej najważniejsze, że to co najgorsze, najbardziej czasochłonne i naddroże już za nim :)
      Wszystkiego dobrego, buziaki ślę!

      Usuń
    3. Aaaa... rozumiem, no tak. Kiedyś nie było kredytów, ludzie budowali domy w tempie zależnym od wpływu kolejnych środków na budowę. Nie było też dostępnych materiałów budowlanych. Teraz, jak masz kasę, to masz dom gotowy migiem :). Całusy, kochana <3

      Usuń
  7. Witaj, Iwonko, jakże mi się dobrze czyta Twoje posty, od razu robi mi się ciepło na sercu, a oczy cieszą się zdjęciami - i powiem Ci, że nawet te czarno - białe są piękne. Piękna historia spełnienia - tak mogłabym zatytułować Twój post. Własny dom, kontakt z naturą, spełnienie w miłości - to jest niezwykle ważne w naszym zaganianym życiu. Cudownie, że mieszkasz z dala od zgiełku i możesz robić surówki na powietrzu. Teraz już inaczej niż na zdjęciu, bo otoczona cudownym, pełnym kolorów ogrodem.
    Fiołeczek w doniczce też śliczny. a hiacynt czekający na wiosnę wcale mnie nie zdziwił, też czekam i trzymam kciuki za Twojego hiacynta, żeby szczęśliwie dotrwał, a Ty nam pokażesz jak rozkwitł. ;) Właśnie zimą brakuje mi nie tylko słonka, także kolorów i zapachów natury. Dobrze, że w zawiłościach sieci znalazłam Ciebie i Twoje blogowanie, bardzo się cieszę. Pozdrawiam ciepło. Uściski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Joasiu, bardzo miłe te Twoje słowa, to - jak to mówią - taki miód na moje serce :) Tak, spełniłam swoje marzenie, trochę przy okazji, bo tym marzeniem zaraził mnie mąż. Ja byłam typowym mieszczuchem, trochę bałam się tej zmiany, a głównie codziennych dojazdów do pracy prawie 30 km... Ale pierwsze liźnięcie tematu, dotknięcie natury i poranny widok z okna wyleczyły mnie całkowicie z zamiłowania do osiedlowych krajobrazów wielkiego miasta :) W życiu już bym nie wróciła do tego zgiełku, tumultu i zamieszania. Nawet teraz, odkąd jestem na emeryturze i czasami znajdę się we Wrocławiu (bo nieraz muszę), szybko załatwiam co jest do załatwienia i... uciekam na swoją wiochę :) Denerwują mnie korki, hałas tramwaje i ogólnie wszystko, mogę tam jedynie jechać od czasu do czasu.
      Ja też się cieszę, że Ciebie znalazłam, więc super, że tę radość z naszej znajomości mamy obie :) Ściskam Cię również bardzo mocno...

      Usuń
    2. A moja córka uparła się na Wrocław. Skończyła studia i została i nie chce wracać do domu. Ja studiowałam we Wrocku w sumie wiele lat (bo najpierw 6 dziennie, studium i studia i potem jeszcze podyplomowe), ale mam teraz tak samo jak Ty, jadę do młodej lub na spotkanie ze znajomymi i uciekam.
      I powiem Ci szczerze, że jak czytam Twój blog, to troszkę żałuję, że nie dałam się namówić mężowi na dom, że bałam się kredytu, że wydawało mi się, że jak mam 130 m2 w poniemieckiej kamienicy, to jest fajnie i przestrzennie... Mam, ale właśnie nie mam ziemi, ciszy, fiołków, które uwielbiam czy hiacyntów kiełkujących w styczniu...
      Jeśli jesteś w okolicach Żmigrodu, Rawicza, to moja mama była z Wąsosza, niedaleko. Znam te okolice. W ogóle nasz kraj jest piękny i jak już się wyjeździłam po świecie, teraz jest mi dobrze tutaj, w kraju.
      Uściski i serdeczności!

      Usuń
    3. Trochę się Twojej córce nie dziwię, bo młodzi chcą w mieście, a akurat Wrocław, jak dla mnie, jest świetnym miastem, bardzo ciekawym... no co tu dużo mówić, ja choć z niego teraz uciekam, to wciąż jestem zakochana w jego zakamarkach, zaułkach, w tym jego klimacie. Ale mieszkać tam już bym teraz nie chciała :)
      I powiem Ci, że ja właściwie tylko mężowi zawdzięczam to, że tu jesteśmy. On zawsze tak bardzo chciał... a ja też się bałam. Kredytu, odległości, dojazdów do pracy, bo przecież jeszcze ok. 10 lat jeździłam codziennie do pracy do sądu, a więc do samego centrum. Teraz, a zresztą już prawie od razu, dziękowałam losowi, że jednak dałam się namówić, że mu zaufałam i poszłam trochę na spontan, a trochę na żywioł :) Przychodzi wiosna i... żyję na powietrzu, jak ptak :) Aż do późnej jesieni. I to jest dla mnie bezcenne, nigdy wcześniej tego nie miałam, nie było tego w mieście. Tam trzeba było wyjść z domu, zresztą sama wiesz, jak jest :)
      Ja mieszkam dużo bliżej Wrocławia, nic napisałaś, niecałe 30 km. Na pewno przejeżdżałaś przez Oborniki Śląskie. Jeździmy tam na zakupy, to ok. 9 km od mojej wiochy :)
      Miłego wypoczynku Joasiu... jeszcze raz...

      Usuń
    4. Oj tak! No przecież. Byłam nawet kiedyś w Obornikach, ale dawno temu. Ładne tam są tereny, w ogóle na Dolnym Śląsku jest ładnie.
      Tak, czasem trzeba pójść na spontan, zaufać - wtedy jakimś cudem wszystko się układa... Cieszę się, że możesz być na powietrzu tak długi czas, to jest bezcenne, prawda. Uwielbiam naturę, czekam zatem na kolejne posty pełne cudnych kwiatów i kolorów. Miłego i jeszcze lepszego, uściski!

      Usuń
    5. Tak, tereny tu koło mnie są bardzo ładne. Piękne lasy, choć przez te lata, odkąd tu mieszkam, bardzo się przerzedziły... niestety.
      Dziękuję Ci Joasiu za Twoje dobre słowa... baw się wesoło i łap radość, nawet na zapas :)

      Usuń
  8. A to Ci dopiero ciekawy ogród:)
    Róża jeszcze kwitnie a hiacynt sprawdza czy już wiosna:)
    Wasz dom to cała historia,piękna i romantyczna bo zbudowana miłością ❤️
    Wzruszałam się kiedy ją czytałam i dziś wzruszam się dokładnie tak samo.
    Kiedy patrzę na tę sypialnię czy salonik to przypominam sobie nas bo mieliśmy bardzo podobne warunki. Wtedy uważaliśmy, że mamy luksusy:) Cieszyło nas wszystko i mimo wszystkich niedogodności byliśmy szczęśliwi.
    Mówią, że miłość góry przenosi ale też jak widać może zbudować takie cudowne miejsce jak Wasz domek.
    Idealnie odnaleźliście swoje dwie połówki i teraz możecie tylko z tego szczęścia czerpać garściami💞
    Teraz możecie cieszyć się cudownym ogrodem,który za troszkę znów rozkwitnie wszystkimi kolorami i będzie czarował.
    Wiem, że czarny i szary to też kolory ale radości to niestety w nich nie ma i bez tej całej palety barw świat byłby smutny😏
    Wszystkiego co najlepsze życzę i przytulam mocno😘🤗❤️




    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Maminku... Róża z hiacyntem poszły w konkury :) Która roślinka lepiej wytrzyma obecne mrozy :)
      Już to pisałam, ale napiszę jeszcze raz... Jestem pełna dla Ciebie podziwu, że przeczytałaś tę moją historię, tamten mój blog. Tam jest pięćdziesiąt parę stron do przeczytania, naprawdę szacunek dla Ciebie za determinację :) I masz rację, wtedy cieszyło wszystko, każdy krok do przodu to był wielki sukces, cieszył każdy drobiazg. I rzeczywiście miłość uskrzydla... to nasze szczęście pokazało nam, że człowiek jest w stanie pokonać różne przeszkody, nie zrażać się nimi i przeć do przodu, żeby tylko sfinalizować te swoje wyobrażenia o przyszłości.
      Również mocno Cię przytulam i cudownej niedzieli Ci życzę... <3

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję 😘
      Wiem, że trudno w to uwierzyć ale jeszcze teraz wracam sobie do tamtych wpisów:) tyle,że już nie po kolei,tylko wybiórczo:)
      Miłej niedzieli Wam życzę 😘🫠

      Usuń
    3. Naprawdę??? Jesteś niesamowita :) Całusy dla Ciebie...

      Usuń
    4. Naprawdę!!! Buziolki🥰❤️

      Usuń
  9. tego powiedzenia o budowaniu trzech domów nie słyszałam, trochę na odwrót niż to z posiłkami: śniadanie zjedz sam, obiadem podziel sie z przyjacielem a kolacje oddaj wrogowi.
    Mimo że nie mam podobnych doświadczeń między wersami czułam sentyment i emocje....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to powiedzenie o budowaniu trzech domów usłyszałam dopiero na forum budowlanym. Wcześniej też nie spotkałam się z taką sentencją :)
      I dobrze wyczułaś i sentyment, i emocje :)

      Usuń
  10. Iwonko :) To niesamowite, jak wiele wysiłku i miłości wkładacie w budowę Waszego domu. Przeszliście przez wiele wyzwań, ale efekt końcowy jest niesamowity. Twoje relacje i emocje związane z poszczególnymi etapami budowy dodają temu miejscu wyjątkowego znaczenia. Każdy detal, od kwiatów po pierwsze łóżko, świadczy o Waszej pasji i poświęceniu. Budować własny dom to nie tylko proces fizyczny, ale też podróż emocjonalna. Dziękuję za dzielenie się tymi pięknymi chwilami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, Aniu... To było spełnienie naszych marzeń, więc wszystkie emocje były na wierzchu, całe zaangażowanie szło pełną parą, bo już chcieliśmy mieć to swoje królestwo jak najszybciej gotowe. Pogoda też nam nie sprzyjała, jak przyszła zima i spadł ogromny śnieg, to był taki czas, że nie mogliśmy się na budowę w ogóle dostać, nie było dojazdu. Ale to wszystko przetrwaliśmy :)
      I masz rację, przeżywałam to wszystko na bieżąco ogromnie... Podróż emocjonalna - świetne i trafne określenie. Całuski Aniu przesyłam...

      Usuń
  11. Droga Iwonko!
    Fiołek afrykański prześliczny. Na samym początku naszego wirtualnego poznania przeczytałam historię budowy Waszego domku. Byłam pełna podziwu, że osoby mieszkające w bloku, w dużym mieście, gdzie wszystko mają (teatr, kino, sklepy, pracę) na wyciągnięcie ręki, zapragnęły zbudować sobie gniazdko z dala od ludzi. Jeszcze czternaście lat temu, ktoś by powiedział, że w pipidówce. Teraz coraz więcej ludzi ucieka z miasta aby żyć coraz bliżej natury, przyrody wśród swoich pięknych roślin.
    Autentycznie wpadłam w zachwyt widząc Wasz przeuroczy domek i to co stworzyliście w tak krótkim czasie. No cóż, dla chcącego nie ma nic trudnego, tym bardziej, gdy jest miłość i razem dąży się do wymarzonego celu. Wiem co znaczy urządzanie domu w stanie surowym. A co dopiero budowa domu. To przecież nie jest bułka z masłem. Te przebijanie się przez urzędy, banki. Jestem dla Was pełna uznania!!!!!
    Zdjęcia kwiatów przepiękne, wolę kolorowe. Ponieważ za oknem szaro, pochmurno chociaż biało.
    Przesyłam moc uścisków i serdecznych pozdrowień:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lusiu kochana, pamiętam, że Ty też przeczytałaś mój dziennik budowlany. Dla mnie jest to mistrzostwo świata :)
      Wiesz, to mój mąż zawsze bardzo chciał uciec z miasta. Ja nigdy wcześniej o tym nie myślałam, dopiero jak zaczął mi snuć te swoje opowieści, jak to będzie, jak odetchniemy, jak sobie powiększymy lokum itd itp. Zaraził mnie tym swoim entuzjazmem :) I to był strzał w dziesiątkę. Pewnie, że trochę się bałam, ale wiesz... za tą moją połówką poszłabym wszędzie. I powiem Ci, że nigdy nie żałowałam. I żadne kina, teatry i inne takie nie były już w stanie mnie powstrzymać, jak już pomysł się zaczął krystalizować. Nawet perspektywa dojazdu do pracy mnie wtedy nie zniechęciła :) I masz rację, w głębokiej pipidówce. Prawie 30 kilometrów od miasta. A sama budowa? Nie było łatwo, ale też nie było jakichś większych niespodzianek, a te które się pojawiły, mój mąż załatwiał szybko i bezboleśnie, taki był podekscytowany tym faktem. Ściskam Cię Lusiu mocno i równie serdecznie pozdrawiam <3

      Usuń
  12. Cześć Kochana! ♥
    Takie wydarzenia w życiu jak budowa, czy też nawet kupno własnego Domu to na pewno bardzo zbliżające do siebie doświadczenie. Budowa domu tym bardziej. Sama wiem, jak się czułam gdy do Was przyjechaliśmy. Ta energia w Was samych jak i całym otoczeniu. Na prawdę macie pełne prawo być dumnymi z tego osiągnięcia i czerpać z niego całą przyjemność ♥
    Uśmiałam się czytając "szalałam jak dziki osioł " :D
    Co do kolorów, ja nie przepadam za czarno-białymi zdjęciami. Czasami mają coś w sobie, np. architektura, ale życie pozbawione kolorów... cóż nic dla mnie :)
    Pozdrowionka.... ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, dziękuję Ci Kasiu kochana. Myślę, ze Twoja ocena w kwestii naszego domostwa jest bardzo właściwa, bo byłaś u nas i wiesz, jak to u nas wygląda i jak to z nami jest :) Masz rację, że taka emocjonalna budowa bardzo do siebie zbliża. To był dla nas gorący okres, ale i radosny i pełen szczęścia i radości :)
      I zgadzam się z Tobą, że życie bez kolorów byłoby ogromnie smutne i przygnębiające. Buziaki...

      Usuń
  13. Miło jest wrócić do wspomnień. Pozdrawiam serdecznie:):):)

    OdpowiedzUsuń
  14. Witaj umykającą bielą za oknem
    I moje fiołki afrykańskie kwitną teraz niesamowicie.
    Piękna, wzruszająca opowieść. Lubię czytać takie wspomnienia. Ja również kocham mój Dom i podobnie jak Ty nie nadużywam często tego słowa. Dobrze Cię rozumiem.
    Pozdrawiam ciepło i dobre słowo przesyłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję i cieszę się ogromnie, że moja opowieść Ci się podobała :)
      Dziękuję również za ciepłe i dobre słowo oraz pozdrawiam Cię także bardzo serdecznie.

      Usuń
  15. He disfrutado leyendo sobre la construcción de tu casa, me alegra que sigas tan feliz como el primer día. Tu violeta africana es preciosa, me gusta el color. Un día de estos empezaré a leer tu diario de la construcción de tu casa, para saber más sobre ella. Te dejo un abrazo muy fuerte, esperando leer más sobre tus recuerdos.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muchas gracias Teresa, y me alegro mucho que te gusten mis recuerdos. Si empiezas a leer mi diario de construcción de casas, prepárate un poco más de tiempo, porque es bastante largo :) Y te invito a leer mis próximas historias :)

      Usuń
  16. Bardzo mi się podobają te Twoje wspomnienia z budowy gniazdka. Krótko, ale treściwie. A fiołek afrykański cudowny. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Karolinko i cieszę się, że moje wspomnienia Ci się podobają. Pozdrawiam Cię również.

      Usuń
  17. Piękna historia budowy domu. Ileż to siły, cierpliwości i samozapalu... Ale warto było. Stworzyliście swoje miejsce tu na Ziemi w pięknych okolicznościach przyrody... Zima bywa kaprysna ale mimo to jest pięknie. I te porównania z kolorami... Ma to sens istnienia. I sens, że w naszych głowach mimo przeciwności zawsze powinno świecić słonko, i w sercu było kolorowo.... Aż za tęskniłam za wiosną... Budzące się kwiaty chyba też już zatesknily. Buziaki.
    PS. Udało się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Agatko. Fakt, taka budowa to wiele samozaparcia, cierpliwości i wytrzymałości, czyli tak samo jak z ogrodem :) I oczywiście, że warto, a jeszcze teraz z perspektywy czasu uważam, że to była jedna z naszych lepszych decyzji. Ja też już tęsknię za wiosną, najbardziej za ciepełkiem, zielenią i promieniami słonka. Uściski dla Ciebie i cieszę się, że w końcu Ci się udało :)

      Usuń
  18. Iwonko piękna to opowieść! Tak do głębi czuć Twoje emocje, miłość do domu i miłość, która w nim zamieszkała :-)) Bo dom to tylko budynek, mury... to od zamieszkujących go ludzi zależy, czy uczynią z niego najprzytulniejsze miejsce na ziemi, do którego z radością będzie się wracać!
    Przesyłam najcieplejsze pozdrowienia!
    Anita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, Anitko. Oczywiście, że miłość to wnętrze człowieka, jego emocje i uczucia. Dlatego tak ogromnie się cieszę, że udało nam się umieścić to wszystko w tych naszych nowowybudowanych murach :) Nie wyobrażam już sobie życia gdzie indziej :) Serdeczności dla Ciebie i dziękuję za miłe słowa...

      Usuń
  19. Wasze budowanie domu to wspaniała, pokrzepiająca historia spełnionego marzenia. Tak trzeba żyć kochana. Cieszę się czytając każdy Twój post. Pozdrawiam na nowy, udany tydzień. 💕

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak to odbieram i cieszę się, że Ty także. I dla mnie to ogromna radość, że czytanie moich wspomnień przynosi Ci choć trochę zadowolenia. Pozdrawiam Cię również i bardzo dziękuję...

      Usuń
    2. Też bardzo kocham swój dom, ale tak naprawdę wiem, że dom tworzą ludzie. To od nich zależy, czy ten dom będzie szczęśliwy.
      Cieplutko pozdrawiam. 🤗

      Usuń
    3. Oczywiście... tworzą ludzie, ich emocje, nastroje, miłość... Uściski serdeczne dla Ciebie przesyłam...

      Usuń
  20. Ciekawy proces budowania domu :) Sama mieszkam w domku i nie wyobrażam sobie życia gdzies indziej.
    Zdjęcia kwiatków jak zwykle zachwycające :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie wyobrażam sobie, żeby moje życie miało się toczyć w jakimś innym miejscu :) Dziękuję za pochwałę zdjęć i pozdrawiam Cię serdecznie...

      Usuń
  21. You builded a lovely House. It is very nice. And you have too a lot of field all around for to have a nice garden. Now you can plant more beauty flowers, or a few trees, all that you want to do. The result is very, very nice.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thank you very much. These are old photos from the construction of the house, now my garden is finished :) And I have neither the will nor the strength to enlarge it. Thank you for your visit and comment.

      Usuń
  22. Ciekawy post. A fiołki afrykańskie bardzo lubię! Często je można spotkać u mnie, u mojej mamy i babci. Mamy sentyment do tych kwiatków. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, fiołki są słodkie i trudno nie mieć do nich sentymentu :) Pozdrawiam i dziękuję za komentarz.

      Usuń
  23. Ten fiołek jest pokryty jakimś meszkiem? Śliczny jest :D
    Miłego dnia! :) Pozdrawiam serdecznie!🤗
    PS. Dziękuję za komentarz u mnie ;)
    Wildfiret

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te fiołki tak wychodzą na zdjęciach, a jeszcze jak się zrobi fotkę z lampą, to tym bardziej tak to wygląda jakby miał meszek :) Dziękuję za wizytę, komentarz i pozdrawiam Cię również.

      Usuń
  24. Piękne wspomnienia i cudne kwiaty:)
    Pozdrawiam kochana cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  25. Ile to wszystko wymagało pracy, poświęcenia, cierpliwości... Kiedy tak oglądam te zdjęcia myślę o moich dziadkach. Z opowieści babci wiem jak trudna jest budowa domu, zwłaszcza w PRLu, gdy wszystkich materiałów brakowało. Teraz z materiałami nie ma już takiego problemu, ale pracy jest równie dużo. My mieszkamy w moim domu rodzinnym, który budowali moi dziadkowie. Jestem im niesamowicie wdzięczna za każdą ścianę, dach nad głową i piękny ogród. Moich ukochanych dziadków już nie ma, ale staram się jak najlepiej dbać o dom, doglądać, pielęgnować każde drzewo, krzaki, które zasadzili... Kiedy zbieramy jabłka zawsze mówię moim dziewczynkom, że to prezent od pradziadka, bo to zasadził tą jabłonkę lata temu. Na pewno cieszyłby się, że jej owocami zajadają się teraz jego prawnuczki. To nasze miejsce na ziemi, które kocham nad życie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, gdybym teraz miała przez to wszystko przechodzić jeszcze raz, to nie wiem, czy bym się jeszcze raz zdecydowała. Ale inna sprawa, że wtedy byłam młodsza, mieliśmy więcej siły no i samozaparcia. I masz rację, że wymieniłaś właśnie te cechy... praca, poświęcenie i cierpliwość. Cudownie, że możesz mieszkać w domu Twoich dziadków i zbierać ich plony, ja mam taką nadzieję, że może kiedyś któreś z moich wnuków też zechce kontynuować tę moją ogrodową pracę :) Choć teraz młodzi raczej w mieście siedzą, ale nie przesądzam... może... Dziękuję za Twój komentarz i ogromnie się cieszę, że też kochasz swój dom <3

      Usuń
  26. Bardzo mnie ucieszył ten wpis😃 szybko wam poszło z budowaniem! Ciekawa jestem jak to u nas będzie kiedyś wyglądało,boję się, że o wiele dłużej 🙈.
    Kurcze, ale to musi być cudowne uczucie jak dom rośnie i marzenie zaczyna nabierać realnych kształtów ❤️🤩 coś pięknego.
    Łąka rumiankowa przed domem zachwycająca! Ale się im spodobało miejsce. Chyba fajnie było mieć ciszę dookoła?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aga, bardzo szybko poszło. W grudniu zaczęliśmy, mój mąż mieszkał w kwietniu następnego roku, a ja już tak na stałe, bez dojazdów do Wrocławia, przeprowadziłam się w czerwcu :) Tempo ekspresowe :) I masz rację, to uczucie jest nie do opisania, tyle emocji, tyle wrażeń... Ta cisza dookoła mnie zachwyciła od razu, fakt nie byłam do niej przyzwyczajona po ciągłym wrocławskim hałasie, ale ponieważ jeszcze przez 10 lat jeździłam do pracy do miasta, to miałam tego hałasu aż nadto. Dlatego z wielką radością i eksctacją wracałam do domu :)

      Usuń
  27. Fiołek afrykański jest piękny :D Fajnie tak jest móc powrócić wspomnieniami do dawnych lat :D
    Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za odwiedziny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też uważam, że cudownie jest wspominać, to coś co pozwala nam wracać do najmilszych w życiu chwil :) Pozdrawiam Cię również bardzo cieplutko...

      Usuń
  28. Temat jest mi znany. Z tą różnicą, że my kupiliśmy dom i tak go sobie ciągle 30 lat ulepszamy. Jedna wielka skarbonka, bez możliwości wyjęcia wkładu. Ale ta skarbonka to też ciepło, bezpieczeństwo, azyl, spokój, rodzina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się... Skarbonka, jakich mało, ale nie żałuję żadnej złotówki wsadzonej w te ściany :)
      Jak to pięknie już napisano, dom to ludzie, którzy w nim mieszkają, więc to ciepło, bezpieczeństwo, spokój i rodzina są najistotniejsze.
      Pozdrawiam Cię serdecznie.

      Usuń
  29. Cykl Kolorowy świat to super pomysł Iwonko. Jestem za. Świat w kolorach jest całkiem inny, cieplejszy. Bardzo ciekawa historia z tym domem. Miło się czytało. Trochę Ci zazdroszczę domu i ogrodu. Cudowne miejsce stworzyłaś. Chylę czoła. Uściski Kochana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak zupełnie niespodziewanie wpadłam na ten pomysł, Kasiu. I stwierdziłam, że świat tylko w tych dwóch kolorach byłby po prostu straszny!!! Bardzo mi miło, że moja historia opisująca powstawanie domu podobała Ci się. I rzeczywiście, mogę to miejsce nazwać cudownym, dla mnie ono właśnie takim jest :) Buziaki, Kasiu i dziękuję za Twoje komentarze...

      Usuń
  30. Jejku...wiesz, że podobnie mieszkaliśmy? 22 sierpnia 2022 roku wprowadziliśmy się na gołe betony. Nie było nawet jeszcze wody ani prądu ale nie mieliśmy innego wyjścia. Do tego jeszcze się rozchorowałam, to był bardzo trudny czas ale przeżyliśmy go, nawet nasz nastoletni syn i jesteśmy silniejsi :) teraz już tylko to wspominamy śmiejąc się jak to było na początku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, naprawdę??? Czyli wiesz, jakie to są niesamowite emocje być już w końcu w swoim domu... No ale Twoja choroba, to nie jest fajna sprawa, na szczęście to przeszłość i tylko wspomnienia pozostają, z których można się później pośmiać :)

      Usuń
  31. Widać, że dużo energii i wysiłku musieliście w to włożyć, aby wybudować przepiękny dom. Opłacało się, a efekty tej pracy są bardzo widoczne. To niesamowite i przepiękne miejsce. Ogród dodaje jeszcze dużo uroku Twojemu domowi 👍🙂 Z ciekawością przeczytałem Twój wpis oraz obejrzałem zdjęcia, które są są związane z budową domu. Za to cię cenię i szanuję 👍💖🙂
    Pozdrawiam Cię cieplutko i od serca 🤗😘💖

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, praca była ciężka i wyczerpująca. Ale chcieliśmy się jak najszybciej przeprowadzić, więc zasuwaliśmy równo. Warto było, bo kochamy to nasze miejsce na ziemi :)
      Bardzo Ci dziękuję za pochwały.
      I pozdrowienia ciepłe przesyłam.

      Usuń
  32. Trudno nie kochać domu, jeśli się patrzyło jak powstaje z niczego, a marzenia zmieniały się w rzeczywistość, do tego w tak krótkim czasie! I jeśli się w jego powstawanie włożyło tyle pracy i serca. Wspaniałe miejsce udało się Wam razem stworzyć.
    Oczywiście kwiatom najbardziej jest "do twarzy" w kolorach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Lusi, masz wiele racji... Nie da się nie darzyć tego miejsca tak wielkim uczuciem, po prostu się nie da. To było spełnienie marzeń i takie urzeczywistnienie pragnienia, które do jakiegoś momentu wydawało się nierealne :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Napisz do mnie

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Copyright © Pani Ogrodowa