Pewnie zdziwilibyście się, gdybym Was zapytała, czy kochacie swój dom? Bo chyba dla większości z nas, dom jest oazą spokoju, wyciszenia, bezpieczeństwa i komfortu psychicznego... Więc odpowiedź powinna wydawać się oczywista.
Naszła mnie tak ta refleksja, bo niedawno, po zaledwie dwudniowej nieobecności w swoim domu, wracałam do niego z taką właśnie wielką radością. Jakoś tak wyjątkowo, bo przecież zdarzały się dłuższe chwile, kiedy nie było mnie w domu :) Na przykład mój styczniowy wyjazd do sanatorium pozbawił mnie widoku mojej chałupki na całe 21 dni i... dałam radę :)
Ale pomyślałam sobie, że właśnie ten mój powrót do domu jest niebywale emocjonalny... może dlatego, że choć nie była to jakaś daleka podróż, bo jedynie około 40 kilometrów, to w czasie mojego powrotu była tak paskudna pogoda... Jechałam w lejącym strumieniami deszczu. Tak obfitym, że samochodowe wycieraczki ledwo nadążały zbierać wodę. Na drodze pełno było leżących, wilgotnych liści, które dla kierującego mogą być zdradliwe, bo potrafi być na nich diabelnie ślisko. Sporo kierowców zachowywało się tak, jakby nie widzieli jaka pogoda panuje na zewnątrz... Wyprzedzanie, nawet na zakazie, w strugach rozbryzgującej się na boki wody, przekraczanie prędkości i to nie o 10 czy nawet 20 kilometrów, tylko zdecydowanie więcej. Niektórzy poczynali sobie tak, jakby do tego domu dotrzeć jednak nie chcieli :( Może dlatego ja tak bardzo chciałam w tym domu już być...
Swoim zwyczajem, w międzyczasie będę wrzucać fotki z ogrodu... Na pierwszej z nich - jesienna perspektywa :)
Tak mi się ten widoczek spodobał, że zrobiłam go jeszcze w poziomie :)
I oczywiście krzew trzmieliny oskrzydlonej w całej okazałości. Jest cudowny, jak tak "płonie" czerwienią :)
Dom, to jest dom, zgodzicie się? Jakkolwiek by to trywialnie nie brzmiało, nie na darmo mówi się, że: "nie ma to jak w domu", "wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej" i tym podobne :) Pomyślałam sobie, że miałam w swoim życiu tych "domów" już kilka. I wcale nie mam tu na myśli wybudowanych chałupek, tylko raczej miejsca, dokąd wracamy, właśnie "domem" zwane :)
W moim poprzednim życiu, jak często je nazywam, czyli wtedy, kiedy jeszcze nie byłam tak szczęśliwa, jak jestem aktualnie, miałam tych "domów" pięć :) Ojej, sama się zdziwiłam, że aż tyle. Policzyłam tutaj dom rodzinny, czyli mieszkanie, w którym się wychowałam i mieszkałam razem z rodzicami, potem po wyjściu za mąż trzy mieszkania z rzędu, które wtedy wynajmowaliśmy razem z moim wcześniejszym, dawnym, byłym towarzyszem życia :) To przecież też były jakieś tam nasze domy. A następnie już własne mieszkanie, które miało być tym docelowym. I choć mieszkałam w nim najdłużej, życie ułożyło się tak, że jednak moim docelowym nie było.
Prosto z niego, już sama, wylądowałam w maleńkim, bo 32-metrowym mieszkaniu, czyli kolejnym "domu". Ten akurat pokochałam całym sercem. To było moje ulubione miejsce, czyli ulubiony "dom". I choć mieszkałam tam sama, czułam się dobrze, bezpiecznie, spokojnie - tylko... samotnie :( Ale to było moje ukochane lokum...
Wróćmy na chwilę do ogrodu i rzućmy okiem na jesienne akcenty. Mimo, że kwitną już chryzantemy, które przecież są typowo jesiennymi kwiatami, to wciąż jeszcze kwitną także jeżówki...
A nawet niektóre z nich są jeszcze ciągle w pąkach :( I serce mi się kraje, jak sobie pomyślę, że dla ich dobra powinnam je teraz ciachnąć, nie czekając na dalszy ciąg kwiatowego pokazu...
Wracając do kwestii "domowych"... w tym moim 32-metrowym mieszkanku zaczęło się właśnie moje aktualne, piękne życie...
Tylko, że tego szczęścia zrobiło się tak wiele i tak olbrzymie przybrało rozmiary, że zdecydowanie nie mieściło się na tej skromnej powierzchni :) Dlatego trzeba było wymyślić coś większego... coś, co miało pozwolić mojemu nowemu życiu rozwinąć skrzydła. Bo to przecież już właśnie wtedy zaczęły mnie otaczać ludzkie anioły, które moje życie uczyniły pozytywnym i zdecydowanie bardziej pięknym.
Tymczasem teraz, w moim jesiennym już przecież ogrodzie, wciąż jeszcze królują jakieś barwy. Może już bardziej wypłowiałe, bardziej zabarwione brązami, czerwienią i żółcią, ale wciąż jeszcze chce się wychodzić na zewnątrz i oglądać te ogrodowe cudeńka :)
No bo przecież róże wciąż zachwycają...
A kwiaty wiesiołka żółcą się cudownie i kontrastowo na tle bordowych liści winobluszczu...
I kosmosy także mają się jeszcze całkiem dobrze :)
W kwestii mojego "domu", zapadły w tamtym czasie poważne decyzje. Najpierw były propozycjami, ale po głębszej analizie stały się naszymi planami. Te plany to: "wybudujmy dom" :)
Dlatego uciekliśmy wtedy z miasta na wieś... dlatego zdecydowałam się na ten życiowy przełom, choć wtedy wiązało się to z moimi codziennymi, czasem uciążliwymi dojazdami do pracy, ale czegóż się nie robi dla lepszych zmian?
To było 14 lat temu...
Właśnie wtedy powstał nasz dom, który do dziś jest tym miejscem, do którego wracam z przeróżnych zakątków mojego pozadomowego wędrowania :)
Wracamy do ogrodu...
Jeszcze wciąż gdzieniegdzie w tarasowych bukietach wyskakuje jakaś kwitnąca stokrotka afrykańska. One lubią słonko, więc wtedy kiedy go nie brakuje, wychylają te swoje łebki do żółtych, ciepłych promieni...
Na wiciokrzewie japońskim wciąż jeszcze kwitną jego różnokolorowe, bardzo dekoracyjne kwiaty.
Za to po kwiatach clematisa pozostały już tylko jesienne, rozwichrzone czuprynki. Wyglądają, jakby zapodziały gdzieś grzebień i zapomniały się uczesać :)
No i nie sposób nie pokazać po raz kolejny goździka Dancing Geisha, który kwitnie niezmordowanie i wygląda jakby jesieni i zimy miało nie być :) Wiem, że wiele osób zachwyca się tym cudakiem, ja zresztą też, bo rzeczywiście jest wyjątkowy.
Powiem Wam, że nawet powstał wiersz na jego cześć... na blogu Polonki :) Tańczący goździk... Polecam kliknąć na link i przeczytać :)
Wracamy do wątku domowego?
Wszystko w tym nowym domu wymyśliliśmy sami, a wiele rzeczy mój mąż zrobił samodzielnie. Tworzyliśmy to swoje miejsce z zacięciem, z nadzieją i wielkim entuzjazmem... Do dziś pamiętam, ile radości sprawiał nam każdy kolejny etap, każdy kolejny bloczek, potem drzwi, okno, podłoga i kolor farby na ścianie...
Może nazwiecie mnie egzaltowaną, albo przynajmniej tak o mnie pomyślicie. Ale ja kocham ten dom i kocham to miejsce, w którym w tej chwili toczy się moje życie. I mam nadzieję, że to jest ostatnie miejsce, w którym przyszło mi istnieć.
Z pewnością wiele osób czytających ten blog nie wie, że ten nasz dom i mój ogród powstały na pustym polu. Nie było tu nic, tylko zarośnięta zielskiem łąka... Pisałam o tym na początku bloga, pokazywałam również zdjęcia, ale wiem, że przecież wiele osób dołączyło do mnie już w trakcie mojego pisania, więc nie mogą o tym wiedzieć. Nikt nie czyta bloga od początku.
Może właśnie dlatego, a może dzięki temu, że tak właśnie powstało "coś" z "niczego", to miejsce jest nam tak drogie. Kiedy piszę "nam", mam na myśli mnie i mojego męża, bo on tak samo odczuwa kwestię posiadania tego swojego miejsca na ziemi i podobnie do mnie, tak samo doskonale się tu czuje :)
Dlatego przespacerujmy się jeszcze raz po październikowym, jesiennym ogrodzie.
Pooglądajmy...
W czasie, kiedy powstawał dom, również prowadziłam blog. To był blog budowlany, czyli głównie opisywałam w nim kwestie budowy naszego domu, ale znając moje gadulstwo, nie sposób było nie wrzucać tam również, tak jak tutaj, opisów swoich przeżyć, przemyśleń i refleksji... tego też jest tam pełno :) Jeśli kogoś to ogromnie interesuje, to na bocznym pasku jest odnośnik do tego bloga, nazywa się Nasza BUKOWA CHATKA, albo dla bardziej leniwych wrzucam tu link DOM... Desperatów, czy też raczej miłośników mojego gawędziarstwa, serdecznie zapraszam :) Tylko ostrzegam, to jest raczej długa lektura, bo zawiera aż 52 strony... niestety niektóre zdjęcia poznikały z tamtego forum, nie wiem, czy spowodował to upływ czasu, czy jakieś serwery zdematerializowały się... w każdym razie tekst został w całości :)
Uff... na temat domu, to chyba tyle, choć powiem Wam, że mogłabym tak długo przynudzać :) Ale zdecydowałam, że wystarczy...
To teraz odpowiedź na drugą część tytułu mojego dzisiejszego wpisu...
Lilo? Słodka Lilo? Kim jest??? A może co to jest???
Lilo to Cairn Terrier, psinka mojej wnusi. Jest słodka, tego nie da się ukryć. Postanowiłam pokazać ją Wam, bo miałam przyjemność spać z nią w jednym łóżku, co nie jest dla mnie chlebem powszednim i dlatego ten fakt zrobił na mnie takie wrażenie :) Tym bardziej, że nie spałam zbyt spokojnie, ponieważ musiałam w nocy bawić się z nią jej piłką :) Taka z niej słodka rozrabiaka :)
Lilo ma 8 miesięcy i nieustannie szaleje, ale trudno się dziwić, jest jeszcze szczeniaczkiem. Przy tym jest tak słodka, że za każdym razem, gdy patrzę na tę fotkę, nie umiem się nie uśmiechać :)
Zobaczcie sami...
Na dziś, kochani, to tyle.
Żegnam się z Wami chyba na krótko, bo już kolejne "gadulstwo" siedzi mi w głowie :)
Tymczasem życzę wszystkim spokojnych i w miarę słonecznych dni...
💜💜💜
I jak nie kochać takiego domu z takim ogrodem i domownikami którzy sprawiają że jesteś szczęśliwa. Ogród Twój ciągle kwitnie a ja nie mam czasu posprzątać w moim bo już czas na jesienne porządki. Pozdrawiam :-).
OdpowiedzUsuńJa też jeszcze nie sprzątam w ogrodzie. Może jeszcze listopad będzie ciepły? Dziękuję za miłe słowa...
UsuńZdjęcia i widoczki robią na mnie ogromne wrażenie. A Lilo kradnie moje serce :) Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie. Pozdrawiam również i dziękuję za wizytę :)
UsuńLilo jest słodka... A w ogrodzie pięknie, kolorowo. Ogród jest przedłużeniem domu 💕 jak tu go nie kochać. Zgadzam się z Tobą, dom, oaza bezpieczna, spokojna, szczęśliwa, pełna miłości... To jest prawdziwy dom 😊 Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZgadza się, Agatko. Piękne w ogrodzie jest to, że jest przedłużeniem domu :) Dobrze to nazwałaś :) Uściski...
UsuńBardzo interesująca ta Wasza droga do własnego domu z tak pięknym i przykuwającym uwagę ogrodem. Chociaż małe mieszkanka w blokach też mają swój urok. Ważne, aby w domu czuć się bezpiecznie i komfortowo i po prostu być w nim szczęśliwym. Pozdrawiam Cię serdecznie a dla Lilo przesyłam moc głasków
OdpowiedzUsuńOczywiście, że małe mieszkanka w blokach mają swój urok, właśnie tamto blokowe maleństwo tak bardzo lubiłam :) Dziękuję Karolinko, w imieniu Lilo także :)
UsuńNatura jest niesamowita. Wręcz oczarowuje swoim pięknem. A Lilo to cudowna psinka. Aż chciałoby się do niej przytulić :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Lilo przytulałam prawie całą noc :)
UsuńTeż miałam w swoim życiu kilka domowych miejsc. Ponieważ sporo zawodowo podróżowałam, do każdego z nich wracałam z ogromną niecierpliwością, chciałam by powrotna podróż, czy to pociągiem czy samochodem, trwała jak najkrócej. Coś mnie wciąż ciągnęło. Teraz z perspektywy czasu myślę, że byłam domatorką co teraz potwierdza seniorski styl życia jaki prowadzę. Z przyjemnością więc przebywam w aktualnym mieszkanku ile się da, lubię patrzeć na jego wnętrza i chyba nigdy mi się to nie znudzi, a nie znudzi bo sama go urządziłam. Tak myślę. Mało kto zastanawia się na co dzień czy kocha swój dom. Życie przecież tak błyskawicznie leci, więc nie ma czasu. A Ty z Mężem kochacie swój dom, bo sami go wybudowaliście i dopieściliście co do szczegółu. A że ogród powstał na pustkowiu, i że wygląda teraz jak wygląda, to Twoje czarodziejskie ręce sprawiły. Masz prawo kochać i być dumną ze swojego dzieła. Pięknie jest w Twoim ogrodzie Iwonko, jak zawsze bajkowo. I to, jak o domu i ogrodzie opowiadasz, świadczy, jak kochasz to miejsce. Szczęście trzeba umieć sobie samemu wypracować, WY oboje to zrobiliście. Coś pięknego. Naprawdę gratuluję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo serdecznie... i dziękuję, że pokazałaś mój wiersz...
Ja też zawsze byłam domatorką, dlatego też między innymi właśnie dlatego, teraz jestem taka szczęśliwa. Dziękuję kochana za tyle miłych słów... wiele prawdy jest w tym co napisałaś, jakbyś wyjęła mi to z ust :) I podoba mi się to stwierdzenie, że szczęście trzeba sobie wypracować. Oczywiście, dobrze jest mu pomóc, bez dwóch zdań. Przytulam Cię bardzo serdecznie...
UsuńDroga Iwonko@!
OdpowiedzUsuńKocham Twoje "gadulstwo". I muszę się przyznać, że każdy post wydaje mi się przykrótki. Świetnie się czyta. Rozumiem Cię doskonale. ja też bardzo lubię swój dom i zawsze wracam do niego z nieskrywaną przyjemnością. Jak pewnie już wiesz uwielbiam wszelakie podróże. Czy to z krótkiego okolicznego spaceru, czy też z dłuższego zagranicznego wyjazdu. Bardzo cieszy mnie fakt, kiedy przekraczam próg naszego domu. Naprawdę wracam do niego z wielką radością.
A co do Lilo? jest przecudny. Skradł moje serce. Przypomina mi naszą ukochaną Bellusię gdy była szczeniakiem, też była z rasy terrierów.
Życzę Ci cudownego jesiennego weekendu:)
U Ciebie w ogrodzie widać wiele zieloności ale i jesień wkrada się nieśmiało.
UsuńJednak krzew trzmieliny oskrzydlonej daje prawdziwy popis.
Serdecznie pozdrawiam:)
Naprawdę lubisz moje "ględzenie"??? :) To niesamowite :) Ale ogromnie mnie to cieszy :) A Lilo rzeczywiście jest cudowna... w środę będę ją widzieć znowu i już się cieszę :) Prawda, że ta trzmielina jest niesamowita? Też nie mogę się na nią napatrzeć... Całusy, Lusiu... I życzenia pięknych dni <3
UsuńMówi się, że swój pierwszy dom budujesz dla wroga, drugi dla przyjaciela, a ten trzeci jest dla siebie. I coś w tym chyba jest; życiowe doświadczenie buduje nasz najlepszy dom. Pięknie tam u Ciebie. Jesienne kolory mnie zachwycają. Dużo zdrowia i słonka życzę. Pozdrawiam 💚
OdpowiedzUsuńTak, też znamy to powiedzenie, ale myślę, że w naszym przypadku ani drugiego, ani trzeciego domu już nie będzie :) Choć chodzi w tym głównie o to, że człowiek jednak przy pierwszej budowie zawsze popełnia jakieś błędy i z tym akurat się zgodzę... dziś pewne rzeczy zrobilibyśmy inaczej, ale tego raczej ciężko jest uniknąć przy pierwszej budowlanej próbie :) Pozdrawiam Cię mocniutko...
UsuńJak to - "nikt nie czyta bloga od początku"?! Ja przeczytałam! Jak tutaj trafiłam, to tak mnie urzekły Twoje opowieści, że pewnej długiej nocy przeczytałam wszystko od pierwszego wpisu :). W "Bukowej chatce" tylko mam trochę zaległości, ale i te nadrobię. Więc doskonale pamiętam z tamtych zdjęć, jakie to było łyse pole. Tym bardziej podziwiam Twój zapał i ogrom pracy, jaki włożyłaś w stworzenie tego raju! I doskonale rozumiem Twoją miłość do tego kawałka ziemi i do tego stworzonego od zera własnymi rękoma domku :). To samo można powiedzieć o Lilo - trudno nie pokochać takiego uroczego stworzonka! Ja co prawda jestem raczej kociarą, ale zawsze mnie rozczula ta ogromna ufność i bezgraniczna miłość, jakimi obdarzają nas zwierzaki. Złoszczę się na nasze kocio-psie stado, że bałagani, że zawraca głowę (nie zliczę ile razy dziennie trzeba je wpuszczać i wypuszczać z domu, karmić, sprzątać i zabawiać), że jest przy nich ogrom obowiązków, ale... jak taki czworonożny futrzak spojrzy mi w oczy, to serce topi się jak wosk :))).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię gorąco, Iwonko!
Pamiętam, Małgosiu, że akurat Ty przeczytałaś wszystko i to jest właśnie dla mnie niesamowite :) Chyba dobrze pamiętam, że pisałaś mi już kiedyś o tym? Ja rozumiem, że to może interesować mnie, czy mojego męża, czy kogoś z bliskiej rodziny. Ale jak czytam, że ludzie, których przecież "nie znam", chcą czytać to moje bajdurzenie, to aż mam łzy w oczach. Bo dla mnie to jest mistrzostwo świata, że ktoś poświęca swój czas na te moje literki, wyrazy i zdania :) Jesteś WIELKA!!! I ściskam Cię mocno, mocno...
UsuńAle no coś Ty! To Ty jesteś wielka! Masz lekkie pióro i jesteś przy tym bardzo sympatyczną i otwartą osobą - to raz, więc przyjemnie się czyta Twoje opowieści, a dwa - to są po prostu szalenie ciekawe i bardzo inspirujące historie i rozważania o różnych sprawach. Dla mnie mistrzostwem świata jest Twoja praca i niesamowita miłość do roślin, co daje efekt w postaci fantastycznego ogrodu i domu.
UsuńPS. tak, kiedyś już wspominałam, że przeczytałam Twój blog od początku :).
Bardzo, bardzo dziękuję... Nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczą Twoje słowa. To wielki bodziec do dalszego pisania. Ogromnie mocno Cię przytulam...
UsuńFajny post, przeczytałam z ogromnym zainteresowaniem, bo mieliśmy z moim M. podobną "domową" historię:))) Ja jestem ogromną domatorką. Bardzo rzadko wyjeżdżam:) Domek na wsi marzył mi się od dziecka - i jest, ale w każdym byłam szczęśliwa.
OdpowiedzUsuńCudowne masz rośliny w ogrodzie. Ten roztańczony goździk jest piękny. Piesek też:)
Serdecznie pozdrawiam!
Bardzo się cieszę, że Ci się podobało :) A jeśli też utożsamiasz się z takim biegiem wydarzeń, to tym bardziej się cieszę. Pozdrawiam Cię również bardzo, bardzo cieplutko...
UsuńIwonko
OdpowiedzUsuńDo grona odwiedzających
Twojego bloga dołączyłam dość późno ale nadrobiłam wszystko🙂
Przeczytałam wszystkie posty i obejrzałam tysiące fotek. Może dlatego jest mi łatwiej rozumieć Twoje emocje. Czasami mam wrażenie, że ja tam byłam i wszystko widziałam:)
Wasz dom i całe otoczenie są mi bardzo bliskie.
Podobnie jak Ty kocham swój dom a właściwie mieszkanie. To jest mój azyl,mój dobrostan. Tu się najlepiej czuję, tu najlepiej odpoczywam i tu jestem szczęśliwa.
Dom rodzinny wspominam z sentymentem. Duży,ciepły, z dużym sadem,pod lasem.
Potem był wynajmowany malutki pokoik. Był niesamowicie pojemny:) Na tych kilku metrach stała szafa,kanapa narożna, łóżeczko,lodówka, mała pralka Frania i jeszcze słupek na naczynia. Jak się rozłożyło kanapę to o dostępie do szafy można było zapomnieć. Gotowałam w łazience.
Ale wtedy byłam szczęśliwa bo mieliśmy pierwszą pociechę i świat krążył wokół niej.
Wkrótce okazało się, że to nasze dzieciątko nie ma gdzie nauczyć się nawet raczkować.
Szybka decyzja i zbudowaliśmy dom. Wprowadziliśmy się szybko mimo, że jeszcze wiele brakowało ale byliśmy u siebie.
A potem dzieci dorosły i założyły własne rodziny a my podjęliśmy decyzję, że zamienimy dom na mieszkanie. I teraz to jest nasze kochane gniazdko.
Mama zawsze mówiła, że dom to nie ściany,dach i meble ale dusza,ciepło i miłość i to prawda.
Ale się rozpisałam a przecież nie mogę nie napisać nic o Twoim jesiennym ogrodzie,który jest teraz tak cudny swoimi kolorami. Można podziwiać godzinami i wciąż mieć niedosyt.
A piesunia jest przesłodka i taka pogodna. Do kochania,przytulania i zagłaskania🫠
Pozdrawiam cieplutko ściskam mocno i czekam na kolejny wpis🤗❤️
Kochana moja, ja pamiętam jak mi pisałaś, że przeczytałaś wszystko i że razem ze mną znowu budowałaś ten dom. To jest dla mnie naprawdę niesamowite. I nawet nie wiesz, jak takie słowa mnie cieszą i jak ja to głęboko przeżywam. Aż przeczytałam Twój komentarz (i komentarz Małgosi) mężowi, bo poruszyłyście obydwie moje serce. I dziękuję Ci za to, że podzieliłaś się swoją "domową" historią, ja też z rozczuleniem wspominam te wszystkie dawne chwile. Bardzo, bardzo serdecznie Cię ściskam i ciepłe myśli Ci posyłam...
UsuńJesteś kochana❤️❤️
UsuńDziękuję... Ty też ❤️❤️❤️
UsuńA gdzie mój komentarz przecież wczoraj pisałam :-(. Wspaniale jest mieć takie ukochane miejsce gdzie się wraca do kochających mieszkańców a do tego jeszcze wspaniały ogród i cóż więcej trzeba :-).
OdpowiedzUsuńJest, jest... był w spamie. Ale wszystko z tego spamu zawsze wyciągam :) Dziękuję, Alu za Twoją wizytę...
UsuńCzy kocham swoje mieszkanie?? nigdy tak naprawdę się nad tym nie zastanawiałam. Dla mnie dom czy mieszkanie to tylko to miejsce, w którym mieszkam, a tak naprawdę ten dom, to ludzie którzy go tworzą. Miałam to szczęście, że wyrosłam w domku z pięknym ogrodem tuż przy lesie. Było biedniutko, bo wówczas tak w naszej wioseczce było. Ale najważniejsze było to, że otoczeni byliśmy miłością rodziców i czuliśmy się bezpiecznie. Potem wraz z mężem w malutkim mieszkanku staraliśmy się stworzyć swoim córkom bezpieczne i pełne miłości rodzinne życie. Teraz, kiedy tutaj przyjeżdżają, to przyjeżdżają do nas. Ważne jest mieć gdzie podjąć rodzinkę więc powstał domek właściwie już całoroczny. Znam u nas wiele młodych rodzin posiadających piękne domy, wypasione samochody i po kilku latach rozwód i podział dóbr w wielkiej kłótni i gdzie tutaj dom??? Każdy ma swoje priorytety, a dla nas zawsze był jeden - kochająca się rodzina, bo z takich rodzin pochodzimy. Reszta jest ważna, ale to tylko dodatek. Ogród jak zwykle czaruje kolorami, a piesek uroczy. Pozdrawiam serdecznie:):):)
OdpowiedzUsuńTak, tylko chodzi w tym wszystkim o to, że zależy z jakimi ludźmi w danym momencie mieszkamy. Dlatego czasem jest to tylko mieszanie, a czasem taki właśnie "dom", w którym nawet ściany są przytulne, swojskie i tworzą przyjazną atmosferę. Z tego, co opisujesz miałaś właśnie taki dom, z kochającą rodziną. Ja jednak pozostanę przy swoim. Kocham swój dom, czyli te mury też, bo w nim nasza rodzina jest szczęśliwa... i wracam tam zawsze z wielką radością :) Pozdrawiam Cię cieplutko.
UsuńDla mnie dom nie do końca jest oazą spokoju, a bardziej chaosu, ale do wszystkiego idzie się przyzwyczaić.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem dom jest tylko miejscem zamieszkania, a tak naprawdę miejsca zamieszkania często też się zmieniają. 5 mieszkań to całkiem sporo. Bardzo ładne zdjęcia.
Pozdrawiam serdecznie.
Jednak miałam w swoim życiu takie "domy", które traktowałam neutralnie, no i takie, które pokochałam. Jakoś wyczuwam tę różnicę. Pewnie zależy to od atmosfery w danym domu i od ludzi, z którymi się w nim przebywa i tworzy wspólne pozytywne emocje. Dziękuję za pochwałę i również pozdrawiam Cię bardzo serdecznie...
UsuńPiękny ogród, piękny piesek. Wspaniałe zdjęcia roślinności nam pokazujesz. Zawsze z miłą przyjemnością lubię pooglądać zdjęcia kwiatów. Dosyć ważną i odpowiedzialną decyzję podjęłaś, aby wybudować dom i stworzyć ten przepiękny ogród. Widać, ile trudu w to włożyłaś i za to Cię doceniam i podziwiam. Dom powinien być kojarzony z poczuciem bezpieczeństwa, a niestety nie zawsze kojarzy się to z tym, jeśli przebywaliśmy w domu, gdzie panowały toksyczne relacje (rodzina dysfunkcyjna), gdzie ponadto członkowie rodziny mają problemy z uzależnieniem od alkoholu i panuje toksyczna atmosfera. To coś, co znacząco odbija się negatywnie na nasze zdrowie psychiczne i na nasze życie. 🙁
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię cieplutko, od serca i z serdecznością 🤗🙋♂️🥰
Patryk
Ps. Bardzo mi się podoba nowy baner bloga, jak i szablon 👍👦
UsuńMasz rację, co do odpowiedzialnej decyzji w kwestii budowy domu. Trochę się wahałam, bo i stres był i sporo strachu było we mnie, czy wszystko się uda, ale na szczęście się udało. Toksyczne relacje w rodzinie są rzeczywiście przeszkodą w normalnych stosunkach i w pojmowaniu pojęcia domu, jako oazy bezpieczeństwa i spokoju. Niestety, wiele osób wciąż tego doświadcza... Cieszę się, że podobają Ci się moje zdjęcia i że podoba Ci się nowa odsłona bloga. Ja też jestem z niej bardzo zadowolona. I również pozdrawiam Cię bardzo, bardzo cieplutko. Także dziękuję za obserwację mojego bloga <3
Usuń🙂🤲💖
Usuń🥰🥰🥰
UsuńIwonko Kochana jaka piękna odsłona bloga. Jest jakby luksusowo jakby powiedziała pewna bohaterka pewnego filmu 😋
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię że tak kochacie ta Waszą Oazę. Tyle pracy i zaangażowania włożyliście w jego tworzenie, więc Wasze oddanie i radość jest jak najbardziej zrozumiałe. Czytając Twój wpis policzyłam ile razy ja się przeprowadziłam i wyszło mi 9 razy. Ale za rok będzie 10 raz, ale mam nadzieję że to będzie nasz ostatni raz. Właściwie każde lokum w którym mieszkam mogłam nazywać z wyjątkiem miejsce numer 8. Szczerze nie lubiłam tego miejsca i chociaż wiem że dom to ludzie którzy go tworzą to tamto miejsce było tak zimne, dosłownie zimne bo to stara kamienica, która trudno było ogrzać że nie lubiłam tam mieszkać...
Sunia cudowna, ale widzę że taki łobuziak jak moja Kicia, dzisiaj od 2 w nocy przez nią nie śpię bo chodziła i bardzo miauczała i szalała po domu.
Serdecznie pozdrawiam 😘😘
Fajnie, że podoba Ci się nowa blogowa odsłona. Ja jestem zachwycona tym widokiem i nie mogę się nim nacieszyć :) Luksusowo haha... :) To fakt, w powstanie tego naszego gniazdka włożyliśmy sporo pracy i zaparcia, mąż przypłacił to zawałem w 2012 roku, na szczęście wszystko jest ok. Chociaż on twierdzi, że ten zawał z budową czy wykańczaniem domu nie miał nic wspólnego. Sama nie wiem. Nooo... moja kochana, 9 razy, to całkiem dobry wynik. I życzę Ci, żeby ten 10 raz był tym ostatnim, skoro tak właśnie chcesz :) Lilo rzeczywiście jest łobuziakiem, jest jeszcze młodziutka i nie umie usiedzieć w miejscu :) Ale jest strasznie słodka... Ściskam Cię mocniutko...
UsuńHmmm ja może domów zbyt wielu nie miałam, ale każdy miwl jakieś znaczenie. W tym aktualnym dopiero po kilku latach poczułam się domowo. Jednak mam nadzieję, że w końcu uda się wybudować nowy - ten wymarzony jaki chcemy😊.
OdpowiedzUsuńZawsze myślałam, że nigdy nie uda mi się odciąć więzi z tym rodzinnym. Aż pewnego dnia, tak po prostu przestałam tęsknić. Dziwne to było, ale też potrzebne. Bo właśnie wtedy, zaczęłam czuć radość z mieszkania w tym aktualnym.
Wiem, Aga, że marzysz o tym swoim domu. Więc niech to życzenie jak najszybciej Ci się spełni, tego Ci życzę z całego serca. Różne mamy koleje tych naszych domowych losów, każdy ma inne doświadczenia. Ale swój dom każdy powinien mieć... jaki by on nie był :) Pozdrawiam Cię gorąco...
UsuńA i zapomniałam pochwalić zdjęcia z ogrodu. Jeszcze tak pięknie kolorowo, jeżówki jak zwykle numer jeden na liście moich zachwytów 🤩
OdpowiedzUsuńDziękuję ) Cieszę się, że jeżówki skradły i Twoje serce :)
UsuńIwonko, tyle ciepła i uczuć w tym, co piszesz ;-)) Wspaniale się to czyta, bo tak lekko i z poczuciem humoru opisujesz codzienność a piękny ogród jest dopełnieniem Twoich słów... Tymczasem budowa domu, a potem spokojne i radosne w nim życie zależy od ludzi, którzy w nim mieszkają i relacji, jakie ich łączą.
OdpowiedzUsuńCieszę się Twoim szczęściem, ściskam mocno i ślę moc pozdrowień!
Anita
Dziękuję bardzo, Anitko. Zawsze, jak czytam Twoje wpisy, to jest w nich tyle ciepła, sympatii, empatii i serdeczności, że serce bije mi szybciej z emocji. Jesteś szalenie pozytywną i pełną dobrej energii osobą... wyczuwam to przez monitor :) Ściskam Cię również bardzo, bardzo serdecznie...
UsuńLilo to Cairn Terrier podobny do yoka, przyznam ze pierwszy raz spotykam się z tą rasą, zaraz poczytam o nich
OdpowiedzUsuńTak, to jest właśnie ta rasa. Jest fantastyczna, te włosy ma takie fajne, puchate, tylko do głaskania :)
UsuńTeriery potrafią być pocieszne:)
UsuńZgadzam się, jest cudowna :)
UsuńRóże faktycznie wciąż zachwycają! A piesek przeuroczy! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu pieska :) A róże kwitną dalej niezmiennie...
UsuńTyle pracy włożyłaś w ten dom i ogród, nic dziewnego, że darzysz go miłością. U mnie bywa różnie, czasem tęsknie, bo nie ma jak w domu, czasem chciałabym gdzieś uciec, poszukać innego miejsca. Jestem w tym samym mieszkaniu od zawsze. Rodzice wybudowali do i się przeprowadzili, ja zostałam. Opcja bardzo korzystna, zwłaszcza że o mieszkania trudno, więc nie narzekam, ale czasem brakuje jakiejś zmiany :).
OdpowiedzUsuńLilo jest przesłodziutka <3
Jestem ogromnie przywiązana do tego swojego domu. Jak patrzę na dom... ogród i całe jego otoczenie, to mam takie uczucie dumy i szczęścia. Nigdy wcześniej nie znałam tego uczucia, ale widocznie na nic w życiu nie jest za późno :) To jest bardzo podobne uczucie do dumy z własnego dziecka, ale mam nadzieję, że ze mną jest nadal wszystko dobrze :) :) :)
UsuńPsinka przeurocza :)
OdpowiedzUsuńA roślinki, ahhh cieszą oko :)
Pozdrawiam serdecznie
Bardzo dziękuję, pozdrawiam Cię również...
UsuńMam takie same odczucia w kwestii domu jak Ty. Mój dom to najlepsze miejsce na ziemi! Mój dom to ostoja dla mojej, porozrzucanej po świecie rodziny. Miejsce rodzinnych spotkań, rodzinnej integracji, wymiany poglądów. Może wizualnie nie wygląda teraz ładnie; przeorane podwórze po wykopach pod pompy ciepła. Dziś, tj. 31 października mijają 34 lata odkąd w nim mieszkam.
OdpowiedzUsuńTeż właśnie tak to czuję :) Zawsze tak nazywam, że to jest moje miejsce na ziemi, cokolwiek to tak naprawdę znaczy :) I wracam do niego z taką radości :) Dziękuję za wizytę i pozdrawiam Cię serdecznie...
UsuńMój dom, w którym mieszkam z rodziną jest też domem, w którym się wychowałam. Na ogrodzie mam wciąż drzewa owocowe, które zasadził mój dziadek. To moje miejsce na ziemi.
OdpowiedzUsuńPięknie prezentuje się Twój ogród w tej jesiennej szacie :)
Dziękuję pięknie. Widzę, że tak samo nazwałaś swój dom, czyli swoim miejscem na ziemi. Też tak to właśnie czuję :)
UsuńMe gusta que seas feliz en tu casa, me encantó leerte. Tu jardín sigue estando precioso. Besos.
OdpowiedzUsuńMuchas gracias, son palabras muy bonitas para mí. Un abrazo Teresa.
Usuńbeautiful garden and beautiful photos! :)
OdpowiedzUsuńxoxo, rae
raellarina.com
INSTAGRAM
Thank you very much.
UsuńJa zawsze twierdzę, że "dom jest tam, gdzie miłość"... nawet trzy lata temu taki napis poczyniłem na jednej z pozostałych ścian po starej stajni, które dziś służą bluszczom jako niezawodna podpora. Zawsze z miłą chęcią czytam Twoje przemyślenia (choć nie zawsze niestety mam czas). Tematy, które poruszasz są tak często przez wielu pomijane i zaniedbywane, że aż idzie się zaskoczyć, dzięki wielkie Ci za to! A w ogrodzie Twoim niezmiennie przepięknie, u mnie po dziś dzień kwitną nasturcje, budleje i róże i zachwycam się ich kolorami jak tylko mogę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! ;)
Masz rację, Maks. Dom bez miłości nie jest takim prawdziwym "domem". Ogromnie się cieszę, że z chęcią do mnie zaglądasz i mnie czytasz... to bardzo inspirujące. I dziękuję za wszystkie Twoje miłe słowa. Pozdrawiam Cię również.
UsuńWidzę , że wygląd bloga uległ zmianie, bardzo ładnie! :) Delikatnie, ale i przejrzyście.
OdpowiedzUsuńCo do domów, ooo tak. Też już ich miałam kilka, ten w którym się urodziłam i mieszkałam pierwsze 15 lat zawsze będzie dla mnie moim domem. Mimo, że nikt z naszej rodziny już tam nie mieszka, ale to był mój dom i zostanie do niego sentyment. Później niestety przeprowadzałam się jeszcze 2 razy przez rozwód rodziców, aż w końcu po raz trzeci wyprowadziłam się do siostry. A więc... są to już 4 domy. Tam gdzie jestem teraz, mój obecny dom - 5 dom. I czuję się w nim dobrze. To był proces, aby na prawdę dobrze się w nim poczuć. po tylu przeprowadzkach w dzieciństwie nie było to niestety takie proste. Teraz cieszy mnie każda mała rzecz. Właśnie chcemy brać się za malowanie ścian (kolejny raz już, tym razem w innych pokojach i innych kolorach).
Byłam w Twoim domu i nie dziwię się, że tak bardzo go kochasz. Powstał z miłości, powstał z tym właśnie wspomnianym przez Ciebie entuzjazmem i na prawdę dało się tą pozytywną energię wyczuć. Wystrój był taki ciepły, a Wasze osobowości ... cóż jakbyście przelali swoje pozytywne podejście we wszystkie ściany ;)
Buziaki ♥
No niestety, czasem te "domowe" wędrówki trwają i trwają, ważne w tym jest moim zdaniem tylko to, żeby człowiek miał takie miejsce, do którego wraca z radością i ochotą. I to nieważne, ile jest tam metrów i nawet nieważne jest to, czy ta nasze mieszkanie, czy np. tylko wynajmowane... liczy się klimat, bliscy ludzie razem z nami i to "coś", co czasem tak trudno nazwać. To moje 32-metrowe mieszkanko było też takim moim gniazdkiem i choć wiele osób się dziwiło, jak mogę mieszkać na tak małej powierzchni, jak to miejsce bardzo lubiłam. Dziękuję Ci Kasiu za pochwalenie nowego wystroju bloga, a zwłaszcza dziękuję za te słowa o nas, o naszym domu i o naszej dobrej energii. To cudowne, że tak trafnie to wszystko od nas odebrałaś. Wspominamy Was często i zawsze cieplutko, uściski przesyłamy.
UsuńCześć! Chwilę mnie tu nie było, a tu takie rewolucje przeszły. Pięknie to wszystko wygląda, bardzo na plus:) A profilowe idealnie ukazuje Twoją pasję. W pełnej okazałości.
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że nie jest to takie głupie pytanie. I choć odpowiedź może wydawać się oczywista, to nie dla każdego taka jest... Mam znajomą, która nie przepada za swoim mieszkaniem. Źle się w nim czuje. Odczuwa pustkę i przygnębienie. Osobiście, mam pozytywne odczucia na myśl o powrotach do domu. Mimo, że nie do końca jest mój, ponieważ mieszkamy na wynajmie.
Nie wiem, dlaczego niektóre osoby tak nie doceniają chwil swojego życia i pędzą nie myśląc o konsekwencjach. Dom nie ucieknie. 5 domów to rzeczywiście spora liczba. Jednak nikt nie lubi czuć się samotnie w swoim gniazdku.
Myślę, że pomysł o wybudowaniu domu był najlepszą decyzją. Również trzymam kciuki za to, żeby było to Wasze ostatnie lokum. Ogród, który macie obok domu jest pięknym ukazaniem Waszej miłości i pragnień. Wszystko tak pięknie kwitnie, bo ma oddane osoby. Przecudowne zdjęcia!
Pozdrawiam cieplutko.
Bardzo, bardzo dziękuję. Cieszę się, że Ci się podoba nowa odsłona mojego blogowania, bo ja też mówiąc szczerze, jestem tym zachwycona, więc cudza radość cieszy mnie również :) Cieszę się również, że Ty masz pozytywne odczucia związane z Twoim domem, a tej Twojej znajomej to po prostu mi żal. To musi być przygnębiające uczucie, kiedy nie lubi się swojego domu... Powroty do niego nie są wtedy przyjemnością, tylko udręką :( Masz rację w tym, że pomysł wybudowania domu naszego domu był super propozycją. Choć wtedy trochę bałam się takiej decyzji, to dzisiaj jestem szczęśliwa, że się na nią zdecydowaliśmy. Dziękuję Ci za wszystkie Twoje przemiłe słowa i również serdecznie Cię pozdrawiam...
UsuńNaprawdę świetnie to wszystko wygląda. Mega przejrzyście. A przede wszystkim czuć powiew świeżości :) Tak. Również się cieszę, że mam takie odczucie. Jest mi jej mega szkoda, ale mam nadzieję, że odnajdzie w końcu swoją drogę, swoje miejsce. Zasługuje na to.
UsuńStrach ma wielkie oczy i nic dziwnego! Taka decyzja to ogromny krok. Mimo to świetnie, że to wszystko tak się potoczyło i możesz odczuwać szczęście w takim właśnie miejscu.
Spokojnego tygodnia!
Pięknie Ci dziękuję. Ja też, podobnie jak Ty, życzę tej Twojej znajomej, żeby znalazła swoje miejsce w życiu. To jest ogromnie ważne, a bez tego życie jest smutne, a często nawet przygnębiające. Również życzę Ci pięknego i spokojnego tygodnia i pozdrawiam Cię cieplutko...
UsuńDom - jakkolwiek na długo bym nie wyjechała z niego to zawsze z radością do niego wracam. To taki azyl, miejsce które daje spokój i odpoczynek. Paplaj paplaj, lubię czytać i oglądać Twoje zdjęcia.
OdpowiedzUsuńWidzę też zmianę na blogu. Bardzo ładny układ. Podoba się mi bardzo.
A piesek Lilo - słodziak. Też spałam z naszą poprzedniczką Lilką, a Cola również śpi z nami w łóżku - nie wyobrażam sobie inaczej.
Serdeczności.
To super, kochana, że masz taki dom, do którego wracasz z utęsknieniem i radością, to bardzo ważne. I dziękuję za miłe słowa na temat wyglądu bloga, też mi się teraz bardzo podoba. Lilo jest słodka, przez sen musiałam ją głaskać i budziła mnie, żeby bawić się piłką. Uwielbiam takie psie rozkoszniaczki :) Buziaki przesyłam.
UsuńWszystko przeurocze. I dom i ogrod i sposob w jaki piszesz. Ale tym razem rozbroil mnie przecudny pieseczek.
OdpowiedzUsuńSerdecxnosci Iwonko
Stokrotka
Dziękuję, Stokrotko. Lilo też skradła moje serce. Trudno się przy niej nie uśmiechać :)
UsuńIwonko Twój opis domu i ogrodu naprawdę przemycają niesamowitą atmosferę spokoju i miłości do tego miejsca. Jest to cudowna oda do domu jako źródła komfortu i szczęścia. Również opowieść o przyjęciu słodkiej Lilo, małego Cairn Terriera, jest urocza i dodaje jeszcze więcej ciepła temu miejscu. To, jak podzieliliście się swoimi przeżyciami z budowy domu i jego historią, jest niezwykle inspirujące. Nie tylko stworzyliście piękny dom, ale także stworzyliście niezapomniane wspomnienia i pełen miłości kącik na ziemi. Dzięki za podzielenie się tym z nami! 🏡🐶 ja uwielbiam mój dom i zawsze wracam do niego z wielką radością :) pozdrawiam Cię serdecznie z mojego ulubionego miejsca na ziemi...mojego domu
OdpowiedzUsuńBo tak jest, kochana, że ja ten dom po prostu kocham. Troche miałam obawy, czy czytelnicy nie odbiorą tego, jako mój przesadzony sentymentalizm, ale tak to czuję, więc tak o tym napisałam. I nic na to nie poradzę :) W sumie razem z moim mężem tak bardzo kochamy to miejsce, czujemy się tu doskonale i tylko bym sobie życzyła, żeby tak pozostało :) I cieszę się, że Ty również masz takie miejsce... to bardzo ważne w życiu, żeby móc wracać do ukochanego miejsca. Całusy, Aniu...
UsuńRozumiem Iwonko, dlaczego tak kochasz ten dom. Twoje uczucia są pięknie opisane, a prawdziwa miłość do miejsca zawsze się przebija. To wspaniałe, że Ty i Twój mąż macie takie wyjątkowe miejsce, gdzie czujecie się doskonale. Niech ta miłość do domu trwa zawsze! Całusy i dziękuję za podzielenie się tym wspaniałym uczuciem.
UsuńBardzo Ci, kochana, dziękuję. Zawsze jak czytam te Twoje miłe słowa, to robi mi się ciepło na sercu :) Uściski...
UsuńPięknie opisałaś historię swoich kolejnych domów. Z miłością, bez sentymentalizmu. Dom to najważniejsze miejsce na ziemi... I ogród jak zwykle zachwyca, zwłaszcza trzmielina oskrzydlona. Ale Lilo jest najsłodsza :) I widzę zmiany w blogowym wizerunku. I przesyłam serdeczne niedzielne pozdrowienia :)))
OdpowiedzUsuńDziękuję, Lusi. Właśnie dlatego, że tak kocham ten dom, to chyba pisanie o tym uczuciu przychodzi mi z łatwością. I masz rację... Lilo jest słodka, cudowna i zupełnie wyjątkowa. A blog dostał nowe ubranko... nieskromnie powiem, że też mi się podoba. Uściski, Lusi... Wspaniałego tygodnia Ci życzę.
UsuńSo interesting to see your flowers. We have some native wildflower like this in Nebraka..who knows, maybe they were planted by settlers from your country. It is always intersting to see other people's gardens. Thanks for your comment. I hope you have a beautiful weekend.
OdpowiedzUsuńI also really like looking at other people's gardens, you can always see something interesting. Thank you for your comment and I wish you all the best.
UsuńLilo cudowna sunia, naprawdę. I słodzinka to widać. Mieliśmy kiedyś Jamniczkę mama jej dała na imię Bazylia. Byla przemiła i przekochana. Niestety żyła tylko 4 lata ponieważ została otruta. Ktoś zostawił trutkę na szczury, a ona musiała polizać i tyle... Z kwiatów najbardziej mi się podoba stokrotka afrykańska i jeżówka. Pięknie Iwonko opowiadasz.
OdpowiedzUsuńKasia Dudziak, Kasine bziki
Lilo to słodziak, jakich mało. Szkoda tej Waszej Bazylii... niestety, pieski są ciekawe nowych smaków i czasem tak to się kończy, aż przykro. Jeżówki też kocham, Kasiu i podobają mi się wszystkie. Dziękuję za pochwałę i cieplutko Cię pozdrawiam.
Usuń