183. Słowo o postanowieniu
Przepraszam bardzo, ale dziś nie będzie to "ogrodowy" post. Będzie to bardziej notka pełna szczerości i moich wewnętrznych przemyśleń z ostatniego czasu. A więc, nie przedłużając, proszę o szczególną uwagę, bo szybko drugiego wpisu o takiej treści raczej nie będzie :)
W ostatnim poście napisałam o świeżym postanowieniu, nie bardzo jeszcze wtedy wiedząc, czy to na pewno będzie postanowienie, czy tylko na razie przymiarka do niego. Ale moja rzeczywista codzienność oraz codzienna rzeczywistość pokazują mi wyraźnie, że będzie to jednak postanowienie. Wielu z Was odczytało to, jako jakąś ciekawą nowinkę w moim życiu, a to jest całkiem przyziemna i zupełnie nudna rzecz... no i właściwie tak naprawdę dotyczy najbardziej mnie samej.
O co chodzi? Mam jedną szczególną cechę charakteru, która często utrudnia mi zdrowe i normalne funkcjonowanie w blogowej społeczności. Jest nią OBOWIĄZKOWOŚĆ i SUMIENNOŚĆ. I nie wiem, czy taka się urodziłam, czy nabyłam ją w trakcie swojej szkolnej edukacji, ale byłam w takim kształcie zawsze, odkąd pamiętam. I ta cecha nie pozwala mi na bylejakość i lekceważące podejście do wielu spraw. Mam wrażenie, że moje aktualne spojrzenie na mój prywatny blogowy świat wygląda tak, jak ten kwiat... jest przywiędłe, bez życia i bez koloru :(
A co ten zwiędły kwiat ma wspólnego z moim blogowaniem? Już spieszę wyjaśnić.
Po pierwsze primo: skoro założyłam blog i zaczęłam na nim pisać, to czuję się w obowiązku kontynuować tę czynność w miarę systematycznie i wyczerpująco... oczywiście dopóki jest to dla mnie przyjemność, a nie męcząca konieczność. Nie opublikowałabym na blogu wpisu składającego się na przykład wyłącznie z kilku zdań napisanych naprędce na kolanie, no nie!!!
Po drugie primo: skoro zaobserwowałam czyjś blog, to starałam się go odwiedzać i pozostawiać komentarz zawsze wtedy, kiedy po prawej stronie mojego bloga, w zakładce "Odwiedzam" pokazała mi się informacja o tym, że na takim, zaobserwowanym przeze mnie blogu, ukazał się nowy post. Ale zwróćcie uwagę, że napisałam to w czasie przeszłym. Bo tak było, ale już nie jest.
Po trzecie primo: skoro prowadzę blog w formie "rozmów" z czytelnikami w moich komentarzach, to też staram się tę formułę kontynuować i odpowiadać na komentarze i to nie jednym słowem. Oczywiście na tyle, na ile tylko pozwalają mi na to różne okoliczności.
Po czwarte primo: jak już kiedyś pisałam, nie lubię wypuszczać w świat bylejakości, więc zanim kliknę "opublikuj" czytam post trzy razy, poprawiam ewentualne literówki, złe spacje i przecinki oraz inne takie, które dają po oczach, zabierają przyjemność czytania, a wypuszczone w poprawionej formie świadczą o moim szacunku dla "czytaczy", którzy nie powinni się domyślać, co autor miał na myśli w momencie tworzenia swojego blogowego dzieła.
Dlatego właśnie, z uwagi na powyższe, zauważyłam, że moje zaangażowanie do tworzenia dalej tego mojego blogowego dziecka zabiera mi realne życie i mój czas, który - co tu dużo mówić - jest coraz cenniejszy, gdyż mam go coraz mniej :)
No bo właśnie... czas. Z tym jest największy problem i właśnie w tym momencie odzywa się moja OBOWIĄZKOWOŚĆ. Wszystko to, co wcześniej wymieniłam, pochłania mi mnóstwo czasu. Całe mnóstwo czasu. Ale po prostu nie umiem ot tak, pstryknąć palcami i mieć w nosie to, czego nie powinnam w nosie mieć, bo właśnie tak jestem nauczona, tak jestem pokręcona i moje poczucie obowiązku nie pozwala mi potem normalnie funkcjonować i spokojnie spać. Nie wiem, może i to się leczy, ale nie pójdę tego leczyć, bo upadnie moja teoria, że przewlekle nie leczę się na nic :) A uwierzcie... na razie nie leczę się na nic.
Już i tak uważam, że zrobiłam wielki krok w kierunku przyzwoitego zagospodarowania swojego blogowego czasu. Mianowicie, od jakiegoś dłuższego już okresu odwiedzam tylko te blogi, które odwiedzają mnie. Czyli moja zakładka "Odwiedzam" żyje swoim życiem, a ja składam wizytę wyłącznie tym, którzy w gości przychodzą do mnie i zostawiają swój ślad. I powiem Wam, że - choć nie jest to w zgodzie z moim poczuciem dobrze spełnionej powinności - przynajmniej pozwala mi to zachować odrobinę zdrowego rozsądku w wykorzystywaniu czasu przeznaczonego na blogowe życie.
Nie umiem tworzyć bylejakości i tumiwisizmu, odbębnić byle odbębnić. Zakładając ten blog nie miałam świadomości, jak szybko i prężnie okołoblogowa społeczność się rozwija i jak wiele czasu będę musiała poświęcić na napisanie, sprawdzenie, publikację, odpowiedź, wizytę itd. itp. Czuję, że to zadanie zaczyna mnie przerastać, a kiedy mija dłuższy czas mojej "bezczynnej nieobecności", zaczynam o tym myśleć, jak o nieodrobionym zadaniu domowym. A przecież wiem, że nie o to w tym wszystkim chodzi i nie tak powinno być... Dlatego wiem, że coś się musi zmienić i... się zmieni :) Bo przecież tak naprawdę ważne jest moje radosne realne życie, a to wirtualne jest tylko dodatkiem. Włączyłam też moderowanie komentarzy, bo to także ułatwi mi podejmowanie pewnych decyzji :)
Ten mój przydługi może wywód spowodowany jest tylko tym, żebyście wiedzieli, że... może mnie być mniej, może mnie być niedużo, a nawet całkiem malutko, ale zaczęłam się w tym wszystkim kręcić, jak chomik w kołowrotku i czas zatrzymać tę karuzelę zwariowania.
Potraktujcie ten wpis, proszę, jak potrzebę otwarcia serca i duszy... jeśli już muszę je gdzieś otworzyć, to właśnie po to mam to swoje miejsce w sieci.
Zdjęć w tym tygodniu wiele nie mam... siedzę otoczona chusteczkami higienicznymi i próbuję odetkać lewą dziurkę od nosa, co jest męczące i wku...jące :) Niech już przyjdzie ta wiosna, a najlepiej od razu lato, bo mój wrodzony, a także ten potem nabyty optymizm, zaczyna się powoli zamieniać w irytację i rozdrażnienie.
Mam tylko kilka fotek z któregoś tam dnia, kiedy to tak pięknie świeciło słońce, że na spacer zabrałam ze sobą telefon :)
Tak że, jak sami widzicie, nie zawsze u Pani Ogrodowej jest słodko, przyjemnie i kwiatowo-kolorowo. Bywają też takie chwile szczerej refleksji, które nawet mnie samej nie zawsze muszą się podobać. Ale takie jest życie, a szczerość należy cenić ponad wszystko.
Mam nadzieję, że docenicie moją otwartość i wiem o tym, że kto ma ze mną zostać, ten i tak zostanie i będzie zaglądał, bez względu na te moje wynurzenia i przemyślenia, bez względu na częstotliwość zaglądania do Was, czy publikowania moich wpisów.
To jest moje noworoczne postanowienie. Do tej pory wszystkie moje noworoczne postanowienia udawało mi się zrealizować, nawet palenie rzuciłam kiedyś tam na skutek takiego właśnie noworocznego postanowienia :)
Na zakończenie dzisiejszego "marudzenia", parę fotek. Przepraszam, że czarnych i ponurych, ale taki właśnie mam nastrój i spojrzenie na całość, więc inaczej być nie może i nie będzie.
Stare zdjęcie, ale je lubię. Dawno temu, Mazury, ja i szukanie gwiazd na niebie :)
Kropla deszczu zawisła na owocu jakiejś winorośli...
Czarny kwiat surfinii, potraktowany kroplami deszczu...
I czarne aeonium, przepiękny był ten czarny kwiat, wyglądał jak ze skóry :)
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie, dziękuję za Waszą obecność i życzę Wam miłego i spokojnego tygodnia :) 💓
Znam to uczucie „pracy domowej”, później ciężko się za to wszystko zabrać, aby nadrobić. Przez to chyba też moja inspiracja do pisania postów się zmniejszyła.
OdpowiedzUsuńBlog powinien być przyjemnością, a nie obowiązkiem :)
Kuruj się kochana, ja też leżę i na zmianę odtykam lewą i prawą dziurkę nosa. Mamy epidemię grypy w pracy i oczywiście, wszystko co się pracy przechodzi też na mnie :) Więc mam już tej zimy tak samo jak Ty DOSYĆ .
Ale w sumie cieszę się, że jestem chora teraz, a nie na Walentynki ;)
Pozdrowionka ♥️
Iwonko, Ty kreujesz tę przestrzeń i wyłącznie na własnych zasadach! Każdy autor bloga doskonale rozumie, ile czasu zajmuje tworzenie samych postów, a co dopiero odwiedzanie tych zaprzyjaźnionych i najciekawszych dla nas blogów. Jasne, że jest to szalenie miłe, gdy to, co zdecydujemy się upublicznić spotka się z opiniami i refleksjami Czytelników. Dlatego zawsze odpowiadam na komentarze pod moimi postami, ale często nie jestem w stanie pozostawić nawet tych paru słów wszędzie tam, gdzie "wpadnę z wizytą." Może jest mi nieco łatwiej, niż Tobie, bo mój blog obserwuje niewiele osób, stąd nie czuję na sobie presji... Nigdy też nie oczekiwałam, by serdeczne i bliskie mi osoby komentowały każdy mój wpis, bo i ja nie jestem w stanie dać tego w zamian.
OdpowiedzUsuńTak jak wspomniałaś, życie realne jest szalenie absorbujące, poza tym pół dnia spędzam w pracy, zatem na blogowanie mam czas dopiero późnym wieczorem ;-)) I takie są właśnie nasze wybory...
Porzuć powinność, czerp radość, bo myślę, że to jest najcenniejsze w tworzeniu własnej przestrzeni w blogosferze ;-))
Życzę Ci zdrowia oraz przesyłam moc ciepłych i pozytywnych myśli!
Oddana czytelniczka...
Anita
Thank you for your honest and heartfelt reflection. It's refreshing to see such authenticity in a post, and it really resonates with the struggles many of us face when we set high standards for ourselves. It's understandable that conscientiousness can sometimes weigh heavily, but remember that taking a step back and reflecting is part of the journey too.
OdpowiedzUsuńI invite you to read my new blog post: melodyjacob.com. Have a lovely week ahead.
Każdy bloger bloguje na własnych zasadach i to w tym jest najfajniejsze. Zero presji. Jeśli ona się pojawia, to trzeba zweryfikować to i owo. Ja po 15+ latach tej zabawy mam bardzo konkretne podejście. Ucinam wszystko co mi nie pasuje, bywam tylko tam gdzie czuję, że dobra energia. I naczelna zasada, która od początku mi towarzyszy - jeśli ktoś olewa mnie, to ja jego też. Fakt, że nie zawsze od razu jestem w mocy pisania komentarzy pod każdym zakolegowanym postem. Życie, własne sprawy realnego życia, walka ze sobą w różnych obszarach... Róbmy swoje ✌️
OdpowiedzUsuńBlogowanie powinno być przyjemnością, a nie obowiązkiem. I każdy może to robić całkowicie po swojemu, i w swoim rytmie. Zdrowia oraz pogody ducha! :)
OdpowiedzUsuńKochana, przede wszystkim: życzę Ci zdrowia, zdrowia, i jeszcze raz - zdrowia!!! Kuruj się, wzmacniaj, wracaj do formy! Ja się cieszę, że jakoś na razie w tym sezonie żadne choróbsko mnie nie dopadło, ale sądzę, że to w dużym stopniu zasługa całorocznego wzmacniania odporności na różne sposoby i unikania okazji do przeziębienia lub zarażenia się.
OdpowiedzUsuńI właśnie o to chodzi, żeby skupiać się bardziej na sobie, a mniej na tym co niby komuś jesteśmy winni. Mam bardzo podobne podejście do obowiązków jak Ty, ale jak widzę, że coś mnie przerasta albo zwyczajnie przestaje interesować, to sobie odpuszczam. Nie ogarniesz wszystkiego, co życie przynosi. W życiu blogowym miałam podobne podejście jak Ty, ale też musiałam nieco to skorygować. Ostatnio straciłam wenę do blogowania, więc na razie po prostu nic nie publikuję, dałam sobie czas na oddech. Odwiedzam zaprzyjaźnione blogi, komentuję to, co mnie zainteresuje, osobom aktywnym u mnie zawsze się odwdzięczam wizytą, ale nie ma tych osób tak dużo jak u Ciebie, no bo i ja dużo mniej postów piszę. Ale zauważyłam też, że niektóre osoby piszą u mnie komentarze tylko wtedy, kiedy ja napiszę u nich, niejako w rewanżu, natomiast nie zaglądają do mnie tak po prostu z ciekawości, sympatii, z własnej inicjatywy. Nie zależy mi na takich osobach, bo nie zbieram lajków, kliknięć i innych statystyk, takie "rewanże" nie są mi do niczego potrzebne. Więc na takie blogi zaglądam i piszę komentarze tylko wtedy, kiedy jest tam naprawdę coś fascynującego, no i w ogóle zrobiłam mały remanent na liście blogów obserwowanych, część po prostu usunęłam, bo zabierały mi czas a nic do mojego życia nie wnosiły. Do Ciebie lubię zaglądać, mimo że nie jestem pasjonatką ogrodnictwa, ale po prostu lubię Twój entuzjazm i szczerość, zazwyczaj Twoje wpisy wywołują u mnie dużo uśmiechu i ciepła w sercu :). Wiem jednak, że doba nie jest z gumy, a tak częste wpisy, w dodatku bardzo obszerne, dopracowane i okraszone mnóstwem pięknych zdjęć, wymagają poświecenia dużej ilości czasu i pracy. Doskonale więc rozumiem Twoje rozterki i potrzebę pewnego ograniczenia aktywności w blogosferze.
Dbaj o siebie, swój komfort, bo to Twoje życie, Twoje wybory i nic nikomu do tego. Ja to szanuję :).
Ściskam Cię mocno i pozdrawiam najserdeczniej!
Witaj Kochana Iwonko 🩷
OdpowiedzUsuńOczywiście zaczynam wpis od przesyłania mocy życzeń, abyś jak najszybciej była zdrowa! Bo katar to naprawdę może człowieka zamęczyć. Ja tak przed świętami miałam, aż na zwolnieniu lekarskim wylądowałam. Tak więc zdrowiej prędziutko 😘
Co do nastawienia do swojej blogowej pracy i postanowienia z nim związanego rozumiem Cię doskonale... też tak mam i coraz bardziej łapie się na tym, że myśli o mojej systematyczności na moim blogu i tych zaprzyjaźnionych zatruwają mi myśli. Zdaje sobie sprawę że tak moja chorobliwa amicja i dążenie do perfekcji kiedyś mnie wykończą ale póki co nie do końca umiem nad tymi zapanować. I tak już ogłosiłam swoje postanowienie że w weekendy nie bloguje,tylko mam czas dla bliskich i oczywiście popadły mnie wątpliwości czy tak wypada... ale naprawdę cieszę się że Ty podejmujesz takie kroki. Może i ja kiedyś dorosnę do tego 😉 póki co ja trzymam kciuki za Twoje postanowienie, ale pozwolisz że nadal będę do Ciebie zaglądać i jak zwykle z ogromną przyjemnością.
Zdjęcia, które dziś pokazałaś są naprawdę imponujące. Ta surfinia z wodą jest doskonała. A czarne aeonium przypomina mi smoka z ulubionej bajki moich córuś.
Kochana życzę Ci dużo siły, wytrwałość w swoim postanowieniu i oczywiście dużo dużo zdrowia! Gorące uściski 😘