Polecane posty

195. Jeszcze czerwcowo

Dzisiejszy post zacznę od roślinki, takiej najpiękniejszej z pięknych, która co roku, właśnie o tej porze, niesamowicie dekoruje czerwcowo-lipcowe rabaty. Jej intensywny, pomarańczowy kolor rzuca się w oczy już z daleka i często do niej podchodzę i po prostu... patrzę :) Inna sprawa, że uwielbiają ją wszystkie fruwające stwory, więc ruch jest koło niej, jak na Marszałkowskiej w godzinach szczytu. Co jednak nie przeszkadza mi obserwować ten zadziwiający rozgardiasz i napawać oczy energetycznym kolorem tego rabatowego cuda.

Mowa oczywiście o trojeści bulwiastej. Nie znam drugiej rośliny, której kwiaty są tak mocno pomarańczowe. No, może niektóre odmiany jeżówek też mają taki kolor, ale nie jest on aż tak spektakularny.

Zobaczcie zresztą sami :)




Ta bajeczna roślina każdego roku uszczęśliwia moje oczy :) Zresztą o urodzie niektórych kwiatów mogłabym gadać godzinami, tylko nie wiem, czy ktoś chciałby tego słuchać i czy by mi z nerwów nie przegryzł tętnicy po mniej więcej 5 minutach mojego paplania pełnego zachwytów :)

A znacie pysznogłówkę? Nie bez przyczyny ma taką sugestywną nazwę. Jej kwiatowa głowa pyszni się cudownym kwiatostanem z misternie ułożonymi płatkami, a cała roślinka dumnie wyprostowana prezentuje swoje kwiatowe wdzięki. Bywa też w różowym kolorze, ale ta moja - czerwona, również jest niesamowita. Z roku na rok rośnie jej coraz więcej i to mnie ogromnie mnie cieszy :)







Dziś te kwiaty są już bardziej rozwinięte, co będzie widać na filmiku, ale zdjęcia są jeszcze z czerwca, dlatego jest, jak jest :)

Może zauważyliście, że obecnie rzadziej zamieszczam posty na blogu. Właściwie, od początku, od kiedy tylko założyłam blog, pisałam regularnie raz w tygodniu. I choć nie zamieszczałam wpisów w jakimś jednym, konkretnym dniu, to zawsze raz w tygodniu post się pojawiał. Od jakiegoś czasu piszę rzadziej, choć staram się, żeby przynajmniej dwa razy w miesiącu coś się na tym moim blogu zadziało. O przyczynach mojego rzadszego pisania wspominałam już kiedyś, ale tak naprawdę ostateczne postanowienie o odstąpieniu od poprzedniej częstotliwości pisania, podjęłam po powrocie z moich dwóch tegorocznych urlopowych wyjazdów. Przekonałam się w tamtym czasie, jak doskonale dla moich oczu robi taki odpoczynek od telefonu i od drobnych, laptopowych literek. Niestety, jestem już w takim wieku, że o takich rzeczach muszę, niestety, myśleć. Może też dlatego, że mam świadomość, że lepiej już nie będzie, może być tylko gorzej. Poza tym, co tu dużo mówić... sprawne oczy są jednym z najważniejszych darów, jakie zostały nam dane. A ten urlopowy reset od wpatrywania się w literki upewnił mnie tylko w tym, że taka decyzja jest bardzo dobra :) Prowadzę również fanpage Pani Ogrodowej na Facebooku... tam także często pisałam, czasem nawet dwa razy dziennie. Teraz ograniczyłam te wpisy tylko do zamieszczania linków do świeżych postów na blogu. Oprócz tego mam także swoją ogrodową grupę na tym znanym portalu, której administruję i która jest dla mnie bardzo ważna. Z tej prostej przyczyny ograniczyłam swoją obecność w social mediach do niezbędnego minimum. Dlatego tak właśnie teraz będzie i może właśnie dlatego moje zdjęcia mogą być z lekka nieaktualne i mogą pokazywać kwitnienie moich roślinek z niewielkim opóźnieniem. Tyle dobrego, że przynajmniej filmy staram się nagrywać w miarę na bieżąco. 

No dobra... zobaczmy co tam jeszcze słychać w zielonym raju Pani Ogrodowej :)

Z kwiecia w białym kolorze (zresztą moim ulubionym w ogrodzie) nie zawodzi mnie moja róża...


Złocień, zwany margerytką (tu nawet z lokatorem w postaci mrówki)



Stokrotki afrykańskie


Także jastrun o rozczochranych płatkach :)


Oraz gillenia trójlistna, o delikatnych, ale bardzo ciekawych kwiatach.


A bielą w lekko śmietankowym odcieniu, chwali się kwiat sorbarii... 


... i parzydła leśnego,


a także hortensji krzewiastej Anabelle. Na poniższej fotce jej kule są jeszcze niezbyt rozwinięte i lekko zielonkawe, ale dziś są to już przepiękne białe kule :) Pokażę je następnym razem.


Pisałam wcześniej o pomarańczowym odcieniu w ogrodzie. W takim pomarańczowo-rdzawym kolorze kwitnie teraz jeden z liliowców. Nawet nazwę odmianową ma adekwatną do koloru kwiatu... liliowiec rdzawy :)


Blisko pomarańczowych odcieni jest żółć (swoją drogą piękne polskie słowo, składające się z samych znaków diakrytycznych) 😉
W tym słonecznym odcieniu kwitnie u mnie aktualnie rudbekia ekskluzywnej odmiany Sunbeckia. 
Ma olbrzymie, intensywne w kolorze kwiaty, które widoczne są z daleka. To bardzo widowiskowa roślinka i niezmordowana. Bardzo ją polecam... nie przemarza, nie straszna jej susza, ani obfite opady. Nawet potargana silnym wiatrem odradza się jak feniks z popiołów :)


W żółtym kolorze kwitnie jeszcze aktualnie wiesiołek missouryjski. Jego kwiaty są bardzo delikatne i szybko przekwitają, ale kwitnie obficie i te kwiaty są dosyć spore, więc właściwie wygląda, jakby cały czas był obsypany na żółto. Szybko się rozrasta podziemnymi rozłogami i również jest bardzo wytrzymały. 


Od żółtego jest już tylko prawie jeden krok do różu i czerwieni. A w tych dwóch kolorach sporo kwiatów aktualnie kwitnie na rabatach. 
Ale jeszcze zanim pokażę kwiaty w tych dwóch kolorach, nie sposób nie wspomnieć o tawule japońskiej Shirobana. Ten krzew posiada kwiaty w dwóch kolorach i dzięki temu wygląda zupełnie wyjątkowo. Połączenie delikatnego różu i bieli na jednym krzewie, to naprawdę spektakularny widok. Pomijając fakt, że same kwiaty są wprost rozczulające... pokrywa je delikatny "meszek" i wyrastają z nich małe, włochate antenki 😊



W różowo-czerwonym odcieniu rzuca się także w oczy firletka kwiecista. Rozsiewa się jak szalona i jej małe siewki potrafią się zadomowić nawet na trawniku. Ale jak już zakwitnie, to jest na co popatrzeć :)


Tu jakieś dwie wychyliły się do zdjęcia, choć docelowo pozował słoneczniczek szorstki variegata :)


No i będąc przy czerwonej barwie kwiatów, nie sposób nie wspomnieć o mojej biedronkowej róży, która jest niezawodna i co roku daje z siebie wszystko. A czerwień jej kwiatów jest tak intensywna, że nie sposób jej nie zauważyć :)


Teraz także nadchodzi piękny czas dla mojego pnącza, zwanego winnikiem zmiennym :) To właśnie aktualnie jest ten czas, kiedy w słonecznych promieniach jego liście wybarwiają się tak pięknie. Mamy tu połączenie zieleni z różem i bielą. Istna paleta kontrastowych kolorów. Jesienią dołączą do tego widoku jego owoce... drobne kuleczki w fioletowych i granatowych odcieniach...



Wiem, że przyszedł czas na jeżówki. Teraz właśnie kwitną obficie, choć moje zdjęcia na razie tego nie oddają. Zrobiłam je ponad tydzień temu, a sprzyjająca jeżówkom słoneczna pogoda, która była w ostatnim czasie spowodowała, że bardzo szybko zakwitły i rozwinęły swoje płatki. Obiecuję, że następnym razem pokażę je w pełnej krasie. Kochają je również wszystkie latające stworzenia, więc kiedy tylko nie pada, widać koło nich całkiem spory ruch :) Chyba pokuszę się nawet o nakręcenie jakiegoś krótkiego filmiku z tego około jeżówkowego zamieszania, ale najpierw musi się poprawić pogoda, bo aktualnie u mnie od dwóch dni pada, więc wszystkie motyle gdzieś się pochowały :)

Na razie z jeżówkowych królewien mam do pokazania tylko tyle, choć na załączonym filmiku widać zdecydowanie więcej, ponieważ kręcony jest później, niż zrobione są zdjęcia...





Muszę Wam się zwierzyć, że moje destynacyjne zapędy wcale nie poszły spać. Po pobycie najpierw na Bałkanach, a potem na Krecie i po posmakowaniu tamtejszych klimatów, ponownie tupię już w miejscu nóżkami i chciałoby mi się wybyć gdzieś znowu, zwłaszcza wtedy, kiedy za oknem pada, a zimny wiatr szarpie gałęziami drzew.
Moja głowa pracuje intensywnie nad kolejnymi pomysłami, gdzie by tu wybyć, no i kiedy... Mam już pierwsze zamysły i pragnienia, a pisząc te słowa mogę nawet zdecydowanie powiedzieć, że nabierają już one całkiem realnych kształtów i moje chciejstwa pomaleńku zaczynają się przeradzać w konkrety. Myślę o wrześniu, jako doskonałym miesiącu na poczucie ciepłego piasku pod stopami, a dodatkowo na wymoczenie się w ciepłym morzu, bo temperatura wody na Krecie w maju nie była dla mnie jeszcze satysfakcjonująca tak na sto procent :) 
Ale na razie nie napiszę ani słowa więcej, bo choć nie jestem przesądna, to nie chcę zapeszyć 😁
Przyjdzie czas na konkrety, jak już będę zdecydowanie bliżej sfinalizowania (przynajmniej częściowo) tego swojego kolejnego marzenia.

Wracając zaś do mojego ogrodu, ponownie pokażę moją szałwię muszkatołową, która po miesiącu kwitnienia wciąż wygląda tak samo jak wcześniej. Dla mnie ta roślinka jest genialna... nie dość, że pięknie kwitnie, sama się rozsiewa, ma zimozielone liście, to jeszcze nie wymaga właściwie niczego, oprócz ścięcia przekwitłego kwiatostanu, kiedy przyjdzie już na to czas.



Niesamowite, jak ta pogoda się u nas zmienia, jak kaprysi i daje w kość. Jednego dnia temperatura osiąga 33 stopnie, a już drugiego mamy 18 stopni i jest po prostu zimno :) Teraz kiedy piszę ten post, siedzę sobie na sofie, drzwi tarasowe na ogród są uchylone i naprawdę poważnie się zastanawiam, czy nie założyć ciepłych skarpet, bo w zwykłych klapkach, w których chodzę w lecie po domu, marznę w nogi :) Koszmar jakiś... jak ja nie cierpię zimna!!!! 😏
Niestety, na pogodę nie mam wpływu, a ponieważ zasadę mam taką, że nie zamierzam się zamartwiać tym, na co wpływu nie mam, dlatego STOP!!! Koniec narzekania :)

Na koniec tego wpisu jeszcze kilka ujęć z moich rabat... takich pstrykniętych przy okazji :)






No i obiecany filmik :) Polecam obejrzeć i posłuchać mojego sapania 😉


Na dziś to tyle, pokażę się znowu za jakiś czas, ale na pewno jeszcze w tym miesiącu :)
Tymczasem... 💋




Komentarze

  1. Między rdzawym liliowcem, a trojeścią bulwiastą rozkwita opowieść, którą czyta się jak bajkę – w której każdy płatek ma swoją historię, a każda rabata – duszę. Tyle tu miłości, że nawet motyle się zatrzymują na dłużej...
    Pozdrawiam serdecznie 🙂

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepiękne stokrotki afrykańskie :)
    Piękne zdjęcia! Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Napisz do mnie

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Copyright © Pani Ogrodowa