133. Ogrodowy kaczorek oraz książka skarg i zażaleń
Winna Wam jestem jeszcze jedno małe wyjaśnienie. Pisałam już o tym, co zdarzyło się ostatnio w moim życiu i... nie chcę już w sumie na blogu w kółko do tego wracać. Wystarczy, że myślę o tym bardzo często, dużo o tym rozmawiam i "porządkuję" sobie w głowie pewne sprawy. Dlatego uważam, że moje biadolenie w tym temacie na dłuższą metę nie pomoże ani mnie, ani nikomu nic nie da... A jeśli uznam, że jest mi to jednak niezbędne, to chwilę sobie "pojęczę"... w końcu to jest moje miejsce w sieci i to głównie mnie ma ono przynosić ulgę, odprężenie i... radość.
Ale nie do końca jest już jednak ze mną ok. Nie pisałam Wam wcześniej o tym, że dopiero zbieram się w garść po "ciężkiej" chorobie. Jakiś wirus dopadł mnie i mojego męża i to najprawdopodobniej na pogrzebie mojej mamy. Dwa dni po tym wydarzeniu zaniemogliśmy okrutnie. Nie pamiętam, żebyśmy kiedykolwiek byli tak bardzo chorzy. Wszystkie objawy infekcyjne, które nas dopadły, w postaci podwyższonej temperatury, bólu głowy czy mięśni, kataru i kaszlu to był pikuś, najgorsza była niemoc, która nas ogarnęła... totalny brak siły i jakiejkolwiek energii był przerażający. Najpierw było lepiej ze mną, a gorzej z moim mężem. Całkowicie stracił apetyt, prawie nic nie jadł i widziałam jak z dnia na dzień "znika" w oczach... Spał całymi dniami i nocami i powiem Wam, że ciągle z przerażeniem nasłuchiwałam jego oddechu. Na dziś jest tak, że apetyt odzyskał, pomału dochodzi jakoś do siebie, choć z tymi naszymi siłami wciąż jest niedobrze, natomiast ja nie mogę się jakoś z tej choroby wykaraskać. Okrutny kaszel wyrywa mi płuca, w finale dostałam antybiotyk, bo widoczny jest tam jakiś stan zapalny i tak męczę się z tym choróbskiem, co nie jest dla mnie łatwe, bo moja życiowa energia i siła podziała się nie wiadomo gdzie, a męczy mnie nawet zwykłe założenie spodni, po którym muszę odpocząć, więc czuję się czasami jak 90-letnia staruszeczka, zupełnie bez sił...
Ok, swoim zwyczajem, jako przerywnik mojego słowotoku, pokażę Wam aktualne zdjęcie mojej ogrodowej róży. Prawda, że mróz w ogóle jej nie wystraszył??? :)
Aż trudno uwierzyć... zdjęcie jest robione 15 grudnia, a przecież wcześniej były siarczyste mrozy. Może leżący śnieg pomógł jej trochę przez tym mrozem, ale i tak uważam, że takie kwiaty na krzewie róży w grudniu, to mistrzostwo świata :)
Kontynuując mój wcześniejszy wywód, faktem mojego kiepskiego stanu zdrowia chciałam trochę usprawiedliwić moją dotychczasową nieobecność na Waszych blogach. To znaczy, gdzieniegdzie byłam, zaglądałam, nawet czytałam, ale nie zostawiłam komentarza. Mam takie ulubione blogi, na które zaglądam mimo wszystko. Jednak na moją systematyczną obecność, tak jak to było ze mną wcześniej, potrzebuję jeszcze chyba chwili czasu. Naprawdę, jeszcze nigdy tak szybko się nie męczyłam... nigdy tak szybko nie odczuwałam senności, znużenia i braku energii. Może ten antybiotyk, który tak naprawdę dopiero zaczęłam brać, postawi mnie trochę szybciej na nogi?
Dlatego proszę Was o wyrozumiałość... dotychczas zaglądałam do Was systematycznie i... z pewnością do tego pomału wrócę. Ale też dzięki temu wiem, kto do mnie zagląda mimo wszystko, bo lubi, a kto zapomniał już o mnie całkiem i to od dawna, nawet mimo "obserwowania" mojego bloga. Trochę mi to przypomina taką sztukę dla sztuki... komentarz za komentarz, czyli handel wymienny :) Ja nie napisałam komentarza u kogoś, to u mnie też cisza aż dzwoni... Wiem, trochę żal przeze mnie przemawia, ale myślałam, że blogowa brać jakoś bardziej jest uczuciowo i emocjonalnie ze sobą związana, a wygląda na to, że to chyba ja jestem zbyt sentymentalna i nie traktuję blogowania jedynie jako okazji do pozyskiwania komentarzy :) Na szczęście takich osób, które do mnie zajrzały i zostawiły miłe słowo jest całe mnóstwo, więc to jest właśnie miód na moje serce. Przecież z tak wieloma osobami z mojego gadżetu "obserwatorzy" zżyłam się niesamowicie. Niech to będzie tylko taka moja refleksja, która narodziła się przy okazji całej tej mojej sytuacji i zupełnie nie była zaplanowana.
Ok, wystarczy moich żali :( To nie jest przecież książka skarg i zażaleń...
Obiecałam Wam kiedyś dawno temu, w czasie jakiegoś mojego, letniego jeszcze wpisu, że opowiem Wam historię mojego ogrodowego kaczorka i pokażę Wam jego przygody w moim ogrodzie. Może właśnie teraz jest do tego dobra okazja? Ponieważ mój blog z pewnością nie jest blogiem instruktażowym, bardziej jako taki swoisty pamiętnik go traktuję, toteż u mnie przez czas zimy nie znajdziecie żadnych podsumowań, ani tematycznych postów. Będę do Was pisać to, co mi aktualnie ślina na język przyniesie. A kiedyś obiecałam Wam kaczorkową historię, więc teraz jest do tego chyba dobry moment.
Kaczorek przywędrował ze mną onegdaj z targowiska w pobliskim miasteczku... zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Stał sobie wśród innych gadżetów i od razu zwróciłam na niego uwagę, ale zanim obeszłam naokoło, żeby wziąć go do ręki, chwyciła go jakaś pani, obracała, oglądała, zastanawiała się... a ja z drżeniem serca zaklinałam wszystkie świętości, żeby go odłożyła z powrotem. W końcu pani zapytała o jego cenę (10 zł), jeszcze chwilę myślała, po czym odstawiła go na miejsce i niespiesznie odeszła. Wyobraźcie sobie teraz mój sprint w stronę kaczorkowego miejsca. Migiem byłam przy nim, za chwilę trzymałam go już w rękach i szybko wyjęłam 10 zł, zapłaciłam i odeszłam raźnym krokiem w przeciwną stronę, żeby nikt już nie mógł zmienić tego faktu, że właśnie kaczorek stał się moim nowym, ogrodowym nabytkiem.
Tak wyglądał wtedy :)
Był piękny... Naprawdę był uroczy, podobał się wielu osobom odwiedzającym mój ogród. W takiej postaci, jak widać go na powyższych fotkach, przetrwał w moim ogrodzie kilka lat, a w tym kilka zim. Nie zmieniały go ani śniegi ani mróz, choć teraz już nie wiem i nie pamiętam, czy zastanawiałam się wtedy, czy on da sobie radę zimą. Po prostu tam stał, był i wciąż wyglądał tak samo.
Aż przyszła ta jedna zima... Nie pamiętam już dokładnie która, ani nie pamiętam jaka wtedy była pogoda. Fakt pozostaje faktem, że tej zimy kaczorek nie przetrzymał :(
Po jakichś tam kolejnych roztopach, porządkując ogród wiosną, znalazłam go w przerażającej postaci... Po prostu rozsypał się na mniejsze części, popękał, a części jego fragmentów nie mogłam znaleźć nawet w pozimowych resztkach na rabacie. Serce mi krwawiło, bo to co znalazłam wyglądało przerażająco i wydawało mi się wtedy, że zrekonstruowanie mojego kaczorka jest raczej niemożliwe. Ale zebrałam te pokiereszowane resztki, pozbierałam to co znalazłam na rabacie i zabrałam do domu... Tak to wtedy wyglądało...
Prawda, że smutny widok?
Za jego renowację zabierałam się cały rok. Mówiąc szczerze, nie miałam pomysłu, jak się za to wziąć, od czego zacząć i na czym skończyć. Czym skleić i jak pomalować, żeby upodobnić go jak najbardziej do oryginalnego wyglądu? I czym pomalować, żeby finał był zadowalający? Wbrew pozorom, nie było to wcale takie proste.
W końcu zabrałam go kiedyś ze sobą do sklepu z farbami w pobliskim miasteczku. Tam przemiła pani podpowiedziała, czym spróbować go skleić i czym malować. Kupiłam klej, szarą i złotą farbkę, permanentne mazaki i przystąpiłam do dzieła. Kaczorek został posklejany na tyle, na ile było to możliwe z tych odzyskanych fragmentów.
Niestety, szara w opisie i na opakowaniu farba, którą wybrałyśmy razem z przemiłą panią, po pomalowaniu okazała się prawie biała. Moim zdaniem nie wyglądało to dobrze. Do tego pomalowany na złoto dziób (odpowiedniego odcienia żółtej farby nie było) niezbyt przypadł mi do gustu. Kaczorek wyglądał czysto i schludnie, ale jakoś nienaturalnie.
Bardziej przypominał mi łabędzia, albo raczej pseudo-łabędzia, więc musiałam go trochę postarzyć i sponiewierać :) Wprawdzie stał w takiej postaci na rabacie przez kilka dni i próbowałam się do niego przekonać, ale to zdecydowanie nie było to...
Toteż wymyśliłam, że najlepszą metodą przywrócenia mu namiastki oryginalności będzie potraktowanie go byle jak pędzlem ze zdecydowanie ciemniejszym odcieniem farby. Dlatego do resztki biało-szarej farby, która została z malowania, dolałam odrobinkę czarnego barwnika i zrobiłam z tego taką szarość, o jaką prawie mi chodziło. Prawie, bo tamta oryginalna szarość była jednak inna, ale już nic innego nie dałam rady wymyśleć. Podziabałam go pędzlem po tym białym tułowiu i po skrzydełkach i moim zdaniem wyszło całkiem ok :)
Od tamtego czasu kaczorek wszystkie zimy spędza już w domu. Znalazłam mu ciepłe i przytulne miejsce na meblowej półce i nie grozi mu już ani przemarznięcie, ani popękanie.
I tym pozytywnym akcentem żegnam się z Wami do następnego razu.
Dziękuję, że jesteście 💖💖💖
Kochana, to oczywiste, że po tym wszystkim musisz dojść do siebie i dziwię się, że ktoś może mieć pretensje o to, że nie napisałaś u niego komentarza czy coś. Sama mam blogi, które lubię, komentuję, ale nawet nie wiem, czy ich autorzy zaglądają do mnie, bo nie dają "znaku życia". Jednak puki będą ciekawie pisać, to będę do nich wpadać. Bardzo podoba mi się metamorfoza kaczorka, nawet teraz wygląda lepiej niż przed rekonstrukcją. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCieszę się, kochana Karolinko, że kaczorek Ci się podoba, ja też teraz jestem z niego zadowolona, a zwłaszcza jak sobie stoi na półce w sypialni i nie marznie i nic mu nie grozi... Ja też mam swoje ulubione blogi, na które zaglądam... wiadomo, że jednymi tematami człowiek się interesuje bardziej, innymi mniej, a i z niektórymi osobami czuję taką wyjątkową więź i stąd moje częste u takich osób odwiedziny. Ściskam Cię gorąco i bardzo dziękuję za odwiedziny i pamięć o mnie.
UsuńIwonko, współczuję choroby, jeszcze po tych przeżyciach, to zupełnie dobijające... Życzę Wam szybkiego powrotu do pełni zdrowia. Tak myślę, że na bank mieliście covid w tej najnowszej postaci, bo on daje takie właśnie objawy, wysoka temperatura, kaszel, często ból gardła i mięśni, no i ta charakterystyczna obezwładniająca niemoc. Ale najważniejsze, że dochodzicie do siebie :).
OdpowiedzUsuńCo do komentowania, to fakt, wiele osób dopisuje się do listy obserwatorów licząc tylko na wzajemność, ale potem nie widać żadnej aktywności. Wielu z moich obserwatorów od dawna nawet nie prowadzi swoich blogów, ale pozostały awatary. Przyznaję, że sama nie zawsze mam czas na czytanie wszystkich wpisów znajomych blogerów, a niekiedy zdarza się, że wpadnę, przeczytam, ale brakuje mi czasu na spokojne zastanowienie się nad treścią posta i napisanie jakiegoś rozwiniętego komentarza, a zdawkowe "pięknie u Ciebie", czy coś w tym rodzaju, wydaje mi się jednak niezbyt grzeczne. Więc niekiedy wolę nic nie napisać, z nadzieją, że wrócę za dzień-dwa i coś bardziej sensownego napiszę. W ogóle w ostatnich latach blogosfera zamiera, wielu blogerów przeniosło się na Fb albo Instagram. Nie ukrywam, że sama ostatnio się zastanawiam nad Instagramem, bo blogger strasznie mnie wkurza, zniknęło sporo fajnych funkcji, a nowe fatalnie działają.
Kaczorek jest przezabawny :). Podziwiam Twoją determinację w akcji ratunkowej, ja bym sobie chyba odpuściła... chociaż... kto wie? - jak się człowiek przywiąże do jakiegoś przedmiotu, to nawet jak nie ma od wielkiej wartości materialnej, sentyment czasem zwycięża z rozsądkiem :).
Ściskam Cię mocno, Iwonko i raz jeszcze życzę szybkiego powrotu do zdrowia!
Dziękuję Małgosiu kochana. Pomału dochodzimy do siebie, ale dzieje się to w tak wolnym tempie, że aż zła jestem na to wszystko. Jestem raczej osobą energiczną i pozytywną, a cała ta sytuacja i choroba spowodowały, że nie mam na nic siły... jestem ospała i nie do życia, nie lubię siebie takiej. I też myślę, że mieliśmy covid, choć nie wiemy, bo testów nie robiliśmy. W kwestii komentarzy i obserwatorów zgadzam się z Twoim zdaniem. Nie mam aż takiego doświadczenia jak Ty, ale z tego co już widzę u siebie, to tak to właśnie wygląda. Co do kaczorka, to oczywiście tak mi było żal, że się "zepsuł", że postawiłam sobie za cel jego renowację, no i... się udało :) Dziękuję Ci za życzenia powrotu do zdrowia oraz za komentarz i wizytę u mnie. To dla mnie bardzo ważne, że jednak mnie odwiedzasz... mimo wszystko. Buziaki świąteczne.
UsuńIwonko, niepokojąco brzmiała opowieść o tym okropnym choróbsku, które Was dopadło, lecz najważniejsze, że jest już lepiej. Mnie też "kąsało" jakieś przeziębienie, ale czosnek, miód i cytryna pomogły mi wrócić do zdrowia. Na szczęście obyło się bez leków, dlatego Kochana dbajcie o siebie, by w świąteczny czas wkroczyć w jak najlepszej formie - tego, z całego serca Wam życzę!
OdpowiedzUsuńIwonko, podobnie jak Ty zżyłam się z wieloma osobami z blogosfery i gdy przez dłuższy czas milkną i nie zostawią u mnie "śladu" swej obecności, absolutnie nie zniechęci mnie to, by u moich "ulubieńców" gościć i napisać parę słów. Bardziej dręczy mnie myśl, czy u nich wszystko OK, bo te niemal 5 lat mojego blogowania dało mi dowody, że chwilowe milczenie stałych bywalców, niemal zawsze związane jest z problemami zdrowotnymi - tak jak u Ciebie... Ty ponadto przeżyłaś ostatnio osobistą, bardzo bolesną stratę, więc chyba każdy - nawet osoby o mniejszej empatii - są w stanie zrozumieć, że takie przeżycia potrafią "wytrącić" człowieka z niejednej życiowej aktywności, czasem nawet na długie miesiące...
Wiesz, myślę sobie, że takie chwile milczenia wiele weryfikują... więc to też skłania do refleksji ;-))
Kończąc życzę dużo zdrowia! Dołączam uściski i pozdrowienia!
Anita
Anitko, kochana... Święta tuż tuż, u nas rzeczywiście trochę lepiej ze zdrowiem, ale tylko trochę. Mimo, że wszystkie tradycyjne objawy choroby prawie minęły (oprócz kaszlu), to wciąż jesteśmy bez sił i bez energii. Ponoć tak ta choroba aktualnie się objawia, właśnie taką niemocą całkowitą. Wkurza mnie to, nie lubię siebie takiej rozmemłanej, raczej normalnie tryskam energią, a teraz nie mam na nic ani ochoty ani siły. Święta jakoś mijają mnie bokiem, ale nad tym akurat specjalnie nie ubolewam, w tym roku i tak jest inaczej niż zwykle, więc zniosę tę odmianę i postaram się zrobić to dzielnie. I przyznaję Ci Anitko rację z tą blogową weryfikacją... To jest bardzo dobre określenie, takie sytuacje pokazują, jak to tak naprawdę wygląda :) Dziękuję Ci bardzo za życzenia zdrowia, przesyłam Ci świąteczne, a właściwie przedświąteczne uściski i dziękuję z całego serca za Twoją wizytę na moim blogu. Całusy...
UsuńMam nadzieję, że choróbsko już przeszło i życzę tak samo dużo, dużo zdrowia. Ja staram się tutaj zaglądać jak tylko mam wolną chwilę, bo nie zawsze tak jest i mam podobnie, że czasami wchodzę na blogi, ale nie zostawiam bo sobie komentarza. Przyznam szczerze, że ten kaczorek jest świetny, ale jak mam być szczera to po renowacji zdecydowanie bardziej podoba mi się w kolorze białym, a niżeli szarym.
OdpowiedzUsuńNiemniej jednak to właścicielce ma się podobać i zdobić ogród :D
Dobrze, że ta klientka zrezygnowała z tego kaczora i udało się go kupić :D
Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję Olu za Twoją wizytę. Choróbsko jeszcze nas trochę trzyma, ale jest już lepiej, tylko widzę , że całkowite wyjście z tej choroby będzie jednak wymagało czasu. Oby tylko gorzej nie było, to nie będzie tak źle. Jesteś chyba jedyną osobą, której biały kaczorek podoba się bardziej, ale wiadomo, ile ludzi tyle gustów i to jest właśnie fajne, że wszystkim nie musi się podobać to samo. Bardzo dobrze się stało, że ta pani na bazarku zrezygnowała z tego kaczorka, nawet nie wiesz, jak wtedy zaklinałam rzeczywistość, żeby właśnie tak się stało :) Dziękuję Ci za Twój komentarz i serdecznie Cię pozdrawiam.
UsuńIwonko dziękuję za podzielenie się taką emocjonalną i smutną historią :( jak czytam o tym co piszesz przypomniał mi się czas z przed dwóch lat tuż właśnie przed świętami... najapoer ja zachorowałam na słynną chorobę a potem nasza córka i mąż... my obie szybko wyzdrowialysmy ale mąż mój gasł mi w oczach :( nic nie jadł przez 10 dni, schudł 10 kg, kaszlał strasznie i miał ciągle około 40 st goroczki... Jak dotykałam jego skórę to miałam wrażenie że sie roztapia mi w palcach... wchodząc do pokoju sprawdzałam czy oddycha... A najgorsza była twarz, jak patrzył na mnie a oczy zapadły się głęboko... miałam wrażenie że umiera patrząc na mnie... To były najgorsze święta w moim życiu...27 grudnia zaciągnęłam go do lekarza , to lekarz przeżegnał się jak go zobaczył... zrobił mu szybko badanie krwi i wyszło że ma potężna zapalenie i bakterie ... dostał antybiotyk i powoli zaczął wracać. Odzyskał szybko siły za to ja potem przez cały miesiąc bylam na zwolnieniu bo nie miałam siły takiej o której piszesz...Nie byłam w stanie posprzątać mieszkania...
OdpowiedzUsuńIwonko kochana dzięki za szczere podzielenie się z nami fragmentem swojego życia. Zdrowie to najważniejsza skarb, mam nadzieję, że wracacie do pełni sił. Twoja determinacja i pozytywne podejście do życia są inspirujące. Życzę Wam szybkiego powrotu do zdrowia, pozytywnego myslenia i pełnego radości powrotu do codziennych chwil. Cudownych świąt 🧑🎄🎄❤️
Aniu, dziękuję Ci kochana za Twój komentarz. Jak czytałam o Twoim mężu, to jakbym widziałam swojego, w czasie pierwszych dni choroby. Może nie miał aż takiej wysokiej temperatury, ale stracił apetyt, nic nie jadł przez 3 dni i właśnie "znikał" w oczach... Oczy mu się też zapadły i jak patrzył na mnie, jeszcze z tą przeraźliwie białą twarzą, to płakać mi się chciało. Też chodziłam i sprawdzałam co chwilę, czy oddycha. To są straszne chwile, cieszę się, że u Was wszystko dobrze się wtedy skończyło i mam nadzieję, że u mnie też tak będzie, bo choć nie jest jeszcze całkiem dobrze, to już jest jednak trochę lepiej. O męża bardzo się boję, no bo on wiadomo, lata swoje już ma, a jeszcze po przebytym w 2012 r. zawale serca, w ogóle ma osłabiony organizm i jest niestety mniej wydolny, niż normalnie by był, gdyby był zdrowy. Też bym chciała być już zdrowa całkiem, bo moje energia na razie gdzieś się wyniosła, a ja nie lubię siebie takiej "bez życia" :) Dziękuję Ci Aniu kochana, że zajrzałaś do mnie, dziękuję za komentarz i ściskam Cię bardzo, bardzo mocno. Jeszcze przedświątecznie :)
UsuńKochana, dziękuję za otwarcie się i podzielenie się swoimi trudnymi chwilami. To zawsze buduje więź i wspólne wsparcie. Trzymam kciuki za szybkie zdrowienie Twojego męża i Ciebie. Wierzę, że siła waszej miłości przyniesie dobre wieści. Jeśli czujesz, że potrzebujesz rozmowy czy wsparcia, zawsze tu jestem. Ściskam mocno i życzę Wam dużo siły i nadziei przed Świętami! ❤️
UsuńDziękuję, bardzo dziękuję. Sama świadomość, że tu jesteś ze swoją przychylnością i sympatią do mnie, jest już dla mnie bardzo ważna i niesamowicie budująca. Ogromnie się cieszę, że Cię poznałam...
UsuńJako siostra mam nie tylko obowiązek ale przyciąganie działa. Póki jestem, odwiedzać będę i nie ważne czy ty mi zostawisz ślad czy nie.... Kochana na wszystko potrzeba czasu i sił. Kaczorek już przeszedł niezwykle ciężki okres i Ty też... Podsumuje jego historie i tak jak z nim zadzieje się u Ciebie. Pozbierasz się, nie sama, dobrze jest mieć osobę, blisko siebie, która wesprze, pomoże. Samemu ciężko... A gdy ma się wkoło cudownych ludzi człowiek od razu zdrowszy, weselszy, silniejszy. I tego Ci życzę. Wracaj do sił, uporządkuj sobie sprawy. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz... I jak ta róża, nie poddawaj się. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję Agatko kochana. Wiem, że potrzebuję sił, a chyba czasu jeszcze bardziej. Strasznie to wszystko pomału się przesuwa do przodu, rekonwalescencja ciągnie się jak krew z nosa, już mnie to wkurza, bo ja nie lubię takiego mazgajstwa, a właśnie teraz taka mazgajowata jestem, niestety. Szybko się męczę i nic mi się nie chce... Dziękuję Ci za wszystkie Twoje ciepłe i motywujące słowa, wiem, że na Ciebie mogę zawsze liczyć... Uściski przesyłam i całusy przedświąteczne...
UsuńKochana Iwonko!
OdpowiedzUsuńJak pewnie już wiesz, swojego terapeutycznego bloga prowadzę bardzo długo. Kilka razy dopadły mnie trolle, które naprawdę potrafią zatruwać życie. Z wieloma ludzi umocniły się bardzo przyjazne więzi, które pozwoliły przetrwać trollowanie. Przez ten długi czas zauważyłam też, że świat blogowy to jedna wielka przyjazna rodzina. Tutaj możesz się zwierzyć, pisać o typowych życiowych rozważaniach, gdzie na pierwszym planie mogą też być osobiste przeżycia te radosne, smutne i przeróżne doświadczenia.
A co do choroby Twojej i Twojego Męża? wszystkie symptomy wskazują, że był prawdopodobnie Covid, który długo jeszcze będzie dawał o sobie znać. Musicie o siebie dbać i nie zaniedbywać wizyt u lekarza.
Skąd ja to znam: komentarz za komentarz, czyli handel wymienny. Wiele razy zauważyłam, że nie jestem mile widziana na danym blogu, mimo to zostawiam komentarz. Kilka razy napisano mi, że drzwi są dla mnie zamknięte a ja pomimo tego wchodzę oknem. Muszę Ci się przyznać, że jest jedna osoba, która bardzo często zostawia u mnie komentarz a ja o Niej zapominam. Czuję się źle z powodu tego a nawet jest mi okropnie głupio. A wszystko dlatego, że nie umiem umieścić na swoim blogu Jej blogowego adresu. Zastanawiam się czy przyczyną jest jakaś blokada, której nie potrafię pokonać? Mam cichą nadzieję, że przeczyta mój komentarz a ja może uporam się z tym adresem.
Naprawdę podziwiam Cię za niezłomność, kreatywność i pomysłowość w ratowaniu kaczorka. Jest prześliczny i warto go było ratować. Po renowacji wyszedł jeszcze piękniejszy. Często w donicach ustawiam podobne elementy dekoracyjne. Też zostawiałam je na zimę i szybko się rozpadały. Teraz jesienią, zabieram je do domu.
Kochana Iwonko są wspomnienia, które nigdy Was nie opuszczą i trudno znaleźć sposób by do nas nie wracały i nie sprawiały nam bólu. Życzę Wam przede wszystkim dużo zdrowia i spokoju. Całuję mocno i serdecznie pozdrawiam:)
Kochana Lusiu, z wielką przyjemnością przeczytałam Twój komentarz. Podniosłaś mnie trochę na duchu, że może z tą blogową bracią nie jest jeszcze tak źle, jak mi się przez moment wydawało? A może to moja obecna sytuacja i chandra oraz smutek spowodowały, że moje myślenie trochę się wykrzywiło i tak naprawdę wcale nie jest tak źle? W każdym razie, takie słowa, jak Twoje były mi bardzo potrzebne, bo zawsze z wielka przyjemnością tu wracam i w ogóle lubię to miejsce :) Co do choroby, to chyba rzeczywiście mieliśmy ten covid, choć testów nie robiliśmy, to nie wiemy, ale wszystko wskazuje na to, że jednak to było to. I niestety zostaje po tej chorobie taka właśnie niemoc i brak sił... na razie nam to dokucza bardzo i wkurza nas, bo powoduje, że szybko się męczymy i na nic nie mamy ochoty. Mam nadzieję, że im bliżej wiosny, tym nasze samopoczucie będzie coraz lepsze, oby tak się stało. Cieszę się ogromnie, że kaczorek po renowacji Ci się podoba, ja też w sumie jestem zadowolona z jego wyglądu, choć przecież wcześniej byłam przekonana, że już nic fajnego z niego nie będzie :) Ściskam Cię, kochana bardzo mocno, dziękuję za Twoją wizytę i komentarz i pozdrawiam przedświątecznie... Buziaki.
UsuńJa i mój mąż mieliśmy to "szczęście"że wirus dopadł każde z nas po kolei przed śmiercią Mamy..Za dwa dni jest pogrzeb i jesteśmy już odporni..Współczuję Ci ogromnie,życzę aby organizm Wam się stopniowo odbudował i wrócil do normy..Będzie dobrze.Ewa
OdpowiedzUsuńWiem, Ewo, że jesteś już po wszystkim... Myślałam o Tobie, jak tam się czujesz i jak przeżywasz te chwile. Ja wciąż mam przed oczami te ciężkie momenty, potrzeba czasu, żeby te wspomnienia choć odrobinę się zatarły... Ściskam Cię współczująco i dziękuję za wszystkie Twoje słowa pocieszenia. Uściski...
UsuńTak,potrzeba czasu,z każdym dniem jest inaczej,ale wystarczy jakiś przedmiot,jakieś wspomnienie,i fala smutku podnosi się i opada.Dużo zdrowia i pomyślności ,i odpoczynku Wam życzę..Ewa
UsuńI tak niestety z tym smutkiem będzie jeszcze sporo czasu... Tobie również życzę dużo zdrówka i pozytywnych myśli, ściskam Cię <3
UsuńKochana tak to już w tej blogosferze jest, raz się jest bardziej aktywnym raz mniej. Ja teraz przez ten natłok pracy i nauki w szkole musiałam trochę odpuścić sobie i niestety też nie zawsze mam czas na odwiedzenie wszystkich obserwowanych bogów, ale mam kilku swoich ulubieńców (między innymi Ciebie ☺️), do których z miłą chęcią wracam gdy tylko mam chwilę jedząc kanapkę w pracy😀
OdpowiedzUsuńWspółczuję tego choróbska, brzmi jak korona wirus wersja 123456789... Cieszę się, że pomału wracacie do zdrowia. Takie wirusy potrafią rzeczywiście wymęczyć. Antybiotyk stawia na nogi, ale również potrafi wymęczyć, także przede wszystkim odpoczywajcie! Tutaj też ostatnio dużo osób opowiada, że jakiś wirus ich ciężko dopadł , więc coś niestety wisi w powietrzu.
Historia kaczorka niemalże jak bajeczka "Ogrodowe kaczątko" 😉 Fajnie, że udało Ci się go przywrócić do życia ☺️ Szkoda byłoby go wyrzucić, jest przeuroczy! 😍
Buziaki ślę i życzę zdrowia ❤️
Mam tak samo Kasiu, z tym zaglądaniem na blogi. Też mam swoje ulubione (w tym Twój oczywiście) i zaglądam, kiedy widzę nowy wpis. Aż się uśmiechnęłam na Twój opis, bo wyobraziłam sobie Ciebie jedzącą kanapkę i czytającą blogi :) Tylko teraz mnie taka niemoc ogarnęła, że nawet męczy mnie klikanie myszką, to jest straszne i strasznie mnie to wkurza. Z tym choróbskiem to masz rację, chyba jest to odmiana z tymi tysiącami, wersja X, odmiana Y :) Pomału wracamy do siebie, ale pomału. Mariusz bardzo dużo śpi, czego wcześniej nie było, potrafi przespać całą noc i pół dnia, ale to chyba dobrze, tak sobie to tłumaczę. Ja najwięcej problemów mam z kaszlem, wciąż wyrywa mi płuca, ale biorę antybiotyk, więc może mi pomoże. Ściskam Cię kochana mocno... Wy też dbajcie o siebie. Całusy <3
UsuńMnie też mniej na blogach, przepraszam ale u nas trudny czas. Róży nawet mróz służy, jakby ją zakonserwował. Bardzo ciekawa historia kaczorka, dobrze że udało się dać mu drugie życie. Odpoczywajcie i wracajcie do zdrowia, dużo sił dla Was. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMasz rację Lenko... róża jakby zakonserwowana była, ale naprawdę i z daleka i z bliska wygląda doskonale... Z kaczorka też się cieszę, że udało się go odratować. Dziękuję za Twoje odwiedziny i za komentarz, też życzę Ci dużo zdrowia i sił. Uściski i pozdrowienia serdeczne przesyłam.
UsuńPodziwiam Twoją siłę i determinację w ratowaniu kaczorka, wcale się nie dziwię, bo są takie przedmioty, które od razu kradną nasze serce. Najważniejsze, że akcja Ci się udała i uroczy kaczorek nadal króluje w ogrodzie.
OdpowiedzUsuńCo do blogowania, to mam dokładnie takie same myśli, że obserwatorzy liczą na wzajemność, ale widzę czy to jest szczere zainteresowanie, czy to tylko "baraż" Jakaś chęć do prowadzenia bloga ciągle mi towarzyszy, bo to zapis mojej codzienności i pasji, oraz chęć utrzymania kondycji psychicznej. Jest nas trochę blogerek, które czują się tu dobrze i wiedzą, że jesteśmy u siebie, otoczone gronem podobnie
myślących kobietek. To takie ważne, że jesteśmy sobie potrzebne z wzajemnością, mimo, że znamy się tylko z bloga.
Początek grudnia i do mnie przyniósł chorobę, nie aż tak straszną jak u Was, ale wyłączyła mnie z normalności. Uważajcie na siebie, bo głęboki stres powoduje osłabienie immunologii i otwiera organizm na rózne choroby.
Życzę zdrowia.:))
Też myślę, tak jak Ty odnośnie blogowania. Już też wyczułam wizyty osób prawdziwie zainteresowanych pisaniem od tych, które przychodzą tylko po komentarz w rewanżu, powiem Ci nawet, że często nawet nie czytając uważnie mojego postu. Ale tak jak piszesz, jest całe mnóstwo kochanych osób, z którymi już czuję taką wielką, blogową więź... I rzeczywiście blogowanie bardzo wciąga, to takie miejsce, z którego ciężko się "wyzwolić" albo raczej uwolnić :) Mam nadzieję, Celu, że jesteś już całkiem zdrowa, bo u nas ta poprawa jest na razie niewielka, ale dobrze, że w ogóle jest. I właśnie pani doktor powiedziała nam to samo... złapaliśmy choróbsko między innymi dlatego, że stres, smutek, apatia... to wszystko powoduje, że organizm z podwójną siłą łapie wirusy. Dziękuję za życzenia zdrowia i za Twoją wizytę. Ściskam Cię przedświątecznie.
UsuńIwonko
OdpowiedzUsuńTa róża jest niesamowita a do tego przetrwała śnieg i mróz. To takie trochę symboliczne:) Dasz radę mimo przeciwności!
A tych uzbierało się całkiem sporo 😏
Tak to w tym życiu bywa, że czasami świat spada nam na głowę. Też tak miałam więc bardzo dobrze Ciebie rozumiem. W dniu,kiedy straciłam Mamę, straciłam pracę a po dwóch tygodniach walczyłam o zdrowie i życie Taty.
Wtedy myślałam, że wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie.
Potrzebowałam roku na złapanie równowagi.
Każdy w takich sytuacjach potrzebuje czasu i każdy ma swój sposób na przejście przez ten trudny okres.
Jedni potrzebują samotności, inni potrzebują się wyżalić i to trzeba i zrozumieć i uszanować.
Wasza choroba to na 100%covid i tu nie mam wątpliwości. Przeszłam ten koszmar kiedy jeszcze pracowałam. Kaszel,który wyrywał wątrobę, spanie na siedząco w fotelu bo myślałam, że się uduszę i ta niemoc. Dojście do toalety to jak zdobycie K2. Po tygodniu zapalenie płuc.
Koszmar to mało powiedziane. Pamiętam swój powrót do pracy po miesiącu chorowania. Weszłam po 5 schodach i nie byłam w stanie powiedzieć "cześć "bo nie umiałam złapać oddechu.
A tu trzeba było ubrać kombinezon,maskę, przyłbicę i do roboty🫣
Aż mam ciarki!
Szczerze Wam współczuję i życzę szybkiego powrotu do zdrowia🧡
A kaczorek? Ma swoją historię ze szczęśliwym zakończeniem:) nawet trafił na salony:)
Ma szczęście a po Twoich zabiegach wygląda świetnie i jeszcze długo będzie ozdobą i ogrodu i domu:)
A blogi?
Zgadzam się z Tobą i mam bardzo podobne przemyślenia. Chyba nie będę rozwijała tematu.
U Ciebie jestem systematycznie i zawsze czekam na nowy post a jak dłuższy czas nie ma wpisu to nie ukrywam że zaczynam się martwić.
Iwonko wszystkiego co najlepsze życzę, szybkiego powrotu do zdrowia i dobrych,spokojnych Świąt Tobie i Twoim bliskim 🎄✨️❤️
Wiesz co, kochana? Twoje słowa głęboko trafiły do mojego serca. To co napisałaś o Twoich przeżyciach, o stracie mamy, pracy, a potem walki o tatę, spowodowało, że pomyślałam sobie o swoich zmartwieniach, które tak naprawdę są dla mnie oczywiście smutne i przygnębiające, ale nie aż tak tragiczne i oprócz naszej choroby nie skumulowały się z niczym innym tragicznym. Całe szczęście. Musiało Ci być bardzo ciężko i nie dziwię się, że tak długo dochodziłaś do siebie. Też myślę, że nasza choroba to właśnie ta celebrycka, o której piszesz. Wprawdzie testów nie robiliśmy, ale pani doktor też powiedziała, że objawy wszystkie wskazują właśnie na nią. I niestety, długo się dochodzi do siebie po niej, zresztą sama wiesz. Też męczę się bardzo szybko, założę spodnie i już muszę odpocząć. Wizyta w sklepie na zakupach to dla nas w tej chwili koszmar, chodzimy jak zakręceni pomiędzy sklepowymi półkami, potem patrzymy na siebie porozumiewawczo i zgodnie oświadczamy, że wracamy do domu bez pomysłu na nic... W domu czujemy się najlepiej i tam najlepiej odpoczywamy. Nawet dłuższa rozmowa przez telefon męczy mnie teraz bardzo, masakra jakaś, czasem się czuję jak stara staruszka :) Dziękuję Ci kochana za te wszystkie cudowne i wspierające słowa, które są teraz dla mnie takie ważne. Ściskam Cię z całego serca i dziękuję również za życzenia, przesyłam Ci wyłącznie dobre i ciepłe myśli. Całusy...
UsuńIwonko
UsuńSiły i energia wrócą tyle, że trochę to potrwa.
Moja sugestia( to chyba moje skrzywienie zawodowe)gdyby dłużej utrzymywał się taki stan braku sił, szybka męczliwość to warto skonsultować się z lekarzem. Bardzo często covid pozostawia powikłania ze strony układu krążenia.
Wierzę i mam nadzieję, że to Was nie dotyczy ale warto uważać.
Pozdrawiam serdecznie i zdrowia życzę.
Niech moc będzie z Wami!
Buziaki gorące 🥰🤗❤️
Bardzo Ci dziękuję za tę sugestię, tak zrobię. Jeśli nie będzie długo poprawy, pójdę ponownie do lekarza. Ja również cieplutko Cię pozdrawiam i mocno przytulam <3
Usuń🥰🧡🎄✨️🎄
Usuń❤️❤️❤️
UsuńEspero que pronto estén bien, yo también estoy con Covid, pero parece que va pasando bien, mañana iré al médico, para saber que todo va bien. Me encantó la historia del pato, te quedó muy bien. Te comenté un día que cuando me gusta un blog, lo visito aunque no visiten el mío y el tuyo me gusta mucho. Un abrazo y recupérate pronto.
OdpowiedzUsuńGracias Teresa por todas estas amables palabras. También disfruto siempre visitando y comentando tu blog, siempre tienes fotos preciosas. Espero que todo esté bien con tu salud y no estés enfermo. Muchas gracias por sus deseos de recuperación. Yo también os saludo muy cordialmente.
UsuńGrudniowa róża - niesamowita i piękna. Iwonko, życzę szybkiego powrotu do zdrowia i dużo siły, bo strata Bliskiej Osoby to ciężkie przeżycie. Przytulam mocno!
OdpowiedzUsuńPS. Kaczorek jest uroczy:)
Dziękuję Ci pięknie za te miłe słowa. I za pocieszenie, to dla mnie w tej chwili ogromnie ważne. Przytulam Cię również bardzo mocno i cieszę się, że renowacja kaczorka przypadła Ci do gustu :) Buziaki.
UsuńIwonko, na ile mogę i czas pozwala, zawsze chętnie wpadam. Nie zawsze od razu piszę komentarz, ale chętnie czytam. Są też blogi na które wpadam i nie zostawiam większego śladu, albo piszę co jakiś czas. To samo jest u mnie, ale nie patrzę na to. Ogólnie blog to jakiś mój pamiętnik plus zebranie w jedno miejsce naszych różnych kolekcji - a szczególnie puzzli i klocków. Robię to też dla siebie - ze względu na zakupy :D - aby nie zrobić sobie dubla. :D
OdpowiedzUsuńSił życzę cały czas i ZDROWIA dla Ciebie i męża a resztą się nie przejmuj. :) Tulę nadal.
Wiem, wiem... zawsze do mnie zaglądasz i czytasz :) I ja też tak mam, że niektóre blogi czytam bardzo chętnie. Dziękuję kochana za życzenia zdrowia, przydadzą się bardzo. Również przesyłam przytulasy gorące i przedświąteczne uściski...
UsuńSerdecznie współczuję, że to choróbsko Was dopadło. Myślę, że to najnowsza wersja Covid. Tak samo przechodzi moja koleżanka Trzyma Ją już miesiąc. U nas właśnie jest duży wysyp zachorowań na to choróbsko. Dlatego z moją chorobą autoimmunologiczną unikam dużych skupisk. Ja jeszcze nie doszłam do normalności po powikłaniach z ubiegłego roku (pisałam na blogu) Piszę to wszystko dlatego byś zadbała o siebie, bo przez ostatni stres jesteś z pewnością osłabiona. Wybacz "kazanie", ale życzę Wam zdrowia. Co do komentarzy ja traktuję to po swojemu. Oczywiście jak każdy, lubię komentarze, bo wówczas blog żyje innym życiem, ale też rozumiem, że nie zawsze inni mają czas, ochotę. Blog jest moim pamiętnikiem i cieszy mnie fakt, że ktoś mnie odwiedza. Widzę to po ilości odwiedzin. Na odwiedzanych blogach staram się pisać komentarz, ale niekiedy postów jest u jednej osoby tak dużo, wówczas komentuję rzadziej, dzieląc swój czas na inne ulubione blogi. Kaczorek uroczy po metamorfozie. Twoja determinacja się udała. Pozdrawiam serdecznie!!!!
OdpowiedzUsuńWiem, kochana, że piszesz to z troski. I masz wiele racji, z pewnością był to covid i niestety również masz rację z tym, że przez stres z pewnością byliśmy osłabieni i dlatego tak szybko nas dopadło, choć wcześniej taki długi czas udawało nam się uniknąć tego choróbska. I dziękuję za te wszystkie rady, są jak najbardziej trafione. Cieszę się, że kaczorek po renowacji Ci się podoba, jestem zadowolona, że nie odpuściłam i zdecydowałam się spróbować go zrekonstruować :) Wszystkiego dobrego i dziękuję za Twoją wizytę... Pozdrawiam również cieplutko.
Usuń.
OdpowiedzUsuń❤️
UsuńMam podobnie, że czasem zaglądam na blogi, ale nie pozostawiam po sobie komentarza.
OdpowiedzUsuńKaczorek jest świetny, ale osobiście bardziej podobał mi się w białej wersji :D
Niemniej jednak w szarym kolorze też wygląda całkiem fajnie :D
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo, dużo zdrowia!
Dziękuję ponownie, Olu. Twój poprzedni komentarz był w spamie, ale już go stamtąd wydostałam i odpisałam. Pozdrawiam.
UsuńWitaj Iwonko!
OdpowiedzUsuńAż mnie serce zabolało jak przeczytałam jak się z mężem męczycie. Robiliście sobie testy na covid? Bo po Twoim opisie tak mi to trochę wygląda. Mam nadzieję że antybiotyk postawi Cię szybko na nogi i uda Ci się wrócić do swojej normalnej aktywności. Ja w sumie od początku grudnia też walczę z ogromnym katarem. Nie ma kiedy odleżeć,ja pracuję na powietrzu więc cały czas w przeciągu. Byle do świąt 😉
A kaczorek jest taki cudny! Taka urocza ta mordka że aż uśmiecham się od ucha do ucha 😍 ogromnie żal że taki los go spotkał, ale na szczęście zdolna Iwonka go odratowała! Naprawdę bardzo kreatywna z Ciebie Babeczka! Super efekt!
Kochana zdrowiej szybko! Dużo zdrowia dla Ciebie i Męża! Serdecznie Cię pozdrawiam i ściskam 🙂😘🩵🧡
Ależ miło Cię widzieć, Monia... Odpowiadając na Twoje pytanie, nie robiliśmy testów. Pani doktor stwierdziła, jak już się u niej znaleźliśmy, że teraz i tak jest za późno, a poza tym skądinąd wiem, że te testy często przekłamują, więc i tak nie są na 100 procent pewne, ale ja jestem przekonana, że dopadła nas właśnie ta celebrycka choroba, w którejś kolejnej odmianie. Wracam pomału do siebie, ale przy moim energicznym usposobieniu, to wszystko dzieje się za wolno i za szybko się męczę, więc to mnie bardzo wkurza. Ty piszesz, byle do świąt, a ja już sobie myślę "byle do wiosny", bo ta pogoda, ten krótki dzień i to, że muszę siedzieć w domu, ogromnie mnie dołuje. A nie lubię siebie takiej. Nie dziwię się, że kaczorek Ci się podoba, bo ja też byłam nim zauroczona, jak go zobaczyłam pierwszy raz. I właściwie cieszę się, że udało mi się go jakoś tam zrekonstruować, bo jak go zobaczyłam takiego w kawałkach, to serce mi krwawiło :) Bardzo, bardzo Ci dziękuję za wszystkie Twoje ciepłe słowa, za życzenia powrotu do zdrowia i oczywiście za wizytę na moim blogu i komentarz. Ściskam Cię równie mocno i cieplutko pozdrawiam.
UsuńKOCHANA!
OdpowiedzUsuńI zobacz, jak to się dziwnie toczy życie. Oddajemy się jakiemuś wspaniałemu zajęciu, żyjemy sobie tak jak chcemy myśląc czasami, że ta sielanka będzie trwała niczym nie przerywana ani zakłócana. A tu masz, nieoczekiwane wydarzenia zaczynają wpisywać się w nasze życie, zaczynają zakłócać codzienny rytm, zaczynają pokazywać, że jednak nie jesteśmy siłaczkami, a tylko człowiekiem nie zawsze odpornym na przeciwności losowe czy zdrowotne.
I przychodzi kryzys. Gdy szwankuje zdrowie, dopiero wtedy widzimy jaką jesteśmy słabą konstrukcją. Tak się złożyło, że niemal w tym samym czasie dopadły nas choroby. Bardzo mi przykro z tego powodu, ale cieszę się, że U Was Obojga jest coraz lepiej. Jak czytam, nie było za dobrze. Tym bardziej z całego serca życzę z d r o w i a.
Z moimi oczami, a w związku z tym i z samopoczuciem, również nie było za wesoło. Nagle w ogóle nie mogłam znieść światła, gdy jednak było potrzebne, cierpiałam na bóle oczu i głowy. Czasami dopadało mnie osłabienie, nigdzie nie wychodziłam, bo najlepiej czułam się w domu i w półmroku. Są chwile lepsze, wtedy trochę oglądam TV (na ogół tylko słucham) i wpadam na blogi, ale na krótko.
Ten komentarz, oprócz ostatnich tekstów, jest większym i jakby bardziej obfitującym w szczegóły. Ot tak, byś była zorientowana co u mnie słychać. Przykro mi, że nie zaglądałam do Ciebie tak często jakbym chciała, ale myślę, że to się zmieni. Pracuję nad tym. Kroczek po kroczku. Jednak obiecuję, że nigdy nie zrezygnuję z blogowania. Będzie mnie mniej, ale będę.
Bardzo podoba mi się nowy charakter Twojego bloga, taki profesjonalny (ja tak nie potrafię). Róża zachwycająca. Wierzyć się nie chce, że to zima, a tu taka ogrodowa niespodzianka. Jak widzę, masz też manualne zdolności, to a propos kaczorka. Odmłodniał, czy co?
I jeszcze coś - chyba brakuje mi widoku Twojego Ogrodu, który witał mnie z każdą wizytą, ale przyzwyczaję się.
Bardzo, ale to bardzo ściskam i najserdeczniej jak tylko mogę, pozdrawiam... Ciebie Droga Pani Ogrodowo i Twojego Męża, zdrowiejcie Oboje... wszystkiego dobrego na te Święta, na Nowy Rok i jeszcze dłużej... jak najdłużej... pamiętająca Polonka54
Ale się cieszę, że się odezwałaś. Tak czułam, że Twój problem powrócił i dlatego Cię nie ma, więc pisanie do Ciebie raczej nie było wskazane. Bardzo to niepokojące, że te Twoje oczy tak chorują i zmuszają Cię do zmiany Twojego ulubionego stylu życia, ale jest właśnie tak jak napisałaś... żyjemy sobie spokojnie dopóki nie wydarzy się coś, co zaczyna nagle krzyżować nam nasze plany, nasze utarte schematy i okazuje się potem, że nic już nie jest takie samo i wszystko nagle się zmienia. To brutalne, ale niestety prawdziwe. Moje zdarzenia z ostatnich dni też i to właśnie uświadomiły. Jakie to wszystko jednak jest kruche i niepewne. Pomału dochodzimy do zdrowia, ale bardzo pomału. Niestety, choroba, która dopada człowieka w momencie kiedy przeżywa jakiś stres, potrafi się uaktywnić z podwójną siłą. Do dziś jestem na antybiotyku, a najgorszy jest kaszel, który niszczy mi płuca i zatruwa każdy kolejny dzień. Czekam z utęsknieniem na dłuższe dni, wiosnę i trochę słonka, bo czuję się przybita, nie dość, że całą tą sytuacją, to jeszcze tą pogodą, krótkim dniem, a dzisiaj jeszcze na dodatek silnym wiatrem, który właśnie szaleje za oknem :( Też życzę Ci dużo zdrówka, spokoju, radości i wszystkiego dobrego na nadchodzący czas. Buziaki gorące, przytulasy i uściski przesyłam Ci z ogrodowej Bukowej Chatki :)
UsuńWiesz, żeby było Ci milej, przesyłam wirtualne SŁOŃCE, niech grzeje ile wlezie, byś tylko wyzdrowiała. Niestety, tegoroczna zima nie popisuje się, bardzo nas zaskakuje, płacimy za to zdrowiem. I jeszcze Ci powiem, że przejęłam słuchanie polecanej przez Ciebie muzy zespołu Cosmic Gate. Niesamowita. To strzał w dziesiątkę. Słucham jak najczęściej, szczególnie na spacerach. Dziękuję.
UsuńPozdrawiam serdecznie i... świątecznie... z d r o w i e j Iwonko, słyszysz...
Bardzo, bardzo Ci dziękuję. I nawet nie wiesz, jak ogromnie się cieszę, że ta muzyka przypadła Ci do gustu. Dla mnie to jest też strzał w dziesiątkę i w tej chwili jest to taka odskocznia, która działa mi bardzo pozytywnie na wszystkie zmysły. Powiem Ci, że chyba dwa dni temu mieli na Youtube transmisję na żywo z nowego koncertu i było niesamowicie. Mam oczywiście zasubskrybowany ich kanał i zawsze z wielką niecierpliwością czekam na coś nowego, są niesamowici... Oczywiście będę grzeczną dziewczynką, posłucham się Ciebie i... wyzdrowieję. Całusy...
UsuńDużo zdrowia! Kaczorek bardzo oryginalny. :)
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo dziękuję i cieszę się, że kaczorek Ci się spodobał...
UsuńKochana
OdpowiedzUsuńTo Twoje miejsca, zatem pisz, kiedy masz ochotę i wenę.
Zaglądam, czytam, bo bardzo polubiłam Ciebie i Twój ogród🤗🌼💚
Życzeń moc serdecznych przesyłam i tych świątecznych, jak i noworocznych🎄😊
Dużo zdrówka dla Was😘🌹
Ogromnie Ci dziękuję, kochana, za te Twoje ciepłe słowa. Niczego właśnie teraz tak bardzo nie potrzebuję, jak świadomości, że mam wokół siebie życzliwych mi ludzi... jakaś taka rozklejona się zrobiłam przez to wszystko. Dziękuję za życzenia, za wszystkie serdeczne słowa i odwzajemniam się tym samym... dużo zdrowia i wszystkiego, co najpiękniejsze... <3
UsuńMyślę sobie, że te chorubska miały możliwość tak mocno was osłabić,ponieważ organizm wymęczony stresem, bólem i wszystkimi negatywnymi emocjami po prostu był idealny dla rozwoju infekcji. Miałam podobnie w tamtym roku, ciągle coś mnie dopadało... po prostu potrzeba czasu na wyleczenie ciała i zadbanie o duszę. Wtedy zdrowie będzie jak trzeba :) życzę by siły wracały z każdym dniem❤️
OdpowiedzUsuńCo do komentarzy... cóż od dawna widzę te zależność, człowiek gdzieś się zawieruszy,,nie ogarnie nowego wpisu i już u siebie nie mana co liczyć. A tak naprawdę, ja wchodzę na ulubione blogi, żeby sprawdzić co słuchać, jak na ploteczki, tylko trochę w innym wydaniu ;))
Tutaj też sprawdzam cyklicznie, kiedy będzie nowy wpis - czasem mam dłuższą przerwę, ale zaglądam i myślę. Moje konkluzje są takie,lepiej mniej komentarzy, ale od szczerych znajomych, niż takie coś za coś 🙃.
No i kaczorek❤️ po szarym przeobrażeniu wygląda naprawdę fajnie. I bardzo dobrze, że ta pani go nie kupiła. Myślę że gdyby uległ zniszczeniu, pewnie trafiłby do kosza. A tak, ma cudowny domem i rodzinę🥰 no i ogródek! 😁
Serdeczności i jeszcze raz życzę spokoju i siły 😊😊😊
Masz wiele racji, Aga. Z pewnością stres był sprzymierzeńcem tego, że akurat nas ta choroba sobie wybrała, to dla mnie pewnik. Tym bardziej, że bardzo dbamy o siebie z mężem, jeśli chodzi o odporność, całe ostatnie trzy lata nie mieliśmy nawet większego kataru, a tu takie coś... I co do komentarzy też masz rację, ja również z wielką przyjemnością zaglądam na ulubione blogi, to trochę tak jak zajrzenie do sąsiada lub do przyjaciółki, co u niej słychać :) I rzeczywiście... nie ilość, a ciężar gatunkowy ma znaczenie :) Cieszę się, że kaczorek Ci się podoba, teraz już ma na zimę półkę w ciepłej sypialni :) Dziękuję Ci serdecznie za wizytę i wszystkie miłe słowa, a także życzenia. Ściskam Cię serdecznie...
UsuńPowrotu do zdrowia Ci przede wszystkim życzę. Najważniejsze, że już u Was lepiej. Kaczorek wygląda jak nowy. Wszystkiego dobrego :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję. Jest już trochę lepiej, więc mam nadzieję, że wszystko idzie ku lepszemu. Cieszę się, że kaczorek w nowym wydaniu Ci się podoba :)
UsuńBlogowanie może być swojego rodzaju pamiętnikiem, czasami nawet trochę terapią. To dobrze, bp jeżeli lubimy pisać, to w ten sposób możemy sobie trochę wszystko "przetrawić", trochę wygadać się. Życzę Ci dużo zdrówka! My w zeszłym roku całą rodziną zachorowaliśmy tuż przed świętami. Rozłożyło nas potwornie, nie wiem czy to był covid, czy grypa, ale tak słaba (a utrzymywało się to około miesiąca) dawno nie byłam. Przygotowania do świąt były mordęgą, a później nawet jedzenie nie smakowało. Wtedy dopiero rozumie człowiek jak ważne są życzenia "zdrowych świąt" :) Wszystkiego najlepszego dla Ciebie i Twoich najbliższych. Niech to będą piękne, zdrowe i szczęśliwe święta!
OdpowiedzUsuńCzyli rozumiesz, jak się teraz czuję. Ta niemoc mnie wkurza i powoduje, że nie lubię siebie, bo normalnie jestem raczej energiczną osobą, a teraz muszę co chwilę odpoczywać, nawet założenie spodni mnie męczy... Dziękuję bardzo za życzenia. Pocieszające dla mnie jest to, że w końcu wyszliście z tej choroby, więc jest dla mnie też jakaś nadzieja :) Wszystkiego dobrego...
UsuńJa także niedawno byłam chora, i jakoś tak inaczej niż zwykle. Podobno znów szaleje covid. Na pewno wrócicie do zdrowia, czego Wam życzę. Moim zdaniem blogi są po to aby pisać na nich ci nam się podoba, to jest coś naszego. Jestem Ci bardzo za to wdzięczna. Ja na razie muszę uważać na moje osobiste wynurzenia, ze względu na moją pracę zawodową. Otóż po jednym zdjęciu miałam małe nieprzyjemności. Ludzie są zazdrości. Pamiętam zimę, były takie mrozy ze flizy nam pękaly na balkonie. Kaczorek jest uroczy. Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt 🎄🎄🎄💗
OdpowiedzUsuńOjej... Właśnie podobno ten covid znowu szaleje i wszystko wskazuje na to, że jednak go złapaliśmy, choć testów nie robiliśmy. Ze zdziwieniem przeczytałam to, że miałaś jakieś nieprzyjemności związane ze zdjęciem. Naprawdę ludzie są aż tak zawistni? Dziękuję za życzenia i również życzę Ci samych dobroci... No i zdrówka, bo tego nigdy za wiele :)
UsuńDecember sounds to be a bad month for illness in so many places. Yes, that virus is here too. I am sure you have been in so much emotional turmoil, as well. Thanks for the beautiful post. You really have me rooting for that duck now. I hope the new year brings good things. Stay healthy! All the best to your home and all these beautiful plants❤️❤️❤️🎄🎄🎄🎄🎄Here's to a cozy Christmas to rejuvenate!
OdpowiedzUsuńThank you very, very much for these kind words. I think that my and my husband's illness is also caused by the stress we experienced due to my mother's death. That's why this virus attacked us. Thank you for your wishes, I also wish you all the best and wonderful holidays. Kind regards.
UsuńIwonko, dobrze, że wracasz. Dzień za dniem staje się coraz dłuższy. Już mamy końcówkę grudnia, a jeszcze 2 miesiące i będziemy mogli czekać na wiosnę. Posadziłam sporo żonkili późną jesienią. Mam nadzieję, że się przyjmą! 😉
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o blogi, to też zauważyłam zasadę "komentarz za komentarz". Inni natomiast udają, że nie zależy im w ogóle na atencji. Różne są typy, hehe... 😄😆 Ja tłumaczę sobie brak obecności brakiem czasu i tak jest mi zwyczajnie łatwiej. Na ogół człowiek potrzebuje swojej społeczności i miłych gestów.
Niech te święta będą pełne wielu dobrych zdarzeń, miłych spotkań i wzajemnego obdarowywania się. Wesołych Świąt!
Oczywiście, że żonkile się przyjmą. Chyba nie mają innego wyjścia. Wiem, że pocieszasz mnie tą nadchodzącą wiosną... ja też sobie myślę, że już bliżej niż dalej, jakoś trzeba dotrwać przynajmniej do marca :) Zgadzam się z Tobą w kwestii blogowania, z reguły jest tak, że jak już ta społeczność blogowa się zbuduje, to człowiekowi zależy na tym, żeby trwała i trwała. Dziękuję Ci za życzenia i wszystkie miłe słowa, cudownie się czyta takie przesłanie. Tobie również życzę wszystkiego dobrego... dużo zdrowia, radości i spokoju.
UsuńKochana Iwonko!
OdpowiedzUsuńŻyczę Tobie i Twojemu Mężowi zdrowych, spokojnych i wspaniałych świąt.
Niech przyniosą Wam tyle miłości ile sobie tylko wymarzycie.
Przesyłam moc ciepłych myśli:)
Bardzo, bardzo Ci dziękuję. Ja również życzę Ci wszystkiego dobrego. Spokoju, radości i przede wszystkim dużo zdrowia... dopiero teraz sama doceniam takie życzenia. Ściskam Cię z całego serca i mocno przytulam świątecznie...
UsuńRóże uwielbiam i mam ogromną słabość do tych herbacianych w kolorze. Niektóre tak cudownie pachną. Wkurza mnie jednak fakt, jak niektórzy sprzedawcy oszukują i potem okazuje się, że mam inna różę niżeli zakupiła. Mimo to, staram się nimi cieszyć. Dużo sił dla Was i zdrowia, bo to jest najważniejsze. I oby do wiosny ♥ ja dziś wysiewam pierwsze petunie i pelargonie ;)
OdpowiedzUsuńTo prawda, szkoda, że tak się dzieje z tymi roślinami, że niektórzy sprzedają je jako zupełnie inną odmianę. Dla mnie to oczywiste oszustwo. Dziękuję za życzenia zdrowia, powoli dochodzimy do siebie, ale jak dla mnie stanowczo za wolno, nie lubię siebie takiej bez siły. Super, że wzięłaś się już za wysiewanie, ciekawa jestem efektów. Pozdrawiam Cię cieplutko.
UsuńZ przyjemnością przeczytałem kolejny wpis, w którym podzieliłaś się z nami kolejnymi przemyśleniami oraz swoimi wydarzeniami, które nie wszystkie były pozytywne. Mogę wyobrazić jedynie sobie, jak musiałaś się czuć w trakcie tej choroby. To straszne, co przechodziłaś przez ostatni czas 🙁 Masz pełne wsparcie i akceptacje z mojej strony. Wierzę, że uda Ci się przejść przez różne trudności, z jakimi musiałaś się zmierzyć w swoim życiu.
OdpowiedzUsuńJa odwiedzam blogi, kiedy mam ochotę, czas i siłę na to. Przez dłuższy czas również nie odwiedzałem wiele blogów i to jest ok by robić sobie przerwę od social media i blogosfery dla zadbania o swoje zdrowie psychiczne, i rozumiem Cię doskonale, że potrzebowałaś tego, więc nie trzeba przepraszać za to. Niestety, zauważyłem, że wiele blogerów odwiedza inne blogi i pozostawiają komentarze tylko dlatego, aby dużo komentarzy pojawiało się pod postami nad ich blogów, a nie dlatego, że je lubią. Często zawierają dodatkowe linki do blogów, co ma charakter spamu, czego osobiście nie lubię. Jeśli będę miał okazję i możliwości, by odwiedzić jakiś blog, to tak robię. Jeśli ktoś mi pozostawi komentarz po postem, to jest to ok. Jeśli ktoś tego nie zrobi, to też jest ok. Nie każde blogi muszę czytać i lubić, więc nie muszę na wszystkie blogi wchodzić i pozostawiać komentarze tylko dla tego, aby ktoś odwiedził mojego bloga i zostawił komentarz dla statystyk. Odwiedzam tylko te, które uwielbiam, bez względu na to, czy ktoś również odwiedza mojego bloga, dlatego też nie uznaję zasady "komentarz za komentarz". Blogi są po to, aby czytać coś, co nas interesuje i po to się je odwiedza, a nie dla samych komentarzy.
Jeśli Twój blog jest pamiętnikiem, to jak najbardziej możesz pisać o tym, jak się czujesz i co się trapi, nie musisz przepraszać za to. To wpływa również na nasze samopoczucie, a także możemy ocenić nasze osiągnięcia, ocenić, dlaczego w danej sytuacji odczuwaliśmy takie, a nie inne emocje. To pomaga redukować stres, wpływa korzystnie na nasz dobrostan psychiczny, a także mamy wgląd w siebie. To forma autoterapii. Mam swój dziennik papierowy, w którym również piszę nt. różnych osiągnięć, problemów , sytuacjach stresujących, za co jestem wdzięczny, miłe słowo, jakie usłyszałem od kogoś na swój temat, a także jak mogę w przyszłości lepiej poradzić sobie z jakimś problemem. Poświęcę z pewnością wpis na ten temat z dziedziny psychologii, gdyż są również publikacje naukowe odnoszące się do prowadzenia dziennika i wpływu na nasze zdrowie psychiczne.
Pozdrawiam Cię cieplutko i od serca. Życzę Ci dużo zdrowia 🤗🥰😘
Patryku, z ogromną przyjemnością i zainteresowaniem przeczytałam Twój komentarz. To fakt, że i żałoba i ta choroba, która dopadła i mnie i mojego męża, odcisnęła się złym piętnem na moim samopoczuciu i nastroju, myślę że to było nieuniknione. I wiem, że pomału będę z tego marazmu wychodzić i wracać do "normalności", bo znam siebie i wiem, że po takich stresujących sytuacjach potrzebuję po prostu czasu na to, żeby być znów sobą, taką w pełnym tego słowa znaczeniu. Więc najlepszym dla mnie lekarzem jest tu po prostu czas.
UsuńOdnośnie pisania blogów i komentarzy, masz wiele racji. Właściwie, to chciałam Ci serdecznie podziękować, bo bardzo dużo mądrych przemyśleń zawarłeś w swojej wypowiedzi. Dlatego przeczytałam to z wielkim zainteresowaniem i przyznaję Ci rację... też uważam, że metoda "komentarz za komentarz" to przecież nie to, o co nam w tym wszystkim chodzi. Pisanie i czytanie ma być przyjemnością, relaksem i zwyczajnym życiowym oddechem, a nie obowiązkiem :) Jeśli zjawi się u Ciebie tak wpis o prowadzeniu dziennika i jego wpływie na zdrowie psychiczne, to z ogromną przyjemnością i zainteresowaniem to przeczytam. Dlatego bardzo liczę na takie rozważanie i przemyślenia. Dziękuję Ci za Twoje wartościowe uwagi i bardzo, bardzo serdecznie Cię pozdrawiam, życząc miłego, poświątecznego czasu...
😊🤲🧡
Usuń❤️❤️❤️
UsuńIwonko Drogo, bardzo bardzo mi przykro z powodu twojej mamy :( Kondolencję. Niech Mamusia spoczywa w pokoju. Pomodlę się za nią. Poza tym współczuję Wam tej paskudnej choroby. Ja też tak ostatnio miałam z tym kaszlem po wycieczce na Klimczok. Jak mnie wzięło przeziębienie to na całego. Podróż do domu koszmarna. Nie mogłam w nocy spać tak mną targało z całej siły. Piłam syropy, obficie smarowałam się amolem, nawet do herbaty go dolewałam. Chwilową ulgę przynosiło ssanie tabletek, ale że za dużo nie wolno to wiesz... Dopiero dochodzę do siebie, w święta jeszcze walczyłam z paskudnym katarem. Dużo ludzi ostatnio zapada na jakieś infekcję. Kwiaty jak zawsze piękne u Ciebie. Kocham czerwień. Oczywiście kaczorek uroczy. Pozdrawiam serdecznie Iwonko.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Kasiu. I za modlitwę także dziękuję. My się powoli zbieramy po tej chorobie, ja też miałam straszny kaszel, ale powiem Ci, że najbardziej pomogły mi inhalacje z soli fizjologicznej z kwasem hialuronowym, do kupienia w aptece. Prawie od razu poczułam ulgę, a wcześniej nawet płuca mnie bolały w czasie kaszlu. I masz rację, bardzo dużo ludzi teraz choruje, znowu jakieś paskudztwo się "urodziło"... My już objawów żadnych nie mamy, tylko pozostała nam taka niemoc, brak sił i ogólnie takie zniechęcenie. Słonka mi się już chce i ciepełka, może jak dzień będzie trochę dłuższy, to będzie fajniej... Ściskam Cię, Kasiu i jeszcze raz dziękuję.
UsuńIwonko, zacznę od kaczorka - mnie bardziej przypadł do gustu w białej wersji. Co do komentowania, to na moje ulubione blogi staram się zaglądać na bieżąco, dokładnie przeczytać wszystko, co napisał i pokazał autor, często też lubię przeczytać komentarze, żeby nie powtarzać tego samego. Zajmuje to dość dużo czasu i często jakiś post czytam w kilku częściach. Nie lubię pisać zdawkowych komentarzy, więc czasem po przeczytaniu brakuje mi już czasu na komentarz, ale mimo wszystko staram się potem wracać i choćby po dłuższym czasie napisać komentarz, bez względu na to czy ten ktoś mnie odwiedził czy nie.
OdpowiedzUsuńCo do Waszego zdrowia, to mam nadzieję, że już teraz jest dużo lepiej. Może obecne mrozy, choć krótkotrwałe sprawią, że te wszystkie chorobowe paskudztwa wymarzną i przestaną tak męczyć.
O Tobie i Twojej mamie będę pamiętać w modlitwie.
Lusi, jesteś drugą osobą, której biały kaczorek bardziej przypadł do gustu. Wiadomo, ile osób, tyle gustów :) Co do komentowania, to ja też tak mam, że nieraz czytam jakiś post na raty, albo czytam i nie skomentuję, za to wracam po jakimś czasie i wtedy piszę komentarz :) Odnośnie naszego zdrowia, to na szczęście jest już po wszystkim, pozbieraliśmy się jakoś i życzyłabym sobie tylko, żeby już nigdy to do nas nie wróciło, bo ta niemoc, która nas wtedy ogarnęła, była straszna. Dziękuję Ci za modlitwę, serdeczności przesyłam.
Usuń