Tytuł dzisiejszego posta jest trochę dyskusyjny nawet dla mnie, ale tak właśnie myślę i myślę również, że takie były intencje moich rodziców, więc chyba nie przesadzam. Chyba, że chodziło o to, abym zdobyła różnorakie umiejętności, co nie do końca się udało i było mi potrzebne, bo z tych moich dodatkowych zajęć, to niewiele czynników przydało mi się w moim dorosłym życiu.
Ale ja na razie nie o tym :)
W ogóle dzisiejszy post będzie podzielony na cztery części, bo cztery różne tematy chcę w nim poruszyć, a więc...
Po pierwsze, muszę Wam to pokazać :) W moim ogrodzie zawitało już przedwiośnie :) Sama jestem w głębokim szoku, bo przecież wciąż jeszcze mamy pierwszą połowę lutego, więc nawet jak na przedwiośnie, to jednak jest na to trochę za wcześnie.
Ale fakt pozostaje faktem, że pierwsze rośliny już się pobudziły i wychylają się z ziemi całkiem śmiało.
Pojawiły się pierwsze krokusy :)
Kolejne krokusy też już pchają się na świat...
Hiacynt też otworzył się już tak bardzo, że widać prawie całe jego piękne wnętrze, czyli "pokaż kotku co masz w środku" :)
Wynurzyły się też liście akantu i całkiem spore główki tulipanów.
Na świat wyjrzały również malutkie jeszcze serduszka, liliowce, a nawet piwonie :)
I inne młodziutkie zieleninki...
To by było na tyle wieści z ogrodu. Jak widać, moje rabatki nie są jeszcze uporządkowane po zimie, wciąż leżą na nich jesienne liście i inne pozimowe resztki, ale ciągle jeszcze jest za zimno na konkretne prace w ogrodzie, cierpliwie więc czekam na cieplejsze dni :) Jak to mówią, co ma wisieć, nie utonie :)
👇
Druga część mojego dzisiejszego wpisu, dotyczy cyklu "Najpiękniejsze zdjęcia". Taki cykl przygotowałam już jakiś czas temu i chcę się z Wami podzielić takimi swoimi fotkami, które uważam za najładniejsze, dobre jakościowo i najbardziej godne uwagi. Czyli takie, które w mojej ocenie dobrze mi wyszły, albo ogromnie mi się podobają.
Są to zdjęcia różne i przeróżne :) a na dzisiaj przygotowałam takie, które najbardziej kojarzą mi się ze zbliżającym się wiosennym czasem, czyli z kwiatami, które już niedługo zagoszczą na moich rabatach.
Na pierwszy rzut moje tulipany... sami oceńcie, czy te fotki są interesujące :)
A tym zdjęciem poniżej udało mi się nawet wygrać jakiś konkurs fotograficzny. Wprawdzie nie jakiś prestiżowy, ale zawsze :)
Kolejne wiosenne piękności, to fioletowe hiacynty i biały szafirek.
Ten szafirek wygląda, jak samotny, biały żagiel :)
I ostatnie dwie fotki z tego cyklu na dzisiaj, to piegowaty fiołek i cebulica...
Moim zdaniem cudowne :)
W kolejnych postach pokażę jeszcze inne zdjęcia, które moim zdaniem na pokazanie zasługują :)
👇
Trzecia część dzisiejszego posta, to "Zdjęcia szczególne". Przygotowałam na dziś sześć takich zdjęć. Pisałam Wam już we wcześniejszym wpisie, że zdjęcia tego cyklu dotyczyć będą przeróżnych zdarzeń, okoliczności lub moich przeżyć.
Zawsze kilka słów o tych wydarzeniach Wam opowiem :)
Dzisiaj na tapecie są koty :) Te koty są z czasów budowy naszego domu, ale też z czasów naszego wczesnego zamieszkiwania. Dlaczego je pokazuję? Bo nigdy nie "mieliśmy" tylu kotów naraz. Słowo "mieliśmy" wzięłam w cudzysłów, bo tak naprawdę te koty nie były naszą własnością... były to koty wioskowe, chyba niczyje, ale do nas przychodziły na posiłki i na mizianie :)
Pisałam już o nich w dużo wcześniejszych postach, ale wiem, że niektóre osoby, które mnie teraz czytają, nie znały jeszcze wtedy mojego bloga, więc dla nich chcę przybliżyć ten temat, a pozostałym przypomnieć.
Nasza przygoda z kotami zaczęła się od jednej czarnej kotki, która zaczęła do nas przychodzić pod koniec budowy. Była ufna, pozwalała się głaskać i bardzo chętnie wyjadała wszystko z kociej miseczki.
Aż pewnego pięknego dnia przyprowadziła do nas czwórkę swojego ślicznego, kociego potomstwa. Maleństwa były urocze, każde z nich było inne i każde cudowne :)
Tu, na zdjęciu, grzecznie konsumują razem z mamusią :)
A tu głodomory czekają na jedzenie zaglądając do środka przez tarasową szybę :)
Maleństwa były słodkie i bardzo grzeczne. Ogromnie się do nich przyzwyczailiśmy, bo przesiadywały u nas na tarasie całymi dniami :)
Rok później nasza czarna kocica postarała się o młodsze rodzeństwo dla swoich dzieci i przyprowadziła do nas trójkę przedstawicieli następnego pokolenia :)
Te trzy urwisy były całkowitym przeciwieństwem pierwszych, grzecznych kociaków.
Wszystkie wyglądały identycznie i były nie do odróżnienia.
Poza tym były bardzo nieufne i nie dawały się pogłaskać.
Za to szalały niesamowicie, wszędzie było ich pełno i trzeba było ogromnie uważać, żeby nie zrobić im krzywdy.
Zanim odjeżdżałam swoim autem, musiałam zawsze postukać ostro we wszystkie jego części, bo uwielbiały baraszkować i wylegiwać się na samochodowych kołach :)
Był taki dosyć długi czas, że na naszym tarasie urzędowało jednocześnie osiem kotów. Mama i siedmioro kociąt z dwóch miotów. Było wesoło i zabawy z nimi było co niemiara, ale nie trwało to bardzo długo, bo kociaki stopniowo, pojedynczo się wykruszały. To znaczy przestawały do nas przychodzić, aż na samym końcu została już tylko sama mama-kocica, która też w którymś momencie zniknęła i tak nasz kocia przygoda się skończyła :)
Już nigdy potem nie mieliśmy tak zmasowanego, kociego ataku na naszą spokojną egzystencję. Do tej pory zdarzają się czasami jakieś pojedyncze egzemplarze zaglądające na nasze podwórko, ale żaden z nich nie zatrzymuje się na dłużej.
👇
Ostatnią już, czwartą część mojego dzisiejszego wpisu poświęcę tematowi, który tak naprawdę jest częścią zasadniczą i związaną z tytułem tego posta.
"Miałam być artystką"... miałam, chyba rodzice tego chcieli. Nie tylko dla mnie tego chcieli, ale też chyba dla mojego młodszego brata, bo do szkoły muzycznej posłali zarówno mnie, jak i jego. Ale od początku.
Mój tato był muzykiem... Wprawdzie był samoukiem i nie chodził do żadnej szkoły muzycznej, ale miał talent i grał na saksofonie w zespole muzycznym. Odkąd pamiętam, z tym saksofonem często go widywałam... albo na nim grał, albo go czyścił i hołubił. Widać było, że ten instrument jest dla niego ogromnie ważny :)
Za to moja mama, w latach swojej młodości, tańczyła w ludowym zespole tanecznym. Więc można powiedzieć, że artystyczna ta moja rodzinka była :)
Sorry za te "zakółkowane" twarze, ale gdyby ktoś przypadkiem tu siebie rozpoznał, mógłby nie życzyć sobie wisieć na moim blogu :)
Już we wczesnym dzieciństwie zaczęłam wykazywać skłonności nacechowane głębokim artyzmem, co widać na poniższym zdjęciu (mam nadzieję, że moja ironia jest tu wystarczająco czytelna) 😀 Uwielbiałam się przebierać i stroić :) Zdecydowanie nęcił mnie kolorowy, artystyczny świat :)
Nie dziwota więc, że jak tylko zaczęłam samodzielnie chodzić, a właściwie to zaraz niedługo potem, zapisano mnie na balet. Myślę, że miała to być taka trochę ucieczka przed tym, żebym nie została "artystką ze spalonego teatru" :)
W balecie ćwiczyłam różne figury i wygibasy... również w towarzystwie mojej najlepszej przyjaciółki z lat dziecięcych - Ewy, która na ten balet chodziła razem ze mną :) Mam z tamtych lat wspaniałe wspomnienia, bo bardzo lubiłam te zajęcia, pan od baletu zawsze mnie chwalił, no i miałam całe mnóstwo nowych, sympatycznych koleżanek :)
Ćwiczyłam wytrwale, gorliwie i z wielką przyjemnością :) Te zaciśnięte usta zdecydowanie świadczą o mojej baletowej determinacji 😀
Podobno byłam zdolną baletnicą :)
Ten mój baletowy high life skończył się, gdy miałam siedem lat i trzeba było iść do szkoły. Rodzice zapisali mnie do szkoły muzycznej, z myślą, że może zostanę jakimś muzycznym wirtuozem. Ponieważ zdobywanie umiejętności w takiej szkole wiązało się z poświęcaniem mnóstwa czasu na grze na instrumencie, z baletu trzeba było zrezygnować, bo czasu na tę przyjemność już nie starczało, przynajmniej ja zapamiętałam taką wersję.
Więc nastąpił koniec mojej baletowej kariery, a nadszedł początek mojej muzycznej edukacji...
W domu stanęło pianino i zaczęło się moje codzienne rzępolenie :)
Ale jeszcze zanim o tym, to opowiem coś zabawnego.
W tamtych, bardzo odległych czasach, do szkoły muzycznej obowiązywał egzamin. Przynajmniej tak było w tej mojej szkole. Biedne, przestraszone, siedmioletnie dzieci stawały przed komisją egzaminacyjną, która zadawała (co tu dużo mówić) dziwne pytania. Ponieważ historia mojego egzaminu ciągnęła się za mną aż do końca tej mojej szkoły, czyli do ósmej klasy, chcę ją Wam opowiedzieć :)
Zapytano mnie mianowicie, co lubię najbardziej. Dzieci na takie pytania z reguły odpowiadają zupełnie zwyczajnie, czyli na przykład, że lubią się bawić, śpiewać, rysować, nie wiem co jeszcze.
Ja - egzemplarz wyjątkowy i doskonały, odpowiedziałam:
- Kartofle :)
Żebym jeszcze chociaż powiedziała "ziemniaki" hmm... przynajmniej jakoś lepiej by to brzmiało...
Ale kartofle??? Tylko ja mogłam tak wypalić 😀😀😀
Dlatego do końca mojej edukacji, w tym sławnym przybytku wiedzy i talentów, ciągnęła się za mną niewybredna uwaga: aaaaaa, to jest ta, która lubi kartofle 😂
Ale wracając do mojej muzycznej edukacji, zaczęło się rzępolenie na pianinie... codzienne, długotrwałe i - jak dla mnie - dosyć nudne. Pianino nie zostało ani moim przyjacielem, ani wiernym druhem.
Kiedy moje koleżanki z podwórka skakały w gumę, czy w skakankę, ja zasuwałam gamy i etiudy, a mama ze ścierką w ręce pilnowała, żebym przypadkiem nie oszukiwała.
Czasami udało mi się wychylić przez okno i popatrzeć tęsknym wzrokiem na zabawy moich podwórkowych rówieśników, ale z reguły kończyło się tylko na podglądaniu.
W każdym razie finał tej opowieści jest taki, że skończyłam tę szkołę, wirtuozem jednak nie zostałam. Z tego co pamiętam, moja pani nauczycielka od fortepianu powiedziała mojej mamie, że mam za drobne dłonie i za krótkie palce, żeby zostać muzycznym geniuszem :)
Ale w sumie jestem losowi wdzięczna, że jednak odebrałam tę muzyczną edukację, bo wyniosłam z niej kilka korzyści. Trzy z nich, które tak na gorąco przychodzą mi na myśl, to przede wszystkim:
- po pierwsze - moje umiłowanie do muzyki poważnej, gdyż odwiedzanie filharmonii było w mojej szkole prawie obowiązkowe, ale akurat wycieczki do tego przybytku uważam za bardzo udane i o ile tylko mam okazję i możliwości, kontynuuję je do dziś. Kocham muzykę poważną prawie w każdej postaci, tak że w tym zakresie korzyść z tej mojej szkoły jest olbrzymia :)
- po drugie - mam wyrobione doskonałe poczucie rytmu i dobry głos. To akurat jest coś, co w takiej szkole jest niezbędne, więc wszelkie ćwiczenia w tym zakresie tylko mi w tym pomogły. I uwierzcie, taka umiejętność przydaje się nawet w zwykłym, codziennym życiu. Zdecydowanie z faktem, że słoń mi na ucho nie nadepnął, jest na moich ścieżkach egzystencji o wiele łatwiej :)
- i po trzecie - w szkole średniej, do której poszłam po podstawówce, jednym z obowiązkowych przedmiotów była muzyka z jednoczesną nauką gry na pianinie od podstaw. Z tego przedmiotu przez całą szkołę byłam zwolniona, właśnie z racji ukończenia podstawowej szkoły muzycznej.
To na koniec zobaczcie tę światowej sławy pianistkę Iwonkę 😄
To jest chyba jedyne zdjęcie przy moim domowym instrumencie, jakie posiadam :)
Tę swoją muzyczną karierę kontynuowałam jeszcze przez chwilę. Kiedy zaczęłam naukę w liceum, zapisałam się - już sama i dobrowolnie - do szkoły muzycznej II stopnia, która mieściła się w dosyć odległej ode mnie części miasta i w której zajęcia odbywały się popołudniami. Jednak chyba nie byłam zbyt zorganizowana albo byłam zbyt leniwa, gdyż do tej szkoły uczęszczałam tylko kilka miesięcy.
Całkowity brak czasu popołudniami zaczął mi bardzo doskwierać i odbijać się na mojej nauce w liceum. Brakowało mi czasu na naukę i odrabianie lekcji z tej normalnej szkoły, brakowało też czasu na ćwiczenie na instrumencie... dzień był dla mnie za krótki, do tego dojazdy... Opuściłam popołudniowe zajęcia raz, potem drugi raz, zrobiły się zaległości i... zrezygnowałam.
Do dziś nie wiem, dlaczego wtedy uparłam się na kontynuowanie nauki w tej popołudniowej szkole, chyba jakaś ambicja albo nie wiem co, bo rodzina absolutnie nie naciskała na mnie, żebym się tam spełniała. W każdym razie, to był definitywny koniec mojego muzycznego wykształcenia :)
Dlatego na tych wynurzeniach kończę, kochani, ten dzisiejszy wpis.
Następnym razem pozostaniemy jeszcze w moim dzieciństwie, uraczę Was za to opowieścią z mojej przepastnej szuflady :)
Tak że dzisiaj żegnam się z Wami na niedługo, życząc jednocześnie wszystkim moim "czytaczom" słonecznych i ciepłych dni oraz wielu uśmiechniętych chwil...
Baj... baj...
🙋🙋🙋
Wszystkie opowiastki są swietne:) Wiosenne maleństwa ucieszyły równiez mnie. Dzisiaj dojrzałam tez moje hiacynty, ale dopiero wygladać zaczęły. Tulipanów jeszcze nie widzę. Kocia historia też fajna. Jednak baletowa i muzyczna najfajniejsza:))) Kocham muzyką bardzo. Nie kończyłam szkoły muzycznej, bo w moim miasteczku takiej nie było. Wykształcenie muzyczne zdobyłam jednak... w wieku 47 lat przekwalifikowałam się z geografa na n-lkę muzyki. To dopiero śmieszne. I tak uczę sobie i geografii, i muzyki w dwóch szkołach:))) To była super decyzja:)
OdpowiedzUsuńSerdecznie Cię pozdrawiam:)
Tak, roślinki zaczęły szaleć i coraz odważniej wychylają się na zewnątrz.
UsuńA co do muzyki? No proszę, okazuje się, że każdy życiowy moment jest dobry, żeby zacząć coś nowego i to z powodzeniem :) Cieszę się ogromnie, że jesteś z tej swojej decyzji zadowolona...
Pozdrawiam Cię również i dziękuję za miły komentarz, cieszę się, że wpis Ci się podobał.
Życie nam pisze różne scenariusze. U Ciebie tyle ciepłych wspomnień, zapisujesz sobie na blogu to wszystko. Spokojnego popołudnia życzę. I udanego tygodnia.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo. Te wspomnienia i umieszczone tutaj zdjęcia pozwolą mi do nich wrócić w dowolnym momencie bez sięgania do szuflady i do zakamarków pamięci :)
UsuńPozdrawiam Cię Kasiu i też życzę Ci miłych chwil...
Te pierwsze kwiatuszki cieszą chyba najbardziej. Aż się uśmiechnęłam sama do siebie, gdy je zobaczyłam. 😍 Natura jest wdzięcznym tematem do fotografowania. Koty jakie śmieszne! Swojego czasu też dokarmiałam te "wsiowe". Kociaki to takie troche cwaniaki. Zawsze śmieszyła mnie ich "logika". :) Te rodzinne zdjęcia są wspaniałe. Czy grasz jeszcze na pianinie? Pamiętasz jakieś utwory?
OdpowiedzUsuńTak, te pierwsze maluchy zawsze rozczulają i zachwycają, choć przecież co roku widowisko powtarza się w identyczny sposób :)
UsuńKociaki są słodkie i zabawne, ale z tą ilością mieliśmy trochę zachodu. Wspinały się na tarasowe słupy, skakały po parapetach, okupowały taras, brudziły jedzeniem, na szczęście jeszcze wtedy był łysy beton, więc śladu po tym nie ma :) Zwłaszcza ten drugi miot, to był zlot czarownic :) Te pierwsze, to były prawdziwe słodziaki, a ten biały był z nami najdłużej ze wszystkich kocich dzieci. Chodził z nami nawet na spacery :) Ech... fajne wspomnienia.
Nie, na pianinie nie grałam od ponad 40 lat, odkąd wyprowadziłam się z domu rodzinnego. Potem pianino zostało przez rodziców sprzedane. Nie wiem, czy bym umiała, nigdy nie zrobiłam żadnego podejścia do tej kwestii, może trochę ze strachu, że jednak nie? Poza tym, jeśli już, to musiałabym mieć swobodę, w sensie - spróbować gdzieś w samotności, a taka okazja mi się nie trafiła. Ponoć tego się nie zapomina, tak jak jazdy na rowerze :)
Ja mam pianino, ale czasu brak, aby grać. Wzięłam je, bo ktoś chciał się pozbyć. Wzięłam dla siebie i córki. Kiedyś też się uczyłam... Myślę, żeby zapisać ją do szkoły muzycznej, ale chyba jeszcze jest za mała. Nie wiem kiedy jest najlepszy moment i czy będzie lubieć? I żeby nie przesadzić. Ćwiczenia w domu są uciążliwe, ale mimo to nie wydaje mi się, żeby był to czas stracony...
UsuńMyślę, że każdy moment jest dobry na rozpoczęcie tej nauki, pod warunkiem, że będzie jej to sprawiało przyjemność. Ale to szybko będziesz widziała, czy nie jest to dla niej kara.
UsuńJeszcze nie mam odwagi, ale dam jej rok, góra dwa lata wolności i spróbujemy. :) A czemu to źle, że wiosna przyszła wcześniej?
UsuńBo obawiam się, że przyjdzie jeszcze solidny mróz i te wszystkie rozkwitłe pąki i wystające czubeczki kwiatów zniszczy bezpowrotnie... Są takie, które sobie poradzą, ale są też takie, które po takiej akcji już nie zakwitną.
UsuńJejku Iwonka.... Cóż za opowiastki. Dziękuję, że podzieliłaś się tu na blogu kawałkiem swojego życia. Jak dla mnie cudowne miałaś dzieciństwo. A życie, taki Ci właśnie ułożyło scenariusz. I dzisiaj jesteś taka jaka jesteś...
OdpowiedzUsuń. Wiosna już za progiem,pomału budzi się życie... fotki piękne. Tulipany za niedługo będziemy podziwiać na swoich rabatach..zobaczysz. Czas pędzi. .. A koty zawsze były dla mnie bezpańskie. To znaczy... Koty nie mają właścicieli... One żyją swoim życiem 😉😉😉 i czy nie powinniśmy brać z nich przykład???? 🤣 My mamy dwa koty... Mamy... A one i tak chodzą swoim ścieżkami... Buziaki.
Nie narzekam na swoje dzieciństwo, Agatko. Byłoby to nie fair z mojej strony. Tak mnie życie ukształtowało i tak miało być, taką drogę sobie wybrałam :)
UsuńWiosna jest już za zakrętem, niedługo zakwitną pozostałe wiosenne roślinki i z pewnością zazieleni się trawa. Nasz cierpliwość jest wystawiona na próbę, choć ja się jeszcze nie cieszę, bo pamiętam ubiegły rok i to czekanie na wiosnę, która niestety bardzo się opóźniała.
Co do Twojej opinii o kotach, to w zupełności się z nią zgadzam :)
Całusy dla Ciebie.
Pięknie jest obserwować jak przyroda budzi się do życia.
OdpowiedzUsuńCiekawa opowieść o przybłędnych kotach. U mnie na osiedlu też były, co chwila nowy miot, aż jedna pani wyłapała je i poddała sterylizacji. Jakoś długo nie pożyły.
Ja od małego jestem za pan brat z kotami. Chociaż ostała się tylko jedna kotka - Miałpa.
Trochę zazdroszczę Ci muzycznego wykształcenia, nawet okupionego tymi wyrzeczeniami.
Pozdrawiam serdecznie :)
Dlatego myślę, że wiosna to najpiękniejsza pora roku. Po jesieni i zimie jesteśmy tak stęsknieni ciepła i zieleni, że każdy skrawek nadchodzących pięknych dni, cieszy i uszczęśliwia nas ogromnie.
UsuńKoty są kochane i wspaniałe, imponują mi ich charakterki i to, że chodzą własnymi drogami :)
Ja w sumie jestem zadowolona, że do tej szkoły muzycznej chodziłam :) Choć wirtuozem nie zostałam, to jednak parę korzyści z tego mam, dlatego nie żałuję :)
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.
So beautiful to see spring popping up! Beautiful photos are those flowers too. But of course, I am drawn to cats. And yes, ours like the wheels of the car too!
OdpowiedzUsuńSuch fantastic stories of your family and you. A rich history, indeed. Thank you so much for sharing these images and imagery. All the best to a beautiful Valentines week and all the best to those plants in the garden 💕🤍💕❤️💕🩷
Thank you very much. The first spring flowers always bring so much joy, we wait for them all autumn and long winter.
UsuńAnd I had to be very careful with these kittens, they were hiding in strange places :)
I'm glad you liked my family story. There will be more, so I cordially invite you to visit my blog again.
Best regards and I wish you all the best.
Fantastic! Oh, such amazing photos of these young plants! It warms me up. Although, our snow is gone, I am worried more might be on it's way. February is like that here..and March gives us some cold storms too.
OdpowiedzUsuńSuch beautiful flowers! So enjoyed reading about dance and music with you. Here's to finding the joy everyday. Thanks for being here.
Thank you very much for all your kind words.
UsuńSpring flowers are pure joy, although this year they are a bit too early, it often snows in March and even in April.
I remember my childhood years because we should remember the good and happy moments, and the photos only remind us of what happened then. Thank you for your visit, comment and I invite you again.
Widzisz, ja z kolei bardzo żałuję, że w tym swoim artyzmie nie wytrwałam bo bardzo żałuję, że nie nauczyłam się grać na żadnym instrumencie. Miałam epizod z pianinem, później z gitarą ale jakoś się to wszystko rozwiało. Do dzisiaj za każdym razem kiedy widzę kogoś grającego pięknie na którymś z tych instrumentów serdecznie tej osobie zazdroszczę. Wiem, że dopóki człowiek żyje to ma czas realizację marzeń zatem kto wie, może i ja kiedyś zostanę wirtuozką :).
OdpowiedzUsuńTyyyyle oznak wiosny u Ciebie? U mnie jeszcze nic nie zauważyłam ale jutro w drodze do pracy lepiej się rozejrzę, o ile oczywiście nie będzie padać i nie będę miała widoczności ograniczonej parasolem.
Z bycia artystką się nie wyrasta, teraz Twoja artystyczna dusza znajduje odzwierciedlenie w ogrodzie. I do roślin, i do tańca, i do muzykowania trzeba mieć dobre podejście i otwarte serce.
Przesyłam Ci ogrom serdeczności w ten przynajmniej u mnie pochmurny i szary dzień.
Oczywiście, nigdy nie jest za późno na realizację własnych marzeń.
UsuńJa jakoś zawsze wolałam słuchać, niż grać. Wszystkie szkolne egzaminy z fortepianu, a były takowe dwa razy w roku, ogromnie mnie stresowały i nie wspominam tego z radością.
Ale słuchać mogę bez końca... wszystkie fortepianowe utwory napawają mnie spokojem i radością. Jeśli masz jeszcze myśli o tym, by Twoje marzenie się ziściło, to życzę Ci tego z całego serca <3
Właśnie, wiosna prawie u mnie zawitała, ale ja myślę, że to zdecydowanie za wcześnie. Przecież jeszcze marzec potrafi być zimowy...
Dziękuję Ci za te miłe słowa na temat mojej artystycznej duszy, pewnie coś w tym jest, że teraz wykazuję się w ogrodzie :)
Również serdecznie Cię pozdrawiam i oczywiście zapraszam ponownie.
Iwonko
OdpowiedzUsuńJuż pierwsza fotka sprawiła, że się uśmiechnęłam:) a wszystko dlatego, że dziś rano,pod blokiem zobaczyłam pierwsze krokusy i powiedziałam do męża, że skoro u nas kwitną, to u Iwonki na pewno też już zakwitły:)
No i trafiłam idealnie!
Śpieszy się tym roślinkom i z jednej strony to miły widok a z drugiej niepokój, że trochę za wcześnie.
Fotki wiosennych kwiatów są piękne i to wszystkie bez wyjątku! Każde ma w sobie coś co wzbudza zachwyt. Kolor,kształt, krople rosy czy deszczu...
Jest czym oczy nacieszyć:)
Kocią historię mimo, że już znałam wcześniej przeczytałam na nowo z przyjemnością bo jest mi bliska. Też mieliśmy kocie rodzinki i różne z nimi przygody:)
No i wisienka na torcie czyli Iwonki edukacja artystyczna:)
Fantastyczne fotki! Mam dwie ulubione: przy pianinie i przy drabince wpatrzona w parkiet🫠
Fotka Taty bezcenna!
Trochę tego było jak na dziecko,więc nie dziwię się, że brakowało czasu na to co dzieci lubią najbardziej czyli na zabawę. Jest za to całe mnóstwo wspomnień. To, że lubisz słuchać już wiem ale jestem ciekawa czy czasami grasz.
Mąż też chodził do szkoły muzycznej,grał na akordeonie. To co najbardziej zapamiętał i co wspomina,to to,że ten akordeon był pioruńsko ciężki:)
Ale dzięki temu nauka gry na gitarze akustycznej była prosta. Nauczył się sam.
Córka próbowała grać na flecie poprzecznym ale zapału starczyło na 3 lata. Teraz wnuczka tańczy od kilku już lat i póki co to jest jej ogromna pasja a my kibicujemy:)
Wspomnienia,marzenia,pasje i codzienność...Samo życie...
Bardzo sympatyczny post🤗
Czekam na kolejny i pozdrawiam cieplutko. Przytulaski dla Ciebie i buziaki❤️😘
No rzeczywiście, z tymi krokusami trafiłaś w samo sedno, aż też się z tego uśmiałam :) I ja martwię się, że to trochę za wcześnie, przecież mamy dopiero połowę lutego. Jeszcze i w marcu i nawet w kwietniu może przyjść i śnieg i mróz, no cóż, zobaczymy, pewnie natura i tak wie, co robi...
UsuńDziękuję Ci pięknie, kochana, za pochwały moich zdjęć. Jak czytam takie słowa, to wiem, że nie na darmo wymyśliłam sobie wyciąganie i pokazywanie tych najpiękniejszych fotek, skoro one się podobają. Tak samo jak z kotami. Obawiałam się, że część osób, która już czytała te moje opowieści będzie znudzona, ale okazuje się, że nie. Wiem, że Ty przerobiłaś już te moje wcześniejsze posty, zarówno na tym, jak i na tamtym blogu, pamiętam o tym :) Z tego powodu i nie tylko z tego uważam, że jesteś wyjątkowa <3
Tak, z tym moim dzieciństwem, to dużo byłoby opowiadać :) Niestety pamiętam takie momenty, kiedy byłam prawie nieszczęśliwa z tego powodu. Również dlatego, że wszyscy z podwórka chodzili do jednej podstawówki, takiej rejonowej, więc znali się jak łyse konie, ja byłam trochę inna, bo do mojej szkoły, jedynej wtedy we Wrocławiu, przyjeżdżały dzieci z całego miasta, więc o popołudniowych zabawach z nimi nie było mowy. Ale jakoś dawałam radę.
Nie gram już, Maminku. Nie mam instrumentu, moje pianino rodzice sprzedali jak tylko wyprowadziłam się z domu, ponad 40 lat temu. Potem już nie miałam okazji gdzieś spróbować i tak naprawdę nie wiem, czy dzisiaj umiałabym cokolwiek zagrać. Ponoć tego się nie zapomina, tak jak jazdy na rowerze, ale nie wiem.
Dzięki Twoim komentarzom też poznaję Ciebie coraz lepiej, już wiem, że Twoja rodzina także jest artystyczna, czyli kolejna cecha, która nas łączy :)
Uwielbiam wspominać, więc do tych swoich poprzednich lat będę jeszcze wracać, przynajmniej dopóki nie zacznie się coś dziać w ogrodzie.
Pozdrawiam Cię, Maminku, bardzo bardzo serdecznie i ściskam mocno :)
I znów uśmiecham się do tekstu na ekranie:)
UsuńCzytam z ogromną przyjemnością i mam wrażenie, że z Tobą rozmawiam. Magia:)
Buziaki gorące 😘❤️
Tak... Magia, kochana.
UsuńMam coraz większą ochotę na spotkanie z Tobą <3
Też coraz częściej myślę, że nasze spotkanie byłoby wydarzeniem niesamowitym:)
UsuńTyle do pogadania ale tak na żywo...To dopiero magia!
Wiosna i lato przed nami,coś wymyślimy:)
Musimy coś wymyśleć, nie ma innej opcji :)
UsuńCo za historia z tym fortepianem. Już sobie wyobrażam reakcje komisji na "kartofle" :D. Balet zawsze mnie pociągał, ale zdecydowanie nie jest on dla mnie. Szkoda, że przygoda i z jednym i z drugim skończyła się stosunkowo szybko (bo nawet co to jest te 8 lat szkoły muzycznej?). Ale tak sobie myślę, że i tak jesteś artystką - robisz fantastyczne zdjęcia :). A propo zdjęć - u Ciebie kwitną już kwiaty, a u mnie ptaki ćwierkają rankami w najlepsze. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńTak, Karolinko, reakcja komisji to był wybuch śmiechu i potem zawsze moja pani od fortepianu śmiała się z tych kartofli i do końca mojej edukacji wspominała to zdarzenie.
UsuńDziękuję Ci za pochwalenie moich zdjęć, to dla mnie bardzo miłe.
I chyba wiosna już coraz bliżej, prawda? U mnie krokusy, u Ciebie śpiew ptaków... Cudownie :)
Zawsze zazdroszczę tego delikatniejszego klimatu na zachodzie kraju:-) u nas ledwie przebiśniegi wychylają się z ziemi, i wawrzynek wilczełyko otwiera różowe oczka. Ale już czuć wiosnę w powietrzu, zaczynają koncertować kosy, leszczyna kwitnie, żeby tylko mróz jej nie zmroził; masz cudowne wspomnienia, a zdjęcia kociaków za oknem przeurocze; serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTo prawda, u nas zawsze szybciej, cieplej i słoneczniej. Jeśli mam być szczera, cieszę się, że mieszkam właśnie tu, bo bardzo lubię ciepełko.
UsuńChoć też martwię się, czy nie będzie jeszcze solidnego mrozu, wszystko jest możliwe.
Pozdrawiam Cię Marysiu i dziękuję za Twoją wizytę na moim blogu oraz za komentarz.
Kwiaty, koty, wspomnienia. Pięknie. PS Pierwsze krokusy to wspaniały widok! :)
OdpowiedzUsuńZgadza się, te pierwsze wiosenne kwiaty aż rozczulają, gdy tylko wychylą się nad powierzchnię ziemi :)
UsuńTo co widzę na pierwszych zdjęciach, nazwałam nowo sezonowymi dzieciaczkami, bo takie maluchne i śliczniuchne. Czy tym młodym roślinkom nie zagrozi powrót zimy, który jest zapowiadany? Martwię się. W drugim zestawie zdjęć najbardziej porwał mnie piegowaty fiołek. Wygląda super. Nigdy takiego nie widziałam. Bardzo udane zdjęcie, pomijając fakt, że wszystkie Twoje zdjęcia są piękne. Miło było znowu zobaczyć Twoje tymczasowe kocie pociechy, a do dzieciństwa zawsze warto wracać wspomnieniami. Gdy są one poparte fotografiami z dawnych lat, może nawet łezka się potoczyć. Przynajmniej ja tak mam, wzruszam się i jakoś dziwnie nie mogę tego wzruszenia opanować. Dziękuję za kolejną wycieczkę zdjęciową.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie...
Dokładnie tak, Polonko. Te pierwsze kwiatowe zwiastuny wiosny zawsze są tak wyczekiwane, że traktuje się je prawie z rozczuleniem. Z reguły te roślinki są odporne nawet na mrozy. Czasem mocny mróz potrafi trochę uszkodzić ich wierzchołki, ale nie ma to wpływu na ich późniejsze kwitnienie. Maja wtedy tylko takie brzydkie, brązowe czapeczki od mrozu :)
UsuńFiołek też mi się podoba, ale żeby dostrzec jego urok trzeba się nisko pochylić nad rabatką, bo fiołki są drobniutkie i malutkie, ale za to tak bardzo wdzięczne...
Wspomnienia z dzieciństwa to piękna rzecz, zawsze warto do nich wracać, żałuję tylko, że tych swoich zdjęć nie mam więcej, oczywiście mam jeszcze sporo oprócz tych, które tu pokazałam, bo wstawiłam tylko kilka, ale i tak chciałabym mieć ich zdecydowanie więcej. I ja też się wzruszam...
To ja dziękuję, kochana, za Twoją wizytę u mnie i za komentarz.
Uściski...
Wiesz, odkąd Ciebie poznałam Pani Ogrodowo, o ogrodzie i o roślinach dowiedziałam więcej, niż od kogokolwiek innego, a miałam okazję bywać u koleżanek i ich znajomych na ogrodowych działkach. Uwielbiam Naturę, nawet gdy mam z nią do czynienia na mocno okrojonym terenie. Bywam np. w parkach, ale tam sama w milczeniu podziwiam to co zrobione ludzką ręką. Nikogo nie ma, kto by o tym opowiedział. Ty nie tylko prezentujesz swoje dzieło, ale o nim opowiadasz. Masz dar opowiadania i opisywania nie tylko tego cudownego miejsca, ale opisywania nawet własnych uczuć. To cenna cecha, która zachwyca i przyciąga. Za to też Ci dziękuję, bo czytając Twoje posty, czuję, jakbym była tam na miejscu, w Twoim ogrodzie i widziała z bliska nawet tego ślicznego piegowatego fiołka. Stworzyłaś własnymi rękami piękne miejsce z niczego. Gratuluję Wam Obojgu, jest czego gratulować.
UsuńPozdrawiam serdecznie... miałam potrzebę napisać akurat ten komentarz... pa...
Ogromnie to jest dla mnie miłe, co napisałaś, kochana. Ja nie uważam się za jakiegoś specjalistę od ogrodów i roślin, ale jeśli mogłam się przysłużyć do poszerzenia Twojej wiedzy, to bardzo się cieszę. A Twoje słowa o moim darze opowiadania i opisywania są miodem na moje serce i mobilizacją do kolejnych postów i do kolejnego pisania. I to ja Tobie dziękuję, że tym się ze mną podzieliłaś, bo te Twoje słowa są dla mnie ogromnie ważne.
UsuńDziękuję... dziękuję... dziękuję... i cieszę się na każdy Twój komentarz.
😊😚😊😘... ślę uśmiechy, pąsy i serduszka...
UsuńBardzo, bardzo dziękuję...
UsuńI odwzajemniam.
To niewątpliwie emocjonalna podróż przez wspomnienia i refleksje. Fascynujące, jak różnorodne doświadczenia kształtują naszą drogę życiową. Czy teraz również dążysz do rozwijania swoich umiejętności artystycznych, czy może skupiasz się na innych pasjach? Iwonko jesteś kobietą o wielu zdolnościach Z pewnością miło jest zobaczyć, jak ciepło wspominasz dzieciństwo i swoje muzyczne początki. Dziękuję za podzielenie się tymi osobistymi historiami :) fajnie je się czyta przy filiżance kawy :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci, Aniu, za te miłe słowa. Teraz skupiam się na odpoczywaniu na emeryturze i zajmowaniu się swoim ogrodem, bo to mi przynosi najwięcej satysfakcji i radości. To jest w tej chwili mój prywatny artyzm :)
UsuńWiesz, Aniu... dusza w człowieku zostaje zawsze ta sama przez wszystkie lata, to pewnie coś mi w niej tam jeszcze artystycznego gra :)
Cieszę się, że fajnie Ci się czytało, dlatego zapraszam na kolejne wpisy i cieplutko Cię pozdrawiam oraz przytulam mocno...
Piękne zdjęcia kwiatów, to konkursowe to rzeczywiście mistrzostwo świata, przecudne! Kotki urocze, u nas w pewnym momencie było aż 14 kotów, bo przygarnialiśmy różne biedaki i trafiały się też kotki w ciąży. A na dodatek u nas koty zawsze mieszkają w domu, z nami!
OdpowiedzUsuńCo do Twoich wspomnień, to jest piękna historia, świetnie się czyta Twoje opowieści :). Masz rację co do edukacji artystycznej - nawet jak nie zostaje się wirtuozem, to jest się bardziej wrażliwym na piękno, lepiej się rozumie muzykę, inaczej się jej słucha. Ja nie chodziłam do szkoły muzycznej, ale niemal codziennie po lekcjach biegłam do domu kultury i brałam udział w przeróżnych zajęciach - od plastyki, przez języki obce, po grę na różnych instrumentach. Grałam na mandolinie, mandoli, banjo, gitarze klasycznej, elektrycznej basowej, a nawet przez chwilę na kontrabasie :). Mieliśmy taką orkiestrę mandolinową z sekcja rytmiczną, saksofonami, skrzypaczką i wokalistką. Na saksofonie próbowałam, ale z tym jakoś mi tak dobrze nie poszło, natomiast saksofon jest moim ulubionym instrumentem "do słuchania", szczególnie uwielbiam tenorowy. Zawsze kumplowałam się z chłopakami z różnych zespołów muzycznych, przesiadywałam na ich próbach, chodziłam na koncerty, jam session itd. Piszesz, że czasem zazdrościłaś koleżankom biegającym po podwórku, ale na pewno nie jedna z nich zazdrościła Tobie. A dzisiaj na pewno jesteś od nich bogatsza wewnętrznie. Moi synowie też chodzili do szkoły muzycznej (na własne życzenie - chcieli spróbować), ale krótko, bo uznałam to za zbyt duży stres, panie tam były okropnie srogie, wymagające i przeambitnione, więc w kolejnych latach lepszym rozwiązaniem okazało się ognisko muzyczne, bez egzaminów i okropnie poważnego materiału (niemal same nokturny przez pół roku dla siedmiolatka to chyba nie jest normalne), z repertuarem urozmaiconym i ciekawszym dla dzieci. Nie kontynuowali tej nauki w liceum i dzisiaj raczej nie grają na fortepianie, poza jakimiś okazjami. Ale wierzę, że bardzo to rozwinęło ich wrażliwość artystyczną. Starszy zobaczył w drugiej klasie występy dzieci z klubu tańca towarzyskiego i powiedział że też chce, no to go zaraz zapisałam, chodził dwa lata, potem nie miał problemu na imprezach z tańcami :). Obaj jeździli konno przez kilka lat. Starszy dość długo trenował tai-chi (taki bardziej balet niż sztuka walki), z tego rozwinęła się później fascynacja Japonią. Próbowali rozmaitych rzeczy, języki obce, siatkówka, żaglówki itd, co kosztowało nas nie tylko trochę pieniędzy, ale przede wszystkim zaangażowania, dowożenia na zajęcia niemal codziennie jednego tu, drugiego tam, istny kołowrotek. Ale uważam, że jak można, to trzeba dzieciom takie rzeczy umożliwiać, to bardzo rozwija. Bo w szkole wtłacza się tylko wiedzę, w dodatku w połowie kompletnie nieprzydatną.
A te "kartofle" przypomniały mi historię naszej wycieczki do zoo z trzyletnim wówczas synkiem. Po powrocie zapytałam dziecko, jakie zwierzątko najbardziej mu się podobało, no i myślałam, że może lew, słoń, żyrafa czy cos równie imponującego, albo jaszczurka, którą pan z obsługi pozwolił mu nakarmić, bo akurat była pora karmienia i otwierał terraria, a synek zastanowił się chwilę i powiedział z namaszczeniem: "gąsieniczka". Bach! człowiek się wysila, łazi po tym zoo pół dnia, żeby dziecku pokazać egzotyczne stworzenia, a jemu najbardziej wbiła się w pamięć włochata gąsienica, którą spotkaliśmy po prostu na alejce. I takie to są dziecięce upodobania :).
Małgosiu, bardzo dziękuję, kochana. To zdjęcie czerwonego tulipana z kroplami deszczu też bardzo mi się podoba i często chętnie do niego wracam... czasem się uda takie niezamierzone cudo.
UsuńDziękuję Ci także za pochwałę mojej pisaniny, to bardzo miłe i ogromnie mnie cieszy.
Wszystko to co napisałaś o swoich umiejętnościach, zdolnościach i osiągnięciach swoich dzieci przeczytałam z wielkim zainteresowaniem i przyjemnością. I zgadzam się z Tobą, że otarcie się o artystyczne rzeczy uwrażliwia duszę i powoduje, że nasze życie staje się inne. Mogłabym to porównać do dotyku... Artystyczne ciało jest na niego bardziej wrażliwe, każdy dotyk odczuwa się inaczej, głębiej, ciało zapamiętuje to już na zawsze. I człowiek nie jest już taki sam, ani nigdy nie wraca do poprzedniej postaci. Ja też tak mam, że uważam się za zdecydowanie bardziej wrażliwą na wiele bodźców. Dzięki tym Twoim opisom przypomniałam sobie, jak tłukłam te etiudy i gamy, a zwłaszcza gamy. To było takie bezduszne, choć nie bezsensowne, bo wiem, że miało wyćwiczyć moje palce, ale nie cierpiałam tego. Bardzo lubiłam grać utwory Bacha... dla mnie był rytmiczny i melodyjny, gam za to nie cierpiałam :) Dlatego też uważam, że nokturny dla siedmioletniego dziecka, to kara :)
Moja córka za to poszła w kierunku bardziej sportowym. Najpierw ćwiczyła w szkółce jazdę figurową na łyżwach i nieźle jej to nawet szło, a potem zaczęła chodzić właśnie na taniec towarzyski, tak że ja wiem co to jest odwożenie, przywożenie, a do tego kasa na sukienki, buty do tańca i wyjazdy na turnieje :) Ale czego się nie robi, żeby realizować dziecięce marzenia :)
Z tej Twojej historii w zoo śmiałam się jak opętana. To tylko dowód na to, że dzieci właśnie takie są... nieprzewidywalne, szczere i niesamowite... Świetna historia :)
Pozdrawiam Cię, Małgosiu i dziękuję za Twój komentarz, przeczytałam naprawdę z wielką przyjemnością.
Całusy Ci przesyłam...
Witam Cię cieplutko 🖐😊
OdpowiedzUsuńMuszę powiedzieć, że z miłą chęcią i zainteresowaniem nie tylko obejrzałem przepiękne i wspaniałe zdjęcia Twoich kwiatów z ogrodu, ale również wspaniałe zdjęcia z dzieciństwa. Bardzo ciekawa historia z dzieciństwa, z którą podzieliłaś się z nami.
Ja bardzo uwielbiam muzykę i czasami śpiewam sobie jakieś angielskie, czy niemieckie piosenki, lubię czasami słuchać muzyki klasycznej lub jazzy, lubiłem muzykę, jako przedmiot szkolny, choć pamiętam, jak mieliśmy lekcje nauki grania na flecie w szkole podstawowej, ale to nie było coś dla mnie. Nie interesuje mnie nauka grania na instrumentach. Wolę jedynie słuchać muzykę/piosenki 🙂
Często w danych czasach, choć i również zdarza się i w dzisiejszych czasach, kiedy rodzice kreowali karierę swoich dzieci, naciskając na studia np. prawnicze, medyczne, czy też muzyczną, nie pytając o to swoich dzieci. Często nakładali swoim dzieciom presję. Niestety, to ma przykre konsekwencje w ich życiu, gdyż dzieci spełniały ambicje rodziców swoim kosztem, nie pytając o ich zdanie, naruszając ich granice i prawo do wyboru. Niestety, ale dorośli nie powinni kreować kariery kosztem dzieci. To ich życie i wybory, nie rodziców. Mogą wspierać, być przy swoich dzieciach, ale nie narzucać. To staje się źródłem cierpienia dorosłych dzieci, którzy zaniedbują swoje potrzeby, swoim kosztem, a ciągle się poświęcają wobec rodziców, co również źle oddziałuje na zdrowie psychiczne. Zainteresowania u dzieci mogą się zmieniać, co jest oczywiście zupełnie naturalne. W dzieciństwie możemy interesować się sztuką, a później zmienić zainteresowania na inne. Mnie interesowało kiedyś gry komputerowe, a później moje zainteresowania zmieniły się w stronę kulinariów, żywienia człowieka, żywności, gastronomii i psychologii, w szczególności psychologii żywienia. Interesują mnie również różne filmy historyczne, a także podróże.
Ta historia o tych "kartoflach" naprawdę była dosyć intersująca, o czym również wspominałaś o tym na moim blogu w poście nt. ziemniaków.
Pozdrawiam Cię cieplutko i od serducha, życzę Tobie miłego oraz pozytywnego dnia 😘🤗💖
Bardzo Ci dziękuję, Patryku za te miłe słowa i za to, że napisałeś tyle o sobie i o swoich zamiłowaniach. Przeczytałam to z wielkim zainteresowaniem.
UsuńW kwestii przelewania na dzieci ambicji ich rodziców, w zupełności się z Tobą zgadzam. Niestety, jest to dosyć często spotykane zjawisko i niestety nie jest ono pozytywne. Mogę się tylko cieszyć z tego, że Ty odnalazłeś swoje zamiłowania i zainteresowania i możesz się w nich realizować.
Pozdrawiam Cię również bardzo serdecznie i miłego tygodnia życzę...
Rośliny budzą się do życia, u mnie lilie juz są nad ziemią. Ze wzruszeniem obejrzałam zdjęcia Twoje i młodych rodziców. 💗😍
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję. Lilie??? Ojej... chyba rzeczywiście wiosna jest już za zakrętem :)
UsuńKochana
OdpowiedzUsuńCudne wspomnienia, wzruszyłam się:)
I oczywiście oczy nacieszyłam kwiatami- dziękuję:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Dziękuję, naprawdę??? To ogromnie miłe, że moje słowa potrafiły Cię wzruszyć.
UsuńPozdrawiam Cię również bardzo serdecznie <3
Cudne widoki - kwiaty, pierwsze, cudne, śliczne. Kocham, bo to daje nadzieję na wiosnę. Przybliża ją do nas. Zdjęcia urocze kwiatów przeurocze.
OdpowiedzUsuńKoty mają w sobie dużo wolności, myślę, że wybierają takie życie. U nas jest dużo kotów na podwórku, nie chcą do domów. Dostają jeść (jeże razem z nimi, bo one lubią kocie jedzenie) i żyją na wolności.
No i rzecz wspólna - nie chodziłam na balet, ale na rytmikę, taniec aż do liceum i skończyłam sz.m. II st. w klasie fortepianu.
Jestem przemęczona. Przepraszam za lakoniczność. Zawsze słabo się czuję na przednówku - mam alergię na pyłek leszczyny, która właśnie kwitnie.
Moc pozdrowień i serdeczności!
Też kocham, Joasiu, te pierwsze wiosenne kwiatki. Tak nieśmiało zaglądają na zewnątrz, tak pomału wychylają swoje główki, że jest to widok prawie rozczulający.
UsuńTe "nasze", czyli wioskowe koty, też nie pchały się do domu. Raz tylko była taka sytuacja, że jeden z nich - ten najbardziej przymilny, który chodził z nami na spacery - próbował raz wejść przy otwarte tarasowe drzwi, ale szybko się wycofał.
No i proszę... kolejna wspólna nasza sprawa, czyli fortepianowanie :) Super!!!
Dziękuję za Twoją wizytę i nie przemęczaj się i o siebie dbaj...
Całusy <3
U mnie pod domem jest teraz mnóstwo ranników, takich ładnych, żółciutkich kwiatków w duecie z przebiśniegami, krokusy w parku też już są. Tylko ja podziębiona, ale jutro dam radę, bo obiecałam dzieciakom pączki serowe, a w weekend poleżę i się wygrzeję. Nie chcę iść na L4, bo moje chłopaki bardzo za mną tęsknią. Jako wychowawczyni mam z nimi najwięcej lekcji i jak mnie nie ma, jest im źle.
UsuńMam tylko nadzieję, że nie bedzie już mrozu, bo nic mnie tak nie osłabia, jak mróz pod koniec lutego lub nawet w marcu, gdy człowiek naprawdę już pragnie tej wiosny, nie tylko w sercu.
PS
Miałam straszną urazę i żal do mamy, wszystkie dzieciaki na podwórku, ja w różnych domach kultury, w Szkole Muzycznej, w liceum w szkolnym chórze (dodatkowe 4 godziny poza lekcjami). Długo nie grałam, a jeśli już to tylko na gitarze, na której samej się nauczyłam i to denerwowało mamę. Taka trauma z dzieciństwa plus przestawienie mnie z lewej na prawą rękę. Teraz powoli wracam...
Ty wiesz, Joasiu, jaki był u mnie dzisiaj piękny dzień??? Plus 17 stopni, słońce grzało, wszystko brzęczało, a rośliny aż rwały się do kwitnienia. Wiem, że to tylko taki jednodniowy wyskok, ale wprawił mnie w doskonały humor. Jak człowiek poczuje słoneczne promienie na skórze, to od razu jest szczęśliwszy :)
UsuńJa też już bym mrozu nie chciała. Nawet nie tylko ze względu na rośliny, ale poczułam już ten powiew wiosny i nie chcę już zimy i jej chłodu...
Odnośnie tego żalu... wiesz, ja miałam tak samo. Uważałam wtedy, że mam zmarnowane dzieciństwo. Teraz już myślę o tym trochę inaczej, ale wtedy, jako dziecko, miałam żal i może też stąd ta niechęć... jednak to ważne, żeby dziecko samo bardzo chciało.
U Ciebie jeszcze dodatkowo to przestawienie z ręki na rękę... współczuję.
Mam nadzieję, że już lepiej się czujesz... pozdrawiam Cię gorąco i zdrówka życzę :)
Oj tak, wczoraj było cudnie - tchnienie wiosny. Wyszłam po siedmiu lekcjach i zdębiałam, że jest tak ciepło (w szkole chłodno). I potem jeszcze poszłam z psem do parku oglądać krokusy i do lasu patrzeć, czy już są leśne przebiśniegi i były i dużo kaczek i jakoś tak od razu chciało się żyć na zasadzie, że bardziej intensywnie. I to powietrze - takie ciepłe, delikatne. To są naprawdę magiczne chwile, które uwielbiam i które mnie motywują do działania.
UsuńJeszcze mi z nosa leci, ale - jak mówiłam - wygrzeję się w łóżku ze zwierzakami moimi i kotem córki i będzie ok. Mam duże wsparcie bliskich, mogę sobie pozwolić na nicnierobienie. :)
Widziałam bociana i żurawie, czekam na jerzyki i jaskółki. I w ogóle - wiosno, przybywaj (choć dzisiaj już sporo chłodniej, niż wczoraj). Moc serdeczności i uścisków!
Masz rację... powietrze :) To było coś niesamowitego, zapach wiosny wyraźnie był w tym powietrzu wyczuwalny. Aż nie chciało się wracać do domu :)
UsuńDomyślam się, że dzisiaj jeszcze kołderkujesz, więc mam nadzieję, że jutro wstaniesz na nogi jak nowonarodzona :) Czego Ci życzę z całego serducha <3
Kołderkowałam i jest mi lepiej. Wietrzyłam długo. Jutro idę do pracy, a jak się uda, to w piątek pojadę do mojego ukochanego miasta, jeśli dyrekcja się zgodzi. Trzymaj kciuki.
UsuńDobrego, udanego nowego tygodnia. :) <3
Trzymam kciuki, oczywiście. Ale czy dobrze rozumiem, że znowu wybierasz się aż do Trójmiasta? :O
UsuńJej...ale cudownie. Przyroda się budzi :) może to znak, że w tym roku wiosna przyjdzie szybko?
OdpowiedzUsuńMam taką nadzieję, że wiosna jest już za zakrętem :)
UsuńŚliczny hiacynt :D Super jest czuć muzykę całym ciałem :D
OdpowiedzUsuńZgadzam się. To jest wspaniałe uczucie...
UsuńPowaliłaś mnie tymi kartoflami :D
OdpowiedzUsuńPamiętam tę historię do dziś :)
UsuńPiękne są te pierwsze przebijające się krokusy :D Umiejętność grania na pianinie to super sprawa :D
OdpowiedzUsuńKażde dziecko czasem coś powie co ciągnie się w szkole latami. Kartofle to naprawdę pikuś.... ;) Pozdrawiam serdecznie.
To prawda, te pierwsze wiosenne kwiaty, zawsze zachwycają.
UsuńTylko tak naprawdę dziś już nie wiem, ile z tej muzycznej umiejętności grania na pianinie, zostało mi do dziś :) Pozdrawiam Cię również...
Myślę, że grania na pianinie nie zapomina się tak samo jak jazdy na rowerze lub innych umiejętności ;)
UsuńZawsze warto ściągnąć kurz z klawiszy jak posiada się pianino i spróbować :D
Pozdrawiam.
Ja też tak myślę, ale nie mam gdzie tego sprawdzić.
UsuńPianino zostało sprzedane przez rodziców kiedy tylko wyprowadziłam się z domu, ponad 40 lat temu :)
Iwonko, uwielbiam Twoje osobiste wątki w kolejnych postach!
OdpowiedzUsuńKotki nie są w stanie mnie urzec, bo ja jestem psiara, dlatego tylko na psie umizgi jestem szalenie wrażliwa ;-)) Tymczasem ogród to moja wielka pasja! I choć ten Twój wyjątkowo wyrywa się do wiosny, to dziś urzekła mnie mała Iwonka :-)) Śliczna, przeurocza i z taką ambicją podejmująca baletowe wyzwania, a potem tak pięknie grająca na pianinie! Szczerze podziwiam, bo ja byłam krnąbrna niesamowicie! Za żadne skarby nie zgodziłam się na lekcje tańca... a tym bardziej na jakieś muzyczne czy wokalne próby...
Z ogromną przyjemnością czekam na kolejny post!
Ściskam mocno i pozdrawiam gorąco!
Anita
Cieszę się, Anitko, że z przyjemnością czytasz te moje opowiastki z dawnych lat :)
UsuńI dziękuję Ci bardzo za te wszystkie miłe słowa. Byłam bardzo posłusznym dzieckiem, więc nie było problemu z moim zdyscyplinowaniem, zarówno baletowym, jak i tym, dotyczącym gry na pianinie. Tak naprawdę, to diabeł obudził się we mnie, jak już byłam prawie dorosła, wtedy nie było już za mną tak łatwo :)
Ja również pozdrawiam Cię bardzo gorąco i mocno przytulam!
Beautiful blog
OdpowiedzUsuńThank you very much.
UsuńPlease read my post
OdpowiedzUsuńOk I'll do it.
UsuńNo i jestes Artystka. Wiele rzecxy o tym swiadczy!!! Jestem zachwycona Twoimi kwiatami, koteczkami i Toba!!!
OdpowiedzUsuńTak trzymaj Iwonko :-)
Stokrotka
Ach, Stokrotko, bardzo dziękuję :)
UsuńMam zamiar tak trzymać.
It's wonderful to see signs of early spring in your garden!
OdpowiedzUsuńYes, spring has sprung for good, although I think it's a bit too early. Thank you for visiting my blog and best regards.
UsuńOj tak, tak! Czuć już wiosnę! Co prawda w moim ogrodzie nie widzę jeszcze jej symptomów, ale nad głowami już dwukrotnie słyszałam lecące z południa ptaki :)
OdpowiedzUsuńPs. Ale śliczna dziewczynka i do tego jaka zdolna! Urocze zdjęcia. Jesteś kobietą wielu talentów :)
A dzisiaj to już w ogóle były cuda. 17 stopnia na plusie, piękne słońce i kwitnie coraz więcej.
UsuńOd razu człowiek lepiej się czuje :)
Dziękuję, kochana, za te wszystkie miłe słowa :)
Pozdrawiam...
U Ciebie zawsze tyle dobrego i miłego się dzieje! Krokusów nieco zazdroszczę, moje gdzieś poginęły w ogrodowej ziemi, a ja każdej jesieni zapominam, by zasilić ją nowymi cebulkami. Narcyzy zaś i tulipany wzbijają się jak oszalałe! A co do kartoflano-artystycznej anegdotki... ja na miejscu komisji byłbym zachwycony taką odpowiedzią! Mi kartofle (nie ziemniaki!) kojarzą się z wyjazdami do babci pod Radom w czasach dzieciństwa. Tam zawsze na stole, w bogato zdobionej misie, stały wręcz Himalaje utłuczonych kartofli, tyle w nich wspomnień.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie, Iwonko!
Dziękuję, Maks.
UsuńU mnie zawsze pierwsze wyskakują krokusy, potem hiacynty, teraz trochę za wcześnie to się wszystko dzieje, ale może nie będzie już strasznych mrozów. Na narcyzy i tulipany też zawsze czekam z utęsknieniem... uwielbiam je :)
Co do kartofli, zgadzam się z Tobą :) Tyle, że na tle innych, poukładanych logicznie dzieci, wypadłam śmiesznie :) Ale mówiąc szczerze, mam to gdzieś :)
Pozdrawiam Cię również i dziękuję za Twoją wizytę...
U Ciebie w ogrodzie to sporo roślinności ruszyło :D U mnie to tylko takie pojedyncze listki gdzieniegdzie ale to bardzo dobry znak :) Wiosenny znak :) Ślicznie i kolorowo, pięknie jak zawsze! Zdjęcia to prawdziwa magia! Jakie słodkie kociaki, wszystkie bym wyprzytulała :) Wszystkie koty jakie kiedykolwiek miałam, były porzucone albo sama przyszły pod nasze drzwi. Mam słabość do bezdomniaczków, chciałabym dać im jak najwięcej miłości. Ja nie mam żadnego muzycznego wykształcenia. Byłam kilka razy na lekcji gdy na gitarze, ale to chyba nie dla mnie. Najlepsze jest to, że i moja mama i mój tata potrafią na gitarze grać. Nie powiedziałabym o sobie muzyczne beztalencie, ale zdecydowanie coś ze mną w tej kwestii jest nie tak :D
OdpowiedzUsuńU mnie, Klaudio, zawsze szybciej, niż w innych rejonach. I powiem Ci, że cieszę się, że mieszkam w najcieplejszym regionie naszego kraju, bo jestem ciepłolubna i nie chciałabym mieszkać na przykład w naszych polskich Suwałkach - biegunie zimna :) Byłabym tam nieszczęśliwa :)
UsuńCzytam, że jesteś taką samą kociarą, jak ja :) Ja uwielbiam koty, a już te małe kociaczki, to w ogóle jest sztos. Te słodziaki z pierwszego miotu były przewspaniałe i przekomiczne :)
Klauduś, nie każdy musi być utalentowany wielokierunkowo. Ty za to jesteś piękna i niezmiernie sympatyczna, a to są wielkie zalety :)
Pozdrawiam Cię bardzo cieplutko...
koty są cudne, takie pocieszne. Chyba najbardziej fotogeniczne istoty to koty i konie.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, koty to cudowne stworzenia :)
Usuńkonie też cudne są.
UsuńJa boję się koni, co nie zmienia faktu, że są fotogeniczne :)
UsuńWitaj przedwiośniem za oknem
OdpowiedzUsuńI u mnie powoli zakwitają pierwsze kwiaty.
Dziękuję za kolejną garść wspomnieniowych opowiastek. Przypomniało mi sięjak marzyłam o takim czarnym stroju gimnastycznym.
Pozdrawiam żółtym uśmiechem ranników pomimo deszczu
Przedwiośnie powoli wkrada się do naszych ogrodów.
UsuńJeszcze trochę musimy zaczekać na kolejne ciepłe dni.
Pozdrawiam Cię również i dziękuję za komentarz.
U mnie żółte krokusy w pełnej krasie. Inne kolory dopiero gdzieś tam się gmerają w pieleszach.
OdpowiedzUsuńZdjęcia z dzieciństwa masz takie słodkie. Szkoda, że porzuciłaś granie. Moi synowie rzępolą na czym się da, ale jeśli jest jakaś uroczystość, to siadają do instrumentów i robią z gości chór. Co prawda na ogół śpiewamy głupawe piosenki i nie przesadzamy z ilością czasu poświęconego na te radosne pienia.
Kocham koty i w moim domu są na prawach tych ważniejszych domowników.
Słoneczka!
Moje krokusy pomału i po kolei się wynurzają. Po nich pewnie pojawią się hiacynty i narcyzy :)
UsuńZnowu będzie pięknie :)
Dziękuję, kochana, za te pochwały, to bardzo miłe.
Granie porzuciłam właściwie już w szkole średniej, choć w domu zdarzało mi się grać.
Po wyjściu za mąż i wyprowadzce z domu rodzinnego, moi rodzice sprzedali pianino. I tak to się skończyło :)
Pozdrawiam Cię cieplutko i dziękuję za Twoją wizytę :)
Ojejku a ja zawsze marzyłam żeby grać na instrumencie! Tylko miałam podstawowy problem. Słuch, a raczej brak słuchu 😅. Potem moja leworęczność. Nikt nie chciał się podjąć a ja chciałam na fortepianie. I każdy mnie zniechecal. I tak o to, grałam pięknie tylko w głowie...
OdpowiedzUsuńZazdroszczę takich wspomnień, nawet jeśli były chwilowe i w sumie nie doprowadziły do kariery to jednak wniosły wiele
I balet! Jejku No ekstra! A czy balet pomógł później w takim zwykłym tańcu? Ponoć po balecie są płynniejsze ruchy.
No widzisz, Aga? Jednemu jest za dużo, a drugiemu za mało :) Spokojnie mogłyśmy się zamienić :)
UsuńCzy coś mi dał balet? Myślę, że tak. Uwielbiam tańczyć, nie mam z tym problemu, przy czym dobre poczucie rytmu i właśnie płynność ruchów, pozwalają mi na swobodę w tym zakresie :)
Przytulasy ślę do Ciebie :)
Melduję się na Twoim ukwieconym blogu. Powoli będę się aklimatyzować. Dziś największe wrażenie wywarł na mnie... ów piegowaty fiołek. Coś niesamowitego! Uwielbiam fiołki, a takich cudów to jeszcze nie widziałam.
OdpowiedzUsuńPoniekąd i ja jestem artystką, głównie ze spalonego cyrku, ale nagrody też się zdarzają. Tyle że nie w dziedzinie ogrodnictwa, fotografii ani muzyki. No właśnie, ogród... To moje odwieczne i niespełnione marzenie. Zazdroszczę każdemu, kto go ma, w tym sensie, że ja też bym chciała. A tu dupa stroskana. Z tego wszystkiego chyba pójdę spać. Dobranoc!
Jak miło Cię widzieć. Zapraszam na moje rabatki, choć ostatnio często zapuszczam się w odległe czasy wspomnień z dzieciństwa i wczesnych lat młodości... takie zapełnienie zimowej stagnacji w ogrodzie :)
UsuńRozumiem Twoje marzenie o ogrodzie. Ja swoje spełniłam dopiero kilkanaście lat temu, a całe życie chciałam mieć swój kolorowy skrawek ziemi. Zapraszam Cię ponownie.
Bardzo dobrze, że sie zapuszczasz. Nadmiar rabatek mógłby mnie zabić :-)
Usuń*się (klawiatura).
UsuńPostaram się zatem ograniczyć porcje ogrodowych wrażeń, żeby przypadkiem Cię nie uśmiercić :)
UsuńJaki cudowny blog! Taki inny, od tych, na które zaglądam! Z przyjemnością dodaję do obserwowanych i z przyjemnością również przeczytałam cały wpis! Bardzo zazdroszczę takiego ogródka i obserwowania przyrody budzącej się do życia. Artystyczne fotografie! Ach piękne - sama jestem po części duszą artystyczną (śpiew, kółko teatralne, gra na instrumencie, szkicowanie i rysunki), ale nigdy nie zajęłam się fotografią. Kociaki urocze! Teściowe mają szczęście do takich przybłęd. Przygarniają je i udomawiają, dając im lepsze, kocie życie. Przepiękną byłaś baletnicą i pianistką też (jeśli chodzi znów o dłonie, to u mnie odwrotnie, moja babcia wspominała, że mam swoje dłonie stworzone do gry na pianinie - szczupłe z długimi palcami, ale pianistką nie zostałam, malarką też nie, mimo, iż tata bardzo chciał). Cóż na koniec mogę napisać? Uroczo tu u Ciebie i będę wpadać na rodzinne wspominki, by pooglądać stare fotografie (i białe kółeczka nie będą mi w tym przeszkadzać - z wykształcenia i obecnego zawodu jestem z tych umysłów ścisłych, więc wiem jaki był ich zamysł). Pozdrawiam i oby do wiosny! :)
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo dziękuję... jakie miłe słowa. I dziękuję za zaobserwowanie bloga.
UsuńOgromnie się cieszę, że moje zdjęcia Ci się podobają, staram się, żeby były dobre i żeby oglądało się je z przyjemnością.
Co do pianistów i ich dłoni, to rzeczywiście, z takimi dłońmi i palcami jak Twoje, miałaś spore szanse na bycie wirtuozem. Choć przecież nie od samych dłoni zależy kariera pianisty, ale jak piszesz, też jesteś artystyczną duszą, więc pewnie nie miałabyś z tym kłopotów.
Zapraszam Cię ponownie, na razie na rabatkach niewiele się dzieje, więc trochę wspominam, ale wiosną wrócę do swoich roślin i do fotografowania zieleninek.
Pozdrawiam Cię również i jeszcze raz dziękuję za wizytę i miłe słowa.
Me alegra ver que tus plantas empiezan a florecer. Tus fotografías son preciosas, me gustaron mucho. Que maravilloso saber tocar el piano, me encanta saber más sobre tu vida. Ah, yo si creo que eres una gran artista, sobre todo en tu jardín siempre lo tienes precioso. Abrazos.
OdpowiedzUsuńGracias Teresa por estas amables palabras, me parece muy bonito y me alegra mucho que te guste.
UsuńTodavía quedarán algunos de mis recuerdos, al menos hasta que aparezcan más plantas coloridas en los macizos de flores.
Les envío mis más cordiales saludos y abrazos, deseándoles una maravillosa semana.
Piękny wpis, piękne zdjęcia i wspomnienia. Zacznę od początku.
OdpowiedzUsuńPięknie i bardzo ciekawie wyszły Tobie zdjęcia tulipanów. Mają w sobie pewną magię - to się czuje.
Kocia armia - cudowna. Mieliśmy kotkę wiele lat, ale co się okociła to młode albo zagryzała albo wynosiła - zawsze była sama. Kociła się zawsze w budzie od psa a w zimie w piwnicy.
Co do artyzmu - ogólnie bardzo ładna z Ciebie baletnica i bardzo podoba się mi to ujęcie przy pianinie. Sama grałam na gitarze i troszkę pianina liznęłam - by mieć lepsze oceny z muzyki. Zawsze ćwiczyłam na dodatkową 6 różne utwory np. kolędy.
Serdeczności. :)
Bardzo dziękuję.
UsuńUwielbiam fotografować tulipany, są bardzo wdzięcznymi kwiatami do robienia zdjęć. Mam wrażenie, że pozują do tej czynności.
Jeśli chodzi o koty, to od tamtego czasu sytuacja już się u nas nie powtórzyła... Jakieś pojedyncze koty się zjawiają, ale nie zatrzymują się u nas na dłużej.
No proszę... i okazuje się, że kolejna osoba z moich komentujących też grała na pianinie, więcej nas tu takich muzykujących. Ja kolęd nie grałam, nie było ich w programie szkoły muzycznej :)
Pozdrawiam Cię serdecznie i zdrówka życzę, bo ponoć jeszcze się kurujecie...
Tak, jeszcze poszpitalnie odpoczywam :D - jakkolwiek to brzmi :)
UsuńOdpoczywaj, odpoczywaj... tego nigdy za wiele :)
UsuńWitaj Kochana Iwonko 🩷
OdpowiedzUsuńWiedziałam że jesteś bardzo utalentowana i nie myliłam się! Ja głównie stawiałam u Ciebie na talent pisarski ( bo talent do prowadzenia ogrodu masz bezdyskusyjny!), ale że grałaś na pianinie i byłaś baletnicą to mnie zaskoczyłaś! Niesamowita Kobieta z Ciebie Kochana!
Zdjęcia z pojawiającymi się już roślinkami bardzo poprawiły mi humor,bo to dowodzi że nie tylko ja czekam na przyjście wiosny! Jeszcze nigdy tak jej nie eyczekiwałam jak w tym roku. Zdjęcia tulipanów i innych kwiatów z poprzednich lat też wspaniałe. Dowodzą tego że masz rękę do roślin i do aparatu bo bardzo efektownie potrafisz ująć danyc obiekt 😀
No i na koniec muszę napisać o kotach! Moje dziewczyny byłby zachwycony gdybyśmy mieli tyle kotków w domu! To zdjęcie z kotem na kole jest mega!
Kolejny doskonały wpis, czekam na więcej i serdecznie pozdrawiam 😘🌹🌷🧡
Monia, tyle miłych słów... dziękuję :) Tyle tych talentów jednak nie posiadam, bo ani wirtuozem, ani baletnicą jednak nie zostałam :) Został mi chyba tylko ogrodowy talent, jeśli to w ogóle talentem można nazwać, bo ja uważam, że mam wiele szczęścia w tym względzie, że właśnie tak to wyszło, a nie inaczej. Ale bardzo miłe jest to, co napisałaś :)
UsuńJa też już czekam na tę wiosnę z utęsknieniem, bo na razie to pogoda jest różna i może być jeszcze tak, że spadnie śnieg tfu... tfu... oby nie :)
Pozdrawiam Cię serdecznie i zapraszam na kolejny post... jest już na blogu...
Miałaś być artystką? Ależ Ty jesteś artystką,. Jakieś beztalencie nie stworzyłoby czegoś tak niezwykłego. Twój ogród piękny, stworzony z miłością i pasją, to marzenie każdego miłośnika prac ogrodniczych.
OdpowiedzUsuńTeraz widzę, że byłaś jeszcze pianistką, baletnicą. No i talent fotograficzny. Oj Kochana, nazbierało się tego.
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie:)
Ach, bardzo dziękuję... nie wiem, czy sobie zasłużyłam na tyle pochwał... i to takich pięknych pochwał.
UsuńNie czuję się jakoś specjalnie utalentowana, wielu rzeczy się chwytałam i każdej po kawałku próbowałam... ale to były dobre lata :)
Ściskam Cię mocno Lusiu... bardzo mocno...
A zatem Twój post wieszczy wiosnę! W sumie też mam wrażenie, że r tym roku nadejdzie dość wcześnie.
OdpowiedzUsuńKociaki bardzo słodkie. Szkoda, że powędrowały w świat, ale tak już ich natura…
A co do piania, to potwierdziło się przysłowie, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Pozdrawiam ciepło!
Tak, wiosna rozgościła się już na dobre. Trochę wcześnie, ale zawsze wszyscy czekają na tę wiosnę, więc radość jest ogólna :)
UsuńA co do grania... rzeczywiście sporo korzyści mi z tego faktu zostało, dlatego nie żałuję :)
Dziękuję za wizytę i pozostawiony komentarz oraz zapraszam Cię ponownie...
Pozdrawiam także.
Wiosna i u mnie powoli zagląda. Coś tam zielonego wychodzi z ziemi. Tulipany to wdzięczny temat do fotografowania. Też je lubię. Kotka mam jednego i przysparza mi wiele radości ale i smutku jak np. dzisiaj gdy na noc nie wróciła do domu. Wiele masz zdolności i rękę do roślin i słuch do muzyki. Wspaniale :-).
OdpowiedzUsuńTak, wiosna coraz odważniej skrada się na ogrodowe rabaty. Ale zapowiadają też jeszcze zimniejsze dni. W każdym razie, do wiosennego ciepełka jest już coraz bliżej.
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie...
Pokazujesz tutaj swoje kolejne talenty! Bardzo mi się podoba Iwonka w artystycznych klimatach - baletnica i światowej sławy pianistka wygląda czarująco :) Wszystkie zdjęcia Twoich kwiatów zawsze oglądam z uwagą i zainteresowaniem - masz tyle wspaniałych roślin. Uściski dla Ciebie :)
OdpowiedzUsuńMoje talenty, kochana Lusi, tak jak szybko się zaczęły, tak samo szybko się skończyły :)
UsuńAle niczego nie żałuję. To wszystko ukształtowało mnie właśnie taką a nie inną, a przecież właśnie taką siebie lubię :)
Dziękuję Ci bardzo po raz któryś już z kolei, Twoje wszystkie słowa są dla mnie bardzo miłe, Lusi.
Buziaki Ci serdeczne przesyłam i gorące pozdrowienia.
Witaj, miłośniczko kartofli :)) Chciałam Ci podziękować za Twoje dobre serce. Sama mam koty (zawsze je miałam), wiem, że potrafią być wspaniałymi pupilami, i doceniam każdego, kto nie robi im krzywdy. Niestety, pomimo XXI wieku nadal są ludzie, którzy uważają, że to "tylko głupi kot" - strzelają do nich, straszą, gonią, maltretują... Zawsze serce mi krwawi, kiedy czytam takie historie, albo słucham o nich.
OdpowiedzUsuńMiałam niemal identyczną sytuację z kotką, którą dokarmiałam w pracy. Była nieufna, nie dawała się głaskać, ale znała mnie na tyle dobrze, że jak tylko mnie widziała, to podnosiła ogon do góry albo stawała na tylnych łapkach i przednimi opierała się o szybę. Wiedziała, że nie zrobię jej krzywdy, że zawsze dam jej coś do jedzenia. Pewnego dnia przyprowadziła cztery przepiękne maluchy, każdy z innej parafii. Niestety niedługo później zaczęła pojawiać się jedynie w towarzystwie jednego kociaka. Nie wiem, co stało się z resztą, czy może ktoś nie zrobił im krzywdy...
Koty na wsi nie mają łatwo. Współczuję tej kotce. Nikt nie kocha jej na tyle, by ją wysterylizować... Cieszę się jednak, że na jej drodze pojawiłaś się Ty.
PS
Wpadłam tutaj z ciekawości, bo wielokrotnie widziałam Twoje komentarze w sieci, bardzo pozytywnie mnie zaskoczyłaś. Twoje miejsce jest takie ciepłe i przytulne, że z przyjemnością zostanę tu na dłużej.
Dziękuję, że zachciałaś mnie odwiedzić.
UsuńTwoja opowieść o kotce też poruszyła moje serce. Nie wiem, jak można nie kochać tych zwierząt... jak dla mnie koty są niesamowite, to bardzo mądre i inteligentne stworzenia.
Nie mogę tylko odżałować, że te kociaki tak szybko po kolei znikały... były takie słodkie a ten Białasek normalnie chodził z nami na spacery, jak pies :)
Dzięki za Twój komentarz, miło mi bardzo, że do mnie zajrzałaś i zapraszam Cię ponownie.