Polecane posty

199. A ich serca zabiły jednym wspólnym rytmem

Już sam tytuł tego wpisu wskazuje, że wspomnę dzisiaj o ślubie mojej wnusi, który odbył się w sobotę 30 sierpnia i tak na sam początek mogę tylko napisać, że to, czego najbardziej żałuję, to fakt, że to już było i nie powtórzy się jeszcze raz :) Mam wielki niedosyt... ten piękny czas zleciał tak szybko i niepostrzeżenie, że aż żal. Tyle czekania, przygotowań, emocji, a czas ślubu, wesela i poprawin przeleciał mi przez palce i... pozostały tylko wspomnienia i zdjęcia. Myślę, że na takie uroczystości byłoby bardzo wskazane wybrać się ze wszystkimi gośćmi na przynajmniej siedmiodniową wycieczkę gdzieś na wyspy Hula-Gula i tam spędzać wspólnie te niepowtarzalne chwile. Ale babcia wymyśliła, no nie? :)

No dobra, ale zanim słów parę o tej wyjątkowej dla mnie uroczystości, czas zajrzeć do ogrodu. No bo co tam może być słychać? Ano jesień pomału zagląda już na rabaty, niestety... a może stety? Jakoś nie myślę z przerażeniem o nadchodzącej jesieni. Chyba potrzebuję dla siebie trochę więcej wolnego czasu. 

Zanim rozgadam się dalej, jakiś miły dla oka obrazek na dobry początek :) Niech to będzie werbena patagońska... czyż jej delikatne kwiatki nie są urocze?


Teraz, po tych wszystkich przyjemnościach, które już minęły, nie mogę się doczekać wyjazdu do Tunezji. Tęsknię za południowym słońcem i ciepłą wodą, za wspólnym czasem z moimi koleżankami, za tą beztroską i powoli płynącymi dniami. Dopiero potem, jak już wrócę, mam nadzieję na zwolnienie tempa swojego życia. Dlatego perspektywa jesieni w ogóle mnie w tym roku nie deprymuje. Potrzebuję chyba właśnie takiego trochę nicnierobienia, niemyślenia, kocykowania, czasu na poczytanie książek i na blogowanie. Jesień oraz deszczowa pogoda za oknem będą do tego wspaniałą okazją :)

Zielona jeżówka Green Jewel rozkręciła się teraz maksymalnie i jest uroczą kępką zielonego kwiecia :)

I trochę różności...




Dzisiaj nie będzie ani dużo mojego ględzenia, ani przesadnej ilości zdjęć. Chciałam tylko wrzucić tu te fotki, które zrobiłam w międzyczasie, no i zrelacjonować choć trochę ślubną uroczystość mojej wnusi. Za niedługo będę się bowiem przygotowywać do tego swojego wyjazdu, więc czasu będzie znowu trochę mniej, a potem jak już pojadę, to w ogóle nie będę tu zaglądać. Dlatego chcę być w miarę na bieżąco :)

Z ogrodowych piękności chcę Wam jeszcze pokazać moją kwitnącą aktualnie hortensję piłkowaną. Jest trochę "inna" od popularnych hortensji bukietowych i ogrodowych, ale równie dekoracyjnie się prezentuje. To jest pełnia jej kwitnienia, te środeczki już więcej się nie rozwijają. Tylko to białe kwiecie otacza środek, jak korona na głowie :)


Melduję też posłusznie, że ponownie zakwitły krzewuszki. Nie jest to wprawdzie coś bardzo dziwnego, ponieważ krzewuszki, które normalnie kwitną obficie w maju, powtarzają swoje kwitnienie pod koniec lata, ale jednak dziwi mnie to i cieszy co roku tak samo :)


Jeszcze kilka aktualnych, ogrodowych pięknotek... kwiaty żurawki, czerwona trawa Red Baron i biała gipsówka.



I dwa rzuty okiem na aktualne, ogrodowe widoczki...


 oraz na moją ogrodową huśtawkę, która tak już zarosła pnączami, że raczej trudno jest się na niej huśtać... łatwiej jest po prostu sobie na niej posiedzieć :)

No to już na koniec ogrodowych wynurzeń, moja wrześniowa perełka. W końcu doczekałam się kwitnienia żółtego hibiskusa bagiennego, tylko jakoś dziwnie w tym roku stracił sporo na swojej cytrynowej barwie, za to wygląda jak wymoczony w wybielaczu :) Ale i tak mi się podoba. Kwiaty ma wielkie jak talerze, posiada całe mnóstwo pąków i w ogóle wygląda cudnie!



I to byłoby na tyle w kwestii ogrodowych nowinek... czas przejść do głównego tematu tego wpisu, czyli ślubu i wesela mojej wnusi. Od razu chciałam zaznaczyć, że pokazane przeze mnie w tym temacie fotki nie są mojego autorstwa (przynajmniej większa część z nich), są za to wyselekcjonowane z ogólnie udostępnionych zdjęć na weselnym czacie. Jednocześnie nie pokazuję na nich nikogo, kto by sobie tego nie życzył, a od Państwa Młodych również mam na to pozwolenie :)

Cóż mogę napisać? Mam wrażenie, że wszystkie ochy i achy wyartykułowałam już wcześniej. I tak jak napisałam na samym początku tego wpisu, najbardziej żałuję tego, że to wszystko już było, że jest czasem przeszłym i już się nie powtórzy. Wszystkie te emocje, które towarzyszyły mi w czasie tamtych dni, były niesamowicie pozytywne i do dziś na samo ich wspomnienie, wciąż się uśmiecham. Były momenty śmieszne, były wesołe, były też ogromnie wzruszające. Nie będę wiele pisać... myślę, że zdjęcia najlepiej oddadzą atmosferę tamtego dnia 💕

Najpierw były przygotowania... ubieranie, zakładanie dodatków :)

Pierwsza taka chwytająca mnie za gardło chwila, to był widok pięknie udekorowanego tarasu widokowego w parku, w którym odbywał się ślub. To było miejsce pierwszej randki Młodych. Na szczęście pogoda dopisała idealnie, nie było upału i nie było deszczu, a błękitne niebo uśmiechało się białymi chmurkami, jakby chciało dodać specjalnych, pocztówkowych barw temu wydarzeniu. Wokół zielono, w górze niebiesko, a na tarasie biało... kwiatowe, białe dekoracje stanowiły doskonałe tło dla równie białych krzeseł ustawionych dla gości...

Sama ceremonia była niezwykle wzruszająca (myślę, że nie tylko dla mnie) i nie powiem... oczy zwilgotniały mi kilka razy, ale widziałam, że Panna Młoda też była wzruszona, zwłaszcza w trakcie składania przyrzeczenia...

Potem było już tylko coraz piękniej :)

Pamiątkowe zdjęcie z babciami Panny Młodej :)

I nawet z pieskami Młodej Pary... od lewej Lilo i Odi :)

Na tle zachodzącego słońca na tarasie hotelu, w którym odbywało się przyjęcie weselne.

W czasie tańca :)

I podczas krojenia weselnego tortu...

Na koniec nie może przecież zabraknąć babci Panny Młodej, czyli na fotce Pani Ogrodowa w całej okazałości :)

A także na balonowej ściance :)

Myślę, że na dziś wystarczy... zdjęcia jeszcze ciągle spływają do mnie z różnych źródeł, więc nie wykluczam, że w kolejnych wpisach coś tam jeszcze wrzucę :)

Tymczasem żegnam się z Wami i chyba tym razem na dłużej, bo przed wylotem do Tunezji na pewno się już nie odezwę, a nie wiem też jak szybko po moim powrocie znajdę czas, by uporządkować zdjęcia i wrzucić jakąś relację z mojej kolejnej, wakacyjnej wyprawy. Nie gniewajcie się, gdy w czasie mojej nieobecności nie będę też zaglądać na Wasze blogi. Mam świadomość, że w Tunezji będę miała ograniczone możliwości korzystania z Internetu, a wiem już z doświadczenia, że na takim wyjeździe ostatnią rzeczą, którą chce się robić, to wypoczywać z telefonem w garści :)

Dlatego dziś uśmiecham się do Was serdecznie i przesyłam bardzo ciepłe myśli. Miło mi będzie, jak będziecie mi życzyć miłego wypoczynku i chociaż chwilę potrzymacie kciuki, żeby ten mój wyjazd był równie udany, jak ten poprzedni, na Kretę :) Ściskam Was wszystkich razem i każdego z osobna 💋



Komentarze

Napisz do mnie

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Copyright © Pani Ogrodowa