Polecane posty

202. Jesienne przemyślenia

Strasznie długo czekałam na to, żeby po moim powrocie z Tunezji móc wreszcie wejść do ogrodu i za cokolwiek się zabrać. Było ku temu kilka przyczyn. Po pierwsze rozleniwienie... miałam taką niemoc do robienia czegokolwiek, że z dnia na dzień odkładałam te ogrodowe czynności. Zauważyłam już wcześniej, że te moje wyjazdowe przygody przenoszą mnie w inny wymiar. Wracam wypoczęta, rozanielona i niezdolna do natychmiastowego powrotu do swojej codzienności. Jest ciężko, jeśli wiecie co mam na myśli :) Wciąż żyję wspomnieniami i w ogromnie zwolnionym tempie przychodzi mi powrót do codziennych zajęć. Jak tylko wróciłam, to oczywiście zrobiłam ogrodowy obchód. Oceniłam swoim wypoczętym okiem stan rabatek i zrobiłam małe podsumowanie, co też mnie jeszcze czeka z jesiennych prac. No i na tym się skończyło :) Oprócz mojej opieszałości, na przeszkodzie stanęła mi niesprzyjająca pogoda. Jak już zaczynało lać, to lało codziennie przez dłuższy czas. Nawet, jeśli już przestawało padać, to i tak było tak zimno, że brrr... albo wiało niemiłosiernie, a ja przecież wróciłam z miejsca, w którym ciepełko otaczało mnie z każdej strony, więc ten zimny wiatr był dla mnie wrogiem numer jeden :)

W sumie nie miałam tak wiele do zrobienia w ogrodzie. Musiałam w końcu wsadzić do ziemi moją rudbekię, która prawie całe lato stała sobie w donicy na tarasie, oprócz tego miałam sporo tulipanowych cebul do wkopania i co najważniejsze, trawnik aż się prosił o jesienne skoszenie. Teraz tak sobie myślę, że gdyby może tych prac było więcej, to byłaby to dla mnie większa mobilizacja, ale dlatego, że było tego tak niewiele, odkładałam tę czynność z dnia na dzień. Trawnik codziennie był mokry, więc do koszenia się nie nadawał i... czułam się usprawiedliwiona :) O litość błagały także przekwitłe kwiatostany różnych letnich piękności, nie wyglądały już dobrze. Ich poczerniałe główki bardziej straszyły, niż dekorowały. Choć jeszcze przecież co nieco kwitnie :)











Nawet jeden spóźnialski wciąż czeka nie wiem na co... kto to widział, żeby pod koniec października wciąż mieć pąki zamiast kwiatów? :)


Ale w końcu nadszedł ten piękny dzień, w którym uporałam się z tymi wszystkimi ogrodowymi pracami. Trochę mnie chyba do tego zmobilizowała dolegliwość, która dopadła mnie niespodziewanie któregoś dnia. Psikusa zrobiło mi moje ucho i to uczucie, które mi przy tej przypadłości towarzyszyło spowodowało, że zebrałam się w garść i poszłam w ogród :) Siedzenie na czterech literach nie pozwalało mi myśleć o niczym innym, jak tylko o tym niedomaganiu, dlatego pomyślałam, że trzeba się zająć czymś konkretnym, żeby odsunąć od siebie bolesne myśli. Toteż założyłam ogrodowe rękawice i ruszyłam najpierw między rabatki, a potem potańczyłam trochę z kosiarką. To pozwoliło mi nie myśleć o tym, co tam też się dzieje w tej mojej trąbce Eustachiusza :)





Tym sposobem mój ogród jest już gotowy na zimę. Jeszcze tylko pościnam same kwiaty hortensji, żeby mi w zimie nie zaśmiecały ogrodu i żebym potem wiosną nie musiała się za nimi wczołgiwać pod różne krzewy, ponieważ zimowy wiatr zrywa te wyschnięte kwiatostany i upycha je w najmniej dostępne miejsca. Ale to już zrobię raczej w listopadzie, kiedy całkiem uschną i nie będą już wyglądały tak ładnie, jak wyglądają jeszcze teraz. Zrobiłam tak po raz pierwszy w zeszłym roku i tym sposobem ogromnie ułatwiłam sobie tegoroczne wiosenne porządki w ogrodzie.  Teraz jeszcze szkoda je ścinać... wyglądają na razie całkiem dobrze.





Nie lubię jesieni i chyba nie jest to dla nikogo wielką tajemnicą. I to nie tylko za straszną pogodę... czyli za to, że zimny, jesienny wiatr szarpie bezlitośnie moimi włosami i wyciska z oczu łzy, że każdy kolejny dzień jest coraz krótszy, a szare, deszczowe chmury pędzą po niebie i zasłaniają resztki słonecznych promieni. Chociaż przecież lubię kocykowanie i z przyjemnością myślę o tym, że w końcu mam więcej czasu dla siebie i dla książek, które często czekają na mnie przez cały rok. Tyle, że to właśnie wtedy, jesienią, ogarnia mnie jakaś coroczna melancholia i nielubiana przeze mnie zaduma nie wiadomo nad czym. Bardzo często zaczynam wtedy myśleć o wszystkich tych, którzy odeszli, których już ze mną nie ma. Nie poświęcam takim myślom tyle czasu w ciągu całego roku, co właśnie jesienią. Dociera do mnie fakt przemijania, tak bardzo smętnego i nieuchronnego. Trudno się nie smucić, mając świadomość, że wszystko zbliża się ku końcowi. I niestety, żadna pora roku nie budzi we mnie takich myśli. Ciężko jest przetrzymać te nostalgiczne chwile... choć zawsze w finale sobie z nimi radzę, to i tak nie lubię tej jesiennej aury.






Pewnie się domyślacie, że moje destynacje nie dobiegły końca. Prawda! Mój apetyt na podróże zwiększa się w miarę jedzenia, więc skoro wróciłam z jednej wycieczki, to przecież nie powinno nikogo dziwić, że następna chodzi mi już po głowie. Powiem więcej... mało, że chodzi mi po głowie. Poczyniłam już kolejne kroki w kierunku następnej wyprawy. Kierunek wybrany, skład osobowy także, a nawet zaliczka jest już wpłacona. Wprawdzie będę musiała na ten wypad jeszcze trochę poczekać, ale... poczekam :) Mam wrażenie, że nieraz się zdarza, że oczekiwanie na coś przyjemnego jest fajniejsze, niż potem sama ta przyjemność. Myślenie o tym, planowanie i wyobrażanie sobie jak będzie, jest niesamowitą frajdą i przynosi wielkie zadowolenie. Dlatego mam nadzieję, że ten radosny plan pozwoli mi bez problemu przetrwać tę ciemną i smutną porę roku. Tym bardziej, że ogród tonie przecież w czerwieni... choć wiem, że to tylko chwilowy widok :)








Przepiękne liście winorośli japońskiej także nie pozwalają zapomnieć, że jesień, taka ciepła i liściasta potrafi przynieść sporo radości dla oczu :)



A jeśli już o oczach mowa... Muszę, po prostu muszę ograniczyć telefonową i laptopową przyjemność. Mam nieodparte wrażenie, że mój wzrok w ostatnim czasie baaaardzo się pogorszył, a nie wyobrażam sobie, żebym kiedykolwiek mogła funkcjonować bez tego narządu... muszę zadbać o to, co jest dla mnie takie ważne :) Zresztą swoje postanowienie wprowadzam już w czyn... z pewnością dlatego jest mnie tutaj teraz zdecydowanie mniej, niż kiedyś :(
Przecież nie mogę pozbawić się na przykład takich jesiennych widoków :)


Na koniec kompilacja najładniejszych jesiennych widoków 🙂


Trzymajcie się ciepło, kochani... i nie dawajcie się jesiennym smuteczkom 🍁
I bądźcie uśmiechnięci, szczęśliwi i zdrowi 👍


Komentarze

Prześlij komentarz

Napisz do mnie

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Copyright © Pani Ogrodowa