196. O wszystkim i o niczym
Zdjęcia z ogrodu już czekają, od jakiegoś czasu są wgrane na laptop, a moje znieruchomiałe palce dotykają laptopowej klawiatury i... nic. W środku czuję potrzebę napisania kolejnego wpisu, a w głowie mam kompletną pustkę i jednocześnie mam wrażenie, że hula po niej wiatr i to taki całkiem silny :)
Chciałabym napisać, co u mnie nowego słychać, ale... nie słychać nic :)
Przecież nie napiszę Wam, że zepsuł nam się sterownik w zbiorniku na ciepłą wodę i woda prawie się zagotowała, po czym taka prawie wrząca, z głośnym sykiem, zaczęła się wydobywać górą zbiornika, zalewając nam podłogę w spiżarce.
Przecież nie napiszę Wam, że zepsuła nam się klamka od drzwi tarasowych i całe szczęście, że udało się je w finale zamknąć, bo gdyby nie, to bylibyśmy uwięzieni w domu do czasu naprawy... nie wyjdziemy przecież z chałupy zostawiając otwarte tarasowe wrota. Tylko, że teraz do ogrodu muszę wychodzić wejściowymi drzwiami i dyrdać naokoło chałupki, no masakra jakaś dla mnie, podstarzałej emerytki :)
Zdjęcie na miły początek...
Nie napiszę Wam także, że zaplanowana, coroczna imprezka z naszymi kochanymi sąsiadami nie odbyła się z uwagi na złą pogodę oraz rzęsisty deszcz i musieliśmy ją odłożyć na kolejny termin...
Nie napiszę przecież tego wszystkiego, bo to same bzdety i naprawdę nie mają większego znaczenia. Ale naprawdę nic szczególnego, nowego i wartego uwagi u mnie się nie dzieje. Tym bardziej, że wszystkie te niedogodności (oprócz złej pogody) w szybkim tempie zlikwidował mój małżonek - złota rączka :) Własnoręcznie zrobił nowy sterownik do zbiornika, a także rozebrał mechanizm w drzwiach tarasowych i zamówił nowy, tak że jak tylko ta część przyjedzie, drzwi będą naprawione.
Zakwitł hibiskus (ketmia syryjska)
Nie chcę, żeby ten post był hymnem pochwalnym na cześć mojego męża, chociaż z pewnością na taki osobny post zasługuje, ale naprawdę muszę, bo się uduszę :) Muszę napisać, że ten mój kochany człowiek potrafi prawie wszystko... cokolwiek by się w domu zepsuło, nie ma bata, żeby nie naprawił, a przynajmniej, żeby nie próbował :) I najczęściej mu się to udaje... Dobra, wystarczy :)
Zobaczcie tylko, jak pięknie się rozwinęły hortensje Anabelle... jestem nimi oczarowana :)
Te wielkie białe kule zatrzymują mój wzrok za każdym razem, kiedy koło nich przechodzę. I uwielbiam zanurzać dłonie w tych białych płatkach, są takie delikatne, miękkie i puchate.
Cieszę się każdym dniem... wiem, że to brzmi banalnie i prozaicznie, ale naprawdę tak jest. Kiedy rano wstaję, cieszę się, że jest nowy dzień. Wynurzam się z łóżka, idę do salonu, bo tam już sobie urzęduje mój małżonek, który wstaje rano zdecydowanie wcześniej, niż ja. Wita mnie uśmiechem, a ja cieszę się każdą taką drobną chwilą. Każdy nowy dzień, to dla mnie szansa na kolejne codzienne czynności, na zwykłe życie, które teraz mam i które kocham. Moje drobne przyjemności to mój dom, mój ogród i moje zwykłe, codzienne rytuały. Kawa po śniadaniu wypita na tarasie, promień słońca, który w pogodne dni głaszcze po płatkach storczyki stojące na wschodnim parapecie :) Od czasu do czasu wsiadam w swój ukochany samochód i jadę... albo do któregoś z pobliskich miasteczek albo do Wrocławia. Ubóstwiam moje autko i uwielbiam nim jeździć. Jeśli ktoś mnie w czasie takiej jazdy obserwuje, to pewnie się dziwi, bo cały czas się uśmiecham :) Może jestem infantylna, a może jeśli nawet nie jestem, to tak będę odebrana. Ale nawet jeśli, to ta moja infantylność jest dla mnie moim wielkim, osobistym szczęściem.
Ten post miał być w swoim zamyśle całkiem inny. A tu przypadkowo takie zwierzenia mi się wkradły. Chciałam Wam jedynie pokazać moje jeżówki... obiecałam to nie tak dawno. Myślę, że teraz jest właśnie ten czas, kiedy pokazują swoje piękno!
Najpierw trochę ogólnych widoków :)
Kiedyś w ogóle nie zwracałam uwagi na jeżówki. Nie wiem, jak tak mogło być :) Kiedy te rośliny zagościły już w moim ogrodzie... przepadłam. Dokupowałam coraz to nowe odmiany, wyszukiwałam takie, które budziły mój zachwyt od pierwszego spojrzenia i moja kolekcja stopniowo się powiększała. Fakt, że jeżówki rozsiewają się nawet dosyć dobrze, ale z tych, które urosną z nasion, żadna odmianowa się nie urodzi. Rosną tylko takie zwyklaczki... białe i różowe. Wszystkie inne, odmianowe, można tylko pozyskać poprzez podział sadzonek. Ale to mi wcale nie przeszkadzało... chciałam mieć ich więcej i więcej :)
Jedna z takich pięknych odmian, to jeżówka Strawberry and Cream. Ma inną, ciekawą budowę i truskawkowo-kremowe ubarwienie. I powiem szczerze, że każdego roku wygląda inaczej. Czasem jej główka jest bardziej płaska, czasem bardziej wypukła. Z pewnością zależy to od ilości słońca i ilości wody, ale i tak zawsze mnie zachwyca...
Lub odmiana Marmalade, z pomarańczową czuprynką :)
I jeszcze inne jeżówkowe piękności :)
Jeżówki są ukochaną stołówką dla motyli i wszystkich latających bzykaczy :) Najlepiej to widać na filmiku, który wrzuciłam na końcu tego wpisu. W słoneczny dzień ruch jest przy nich jak na skrzyżowaniu w godzinach szczytu. Można długo stać i obserwować, jak przyfruwają do nich ze wszystkich stron... zwłaszcza motyle.
Parę ujęć tego biesiadowania :)
Żeby nie było tylko tak jeżówkowo, to pokażę Wam, że inne roślinki też właśnie teraz sobie kwitną.
Na przykład akant :)
Również krokosmia, a także nieprzerwanie kwitnąca moja biała róża na pniu...
Ładne, choć niepozorne kwiatki kwitną także na funkii... a w tle widać już zbliżające się pełne kwitnienie hortensji Polar Bear.
Za to moja najstarsza i największa hortensja bukietowa, ma już te kwiaty całkiem spore.
Dobrą stołówką dla wszystkich fruwających, jest także budleja. Tu akurat widać spożywanie śniadanka na jednej z nich, takiej w ciemnofioletowym kolorze :)
Na koniec pokażę Wam taką jedną moją ogrodową ciekawostkę. W jednym miejscu w ogrodzie moje juki co roku szaleją z wysokością. Rosną tak strzeliste, że naprawdę jestem mocno zdziwiona za każdym razem. Od czterech ostatnich lat robię sobie z nimi zdjęcia, bo uważam, że taki niezwykły fakt należy upamiętnić. W tym roku także mnie nie zawiodły i wystrzeliły prawie do nieba :)
Zobaczcie sami...
A na poniższej fotce kompilacja tych zdjęć z ostatnich lat :)
Co do mojego kolejnego wyjazdu w ciepłe kraje... hmm, więcej o nim napiszę następnym razem. Dopóki ta sprawa nie jest jeszcze zapięta na ostatni guzik, nie będę na razie zdradzać szczegółów. Jest już wybrany kierunek, czas i towarzystwo. W następnym wpisie podam już więcej detali... na razie żyję jeszcze innym zbliżającym się wydarzeniem, czyli sierpniowym ślubem mojej wnuczki. Nawet nie macie świadomości, jak ja się cieszę na to wydarzenie. Im jest bliżej tego terminu, tym moja ekscytacja jest większa :) Tak że w najbliższym czasie czekają mnie same miłe wydarzenia, taką mam nadzieję :)
A już na takie prawdziwe zakończenie, zapraszam do obejrzenia obiecanego filmiku z jeżówkowej stołówki :) Przymusu nie ma, ale warto zobaczyć to zamieszanie wśród kwiatowych księżniczek :)
I oprócz tego zerknąć na moje jeżówkowe love :)
Życzę Wam wszystkim wspaniałych dni, uśmiechu, radości i takiego błysku w oku, który rozjaśni dzień Wam, a także każdemu, kto będzie przebywał w Waszym towarzystwie.
Udanych dni!!! 💛💛💛
Iwonko bardzo miło czytało się tak osobisty wpis, a Twoim ogrodem zachwycam się za każdym razem. Pogratulować Męża, masz prawdziwy skarb. Masz w sobie tyle energii i jesteś młoda duchem, że aż nie mogę uwierzyć, że masz tak dużą wnuczkę. Dla Ciebie i twoich bliskich również wszelkiej pomyślności. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńZachwycający ogród! Marzę o takim.
OdpowiedzUsuńNo po prostu jeżówkowa dżungla! Coś wspaniałego! Juki też imponujące - muszę przyznać, że moje są o wiele mniejsze :). Budleje też mam malutkie, dopiero w tym roku posadziłam małe sadzonki w trzech kolorach i w dodatku na jedną parol zagięły ślimaki i prawie ją ogołociły z liści! Musiałam wkroczyć z trutką, żeby uratować roślinkę.
OdpowiedzUsuńIwonko, gratuluję zdolnego męża-majsterkowicza! A co do Twojego planowanego wyjazdu, to ciekawość mnie zżera, ale będę cierpliwie czekać na relację - życzę Ci, żeby wszystko poszło zgodnie z planem i żebyś się dobrze bawiła!
Wspaniały mąż Iwonko. Zdarzają się tacy co tylko do picia i do kłótni są najlepsi. Taki mąż co wszystko zrobi w domu to prawdziwy skarb. Taki co Cię rano wita uśmiechem zrobi kawę. Dobrze, że mu się udało naprawić te drzwi od tarasu. Ja też się cieszę na sierpniowe wyjazdy. W końcu pojadę w góry tylko trochę się obawiam pogody. Planujemy Turbacz, potem Babią Górę i na koniec Lubań. Wcale się nie dziwię, że jesteś podekscytowana tym wyjazdem. Mam to samo przed każdą wyprawą. I znów się powtórzę Kochana, twoje zdjęcia zjawiskowe jak zawsze. Jeżówki i inne okazy są cudowne. Pozdrawiam serdecznie i życzę cudownych wakacji.
OdpowiedzUsuń