Tak sobie myślę, że jakby ktoś czasem poobserwował mnie z boku, pomyślałby z pewnością, że ma do czynienia z jakąś starą wariatką. A jeśli nawet nie pomyślałby tak zdecydowanie i tak ostro, to pewnie skwitowałby mnie krótkim: - ma baba kuku na muniu :)
Mój mąż już mnie zna... wie o tym, że od czasu do czasu musi iść ze mną na "rabatkowy" spacer. Nie protestuje, choć wiem, że interesuje go to tyle, co zeszłoroczny śnieg. Ale ponieważ jest najlepszym na świecie człowiekiem, posłusznie idzie. Wiem, że robi to tylko dla mnie. Wysłuchuje moich kwiatowych opowieści, poddaje się moim westchnieniom, zachwytom i ekscytacji. Przecież muszę od czasu do czasu podzielić się z kimś swoim szczęściem i niewymiernym wprost zachwytem nad moimi zielonymi dziećmi :) Nie, jeszcze nie oszalałam, ale naprawdę tak ze mną jest :)
To zanim polecimy z tym tematem dalej, zgodnie z tradycją, na początek coś miłego dla oka. Ktoś zgadnie co to będzie tym razem??? Chyba zagadka nie byłaby trudna, przecież tajemnicą poliszynela jest fakt, że moją najnowszą miłością są...
J E Ż Ó W K I 💚😄💚
A skoro jesteśmy już przy tych pięknościach, to za chwilę wrzucę jeszcze pozostałe fotki, które przygotowałam na dzisiaj. Oczywiście fotki jeżówek, bo chyba już nigdy nie przestanę ich fotografować. Nie dość, że są takie piękne, to jeszcze tak bardzo fotogeniczne...
Ale ok, zanim reszta, to powróćmy do mojego ogrodowego monologu :)
Najczęściej chodzę sobie w ogrodzie i sama podziwiam te swoje zielone dzieci. Zaglądam im w oczy, czasem pogłaszczę, wsadzę dłoń w jakieś puchate, roślinne płatki, czasem coś zagadam, choć wiem, że moje dzieci milczą i nie odpowiedzą mi na moje wynurzenia.
Ale tak właśnie lubię robić i robię to często. Tylko czasami mam tak, że wpadam w zachwyt nad jakąś zielonością i wtedy wołam głośno w kierunku domu, że potrzebuję kibica... kogoś, kto razem ze mną pozachwyca się głośno, pochwali, zauroczy się podobnie, a może nawet tak samo.
Prawda, że są piękne? Taka różnorodność odmian, kolorów i kształtów spotykana jest u wielu roślin, ale to właśnie jeżówki ujęły mnie ostatnio za serce, jak żadne inne.
A wracając do moich opowieści z zielonego lasu, to jak już tak pospaceruję, popodziwiam, pogłaszczę i pomiziam, wołam często męża, bo potrzebuję zobaczyć ten sam zachwyt również w czyichś oczach. I przychodzi do mnie ten mój chłopina, słucha mnie i grzecznie patrzy, jak ja wydobywam z siebie te jęki zachwytu i radości, ale często widzę, jak na mnie patrzy. Uwierzcie, że w jego oczach jest coś takiego, co za chwilę budzi mój śmiech, bo ja wiem, że on chce być dla mnie miły, ale kompletnie nie rozumie mojego zachwytu, więc zagląda mi w oczy i szuka w nich czystego szaleństwa :) Naprawdę mam wtedy z tego spory ubaw :)
Mówię do niego, a w moim głosie jest czysta ekstaza:
- No zobacz, zobacz, to jest takie piękne, że czacha dymi...
A on na to:
- No ładne, ładne...
I patrzy na mnie tym swoim potulnym wzrokiem, z niemym błaganiem, żebym mu wybaczyła ten jego skromny zachwyt :)
Tymczasem pokażę Wam kosmosy. Zwą je też onętkami, ale nazwa "kosmos" zdecydowanie bardziej mi pasuje, lepiej też wpada w ucho. To rzeczywiście trochę kosmiczne kwiaty, są wyjątkowo eteryczne, zwiewne i delikatne. Kiedy kołyszą się na wietrze na tych swoich długich łodygach, wyglądają niesamowicie. Są wprawdzie jednoroczne, ale bardzo łatwo się rozsiewają i wiadomo wszem i wobec, że raz wprowadzone do ogrodu pozostają w nim na stałe. Mam ich w tym roku całe mnóstwo, bo przekonana, że wiosną w czasie pozimowych porządków wyskubałam wszystkie siewki, dokupiłam sporo sadzonek, które już pięknie kwitną. Wyjaśniło się jednak aktualnie, że moje siewki są i rosną, tylko po prostu okazały się bardzo leniwe i wyszły później, niż ustawa przewiduje. Rośnie ich obecnie całe mnóstwo i z pewnością całkiem niedługo będę miała na rabatach kosmosowy las, ale nie ubolewam, bo to wyjątkowo dekoracyjne kwiatki... Zobaczcie sami :)
W kwestii mojego męża i jego ogrodowego rozeznania, to nie mam mu za złe, że aż tak nie podziela mojego zachwytu ogrodem. Na samym początku naszego budowania domu i zakładania ogrodu ustaliliśmy, że w ziemi grzebać będę ja, bo mój połówek nie zna się na tym w ogóle i nie pała jakimś specjalnym zapotrzebowaniem, żeby się na tym poznać. Obiecał wtedy tylko, że jeśli chodzi o jakąś ogrodową architekturę, to owszem, to będzie jego działka, ale tylko tyle. I słowa dotrzymał... wszystkie pergole, drabinki, słupy i ogrodowe ścianki to jego dzieło. Ja się na taki układ zgodziłam, bo choć jeszcze wtedy nie wiedziałam, że aż tak lubię grzebać w ziemi, to chciałam to zrobić po swojemu i wiedząc, że mój mąż się na tym absolutnie nie zna, to już widziałam oczyma wyobraźni te skoszone kwiaty i wyrwane świeże sadzonki, uznane przez niego za chwasty.
I szybko się zorientowałam, że bardzo dobrze zrobiłam nie dopuszczając go do moich ogrodowych dzieci 😃
Kilka innych ogrodowych piękności :) Róża, surfinia i rozchodnik okazały.
Z czasem i tak wyszło na to, że wszystkie cięższe pracy ogrodowe wykonuje mój mąż. Zajmuje się wiosennym obcinaniem wielkich traw, strzyże co jakiś czas zarastający pergolę wiciokrzew. Robi to tak gorliwie, że wiosną tego roku opitolił mi piłą wszystkie młode przyrosty białej ketmii syryjskiej, która rośnie właśnie pod tym wiciokrzewem. Myślałam, że zejdę na zawał, jak się zorientowałam, że to zrobił i że może zdarzyć się tak, że ta ketmia mi w ogóle w tym roku nie zakwitnie. Ale cóż począć? :) Zaprowadziłam go nawet pod ten krzew, popukałam się w czoło i pokazałam mu dobitnie zasadniczą różnicę pomiędzy liśćmi wiciokrzewu i liśćmi ketmii, ale on na moje zarzuty odpowiedział, że ciął jak leci, bo przecież to jest zielone i to drugie także, więc o co chodzi :) W ubiegłym roku pościnał mi tak krótko tawułę, bo uważał, że zahacza o nią nasz samochód, kiedy jedzie naszą wewnętrzną drogą :) Finał był taki, że tawuła w tym roku kwitła zdecydowanie skromniej, chyba się lekko obraziła za takie krótkie postrzyżyny :) Dlatego aktualnie ma już zakaz ścinania czegokolwiek bez uzgodnienia ze mną, pozwalam mu tylko dowolnie machać sekatorem przy glicynii, ona rośnie w piorunującym tempie i akurat lubi mocne oraz częste cięcia :)
To popatrzmy jeszcze jak aktualnie wyglądają kwiaty koleusa, jak kłania się gaura biała i jak uśmiecha się mój ukochany wilczomlecz Tasmanian Tiger :)
Drugi raz w tym roku kwitnie magnolia. Czyli będę miała wiosenną powtórkę :)
Za te wszystkie ogrodowe męki, mój szanowny małżonek znalazł sobie sposób na zniechęcanie mnie do wyciągania go na rabatkowe spacery. A raczej wydaje mu się, że znalazł. Z zawodu jest elektronikiem i kiedy ja wyskakuję z jakimś zachwytem czy opisem jakiegoś, jego zdaniem, zielska oraz dodatkowo zaczynam operować roślinkowymi nazwami, czasem także łacińskimi, to on nieraz wyciąga swoją broń armatnią i w akcie "zemsty" zaczyna mi opowiadać o swoich ukochanych podzespołach, tranzystorach i układach scalonych. Ale już go rozgryzłam i zamiast okazać zniecierpliwienie jego opowieściami, na co on najwyraźniej liczy, to ja wysłuchuję go z wielką uwagą i jeszcze na dodatek potrafię czasem zadać jakieś dodatkowe pytanie, wykazując tym samym wielkie zainteresowanie jego pasją :) Oczywiście robię to z premedytacją, taka jestem :) To takie nasze małe gierki, z których potem w finale razem się śmiejemy 😆
No bo jak można nie pochylić się z zachwytem nad takimi widokami?
Wracając jeszcze do tematu mojego męża, wszystko to co napisałam mogłoby wskazywać na to, że nasz ogród jest mu właściwie zupełnie obojętny. Ale to nieprawda. Najlepszy dowód mam na to w sytuacjach, kiedy przyjeżdżają do nas jacyś goście. Z reguły wygląda to tak, że każdy, kto znajdzie się w naszym salonie, chcąc nie chcąc, widzi nasz ogród przez olbrzymie, tarasowe okno. I większość chce wyjść na zewnątrz i przyjrzeć mu się z bliska. Siłą rzeczy oprowadzam tych naszych gości po ogrodzie, pokazuję, tłumaczę... Właśnie wtedy najlepiej widać, jaki dumny jest ten mój chłopina z tego naszego zielonego miejsca. Rozgląda się naokoło uszczęśliwionym wzrokiem i ze śmiechem, ale i z dumą, opowiada, że to wszystko moje dzieło i że to ja sama to wszystko wymyśliłam i wykonałam. Widzę, że go to cieszy i napawa wielkim zadowoleniem. Tak to wygląda :)
Teraz mały różany przerywnik. Moja biała róża na pniu wiosną bardzo chorowała. Nie bardzo wiem co to była za choroba, bo ja w róże to tak nie bardzo, ale przypałętał się jakiś grzyb czy inna plamistość oraz cała masa mszyc i wyglądało to wszystko niewesoło. Pościnałam jej sporo według znalezionych w necie zaleceń, potraktowałam środkiem przeciwrobalowym i... chyba pomogło, bo tak mi się odwdzięczyła :)
Uwielbiam te jej białe kwiaty...
Cały ten mój dzisiejszy post jest taki trochę "mężowy" :) Nie taki był mój zamiar, ale jakoś tak wyszło. No i tytuł właściwie nijak się ma do treści wpisu, chociaż ja wiem? Może jednak? Tytuł napisałam na samym początku, więc mimo lekkiego odejścia od tematu, niech już zostanie :) A tak nawiasem mówiąc, jak to jest u Was? Najpierw wymyślacie tytuł, czy najpierw piszecie post, a tytuł wstawiacie na końcu? Taka dla mnie ciekawostka.
A już na zakończenie dzisiejszych wynurzeń, zgodnie z tradycją - filmik.
Bo róża ewidentnie zasłużyła sobie na ekranowe uwiecznienie :)
Pozdrawiam wszystkich cieplutko i serdecznie, dziękuję za Wasze komentarze i za Waszą obecność, bo to miejsce bez Was nie byłoby takie jakie jest...
Jesteście wspaniałym duetem! Cały czas, jak czytałam tego posta, uśmiech nie schodził mi z oblicza. Uwielbiam "stare wariatki", a Twojego męża polubiłam bardzo! Przyznaję, że dużo w nim mojego męża, który też stara się za mną nadążyć, choć często nic z moich poczynań nie rozumie ;))) Jeżówki cudne, ale ta biała róża kradnie "szoł" ;) <3
Czasem najpierw mam tytuł i potem post sam się dopisuje. A czasem tytuł wynika z treści, bądź zdjęć, czy co tam akurat zrobiłam ;)
Cieszę się, że się uśmiechałaś i polubiłaś mojego ślubnego... jego wszyscy lubią :) I dziękuję za informację o tytule, ja właśnie też tak mam, to zależy od sytuacji :)
Przyznam się. Pozazdrościłam jeżówek, 🫣 więc po wypłacie pobiegłam do centrum ogrodniczego i nakupiłam. 😁 Mam też nasionka na rozsadę. Mam nadzieję, że włożę nowe roślinki do ziemi na jesień, a na przyszły rok też będę się chwailć jak Ty. 🤣 Twoje są rzeczywiście przepiękne! 😍 Mężowie przeważnie nie znają się na kwiatach i kolorach, ale to złote rączki. I w tych technicznych dziedzinach trzeba im oddać pole do popisu. Uwielbiam kosmosy. Na rabatach wyglądają jak całe galaktyki. 😉 Czy tą różyczkę na pniu okrywasz na zimę? Połączenie żółci i fioletu bardzo udane i bardzo oryginalne. Kwitniesz moja droga Pani Ogrodowa. Pozdrawiam serdecznie 🤗
Ale się cieszę, że Cię zaraziłam jeżówkozą :) Już nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, co tez tam w przyszłym roku Ci wyrośnie, ale będzie cudnie :) Pamiętaj o tym, żeby przed wsadzeniem ich do ziemi, otrzepać korzenie z torfu, jeśli w nim były sadzone. Torf zatrzymuje wodę w korzeniach, a jeżówki tego nie lubią. Co do mężów, masz rację, to "złote rączki". Co byśmy czasami bez nich zrobiły??? :) Róży nie okrywam. Mam ją już dwa sezony i ona dobrze sobie radzi. Czuję się pochwalona, więc dobrze mi z tym, dziękuję :) Całusy...
I love the title to your beautiful post! And you've got a keeper when it comes to hubbys! Amazing views. So delightful to the eye! What a wonderful July you are having! Thanks so much for showing us so much beauty in your garden! Hope you are having lots of sweet moments everyday!
Yes, July is favorable for me. There are beautiful sunny days and it often rains, which is what plants like the most and so do I :) Thank you for your kind words and best regards.
I see many of your cone flowers grow very well in the Nebraska Heartland. We had a heatwave for a weekend or so, but nicer now..even if the humidity can't go away. Love your story about your man! Awesome treasure, indeed! All the best to you and those beauties you take care of.
You're right. My husband is a real treasure and I don't know how I could function without him. He helps me in everything and is a great support for me. I'm glad you noticed that. I send you my best regards.
Ogień i woda 💪👌💪👌💪👌 nic dodać nic ująć. Wspaniała z was para, i o to chodzi. Moja magnolia też będzie kwitła, róże masz cudowną, odwdzięczyła Ci się za opiekę...a o jezowkach już nic nie mówię, Ty szalona kobieto 🥰🥰🥰🥰 Tak trzymaj. Buziaki. Pięknie tam macie. Wykonujecie super robotę, najważniejsze że razem, dogadujecie się i lubicie to co robicie. Reszta dodatek 😂😂😂😂
Dziękuję, Agatko. Myślałam, że moja magnolia ma tylko dwa pąki, a dzisiaj zobaczyłam, że jest ich całe mnóstwo :) Staramy się, żeby było dobrze i żeby nam to wychodziło i jak widać, na razie wszystko się udaje i jest ok. Dogadujemy się, to pewnik :) Pozdrowionka!!!
Wow, cudowne są Twoje kwiaty! Naprawdę bardzo mi się podobają I doskonale rozumiem Twojego męża - mój tata jest taki sam. Jak widzi jakieś zielone rośliny, to uznaje je za chwasty i wycina, a potem dostaje bęcki od mamy :) Pozdrawiam serdecznie
Ogromnie się cieszę, że podobają Ci się moje kwiaty. A z tymi mężczyznami to chyba tak już jest :) Trzeba ich trzymać ze rękę, żeby za dużo nie powycinali :) Pozdrawiam Cię równie serdecznie...
Cudowny ogród Iwonko, ja też zachwycam się jeżówkami i kosmosami oraz motylkami fruwającymi w ich pobliżu. Niestety niewiele mogę zdziałać w ogródku, więc pilnuję męża. Jak nie pilnuję to jeszcze gorzej niż Twój - wygolić wszystko na łyso, najlepiej do gołej ziemi żeby nie było pracy. W tym roku przeszedł sam siebie i w warzywniku polikwidował ścieżki. U mnie kwitną obecnie niskie cynie, floksy, lawenda, łubin i zaczyna kwitnąć żółta jeżówka. Mały kawałek ziemi, a ile szczęścia. Jeśli chodzi o posty to tytuł piszę zazwyczaj na początku i rzadko edytuję go w trakcie pisania. Pozdrawiam milutko.
Lenko kochana, bardzo dziękuję. Powiem Ci, że jeżówki i kosmosy to duet doskonały, pięknie razem wyglądają. Mam je w tym roku pierwszy raz aż w takiej ilości i jestem zachwycona, jedne i drugie prezentują się wspaniale :) Co do golenia ogrodu na łyso, to mój na początku też miał takie zapędy. Najchętniej widziałby tylko trawę i tuje naokoło :) Ale już się przez te lata zmienił i rozumie, że nie ze mną te numery :) I masz rację, ogród to szczęście i tyle radości, trudno się do tych piękności nie uśmiechać :) Dziękuję za informację odnośnie tytułu, to mnie ciekawiło :) Serdeczności Ci przesyłam gorące...
Hej Iwonko :) Powiem Ci, że Twoje opowieści ogrodowe są jak balsam dla duszy! Można się zanurzyć w Twoim świecie i poczuć tę radość, którą czerpiesz z każdej rośliny. Twój mąż to prawdziwy skarb – wspiera Cię, mimo że dla niego to wszystko to czysta magia. Moj tez mnie wspiera i jezdzi ze mną ma te moje górki :) I absolutnie nie dziwię, że zachwycasz się swoimi zielonymi dziećmi. Kto by nie chciał spędzać czasu w takim rajskim ogrodzie? Jeżówki są przepiękne, masz niesamowity talent do ich fotografowania! Czekam na więcej Twoich postów – zawsze poprawiają mi humor. Trzymaj się ciepło i dalej rozwijaj swoją pasję 😘🌸🌿
Balsam dla duszy!!! Pięknie to napisałaś, Aniu. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że mogę choć w taki sposób być dla innych chwilą przyjemności. Mój mąż to skarb, masz rację, ja też tak go postrzegam :) Ani ogród, ani rośliny specjalnie go nie kręcą, ale wspiera mnie, to fakt :) Wiesz, mój ogród to taka moja mała miłość. Nawet kiedy mam zły dzień (choć to zdarza mi się rzadko), to mam to swoje miejsce, które poprawia mi humor, jak tylko skieruję na nie spojrzenie :) Całusy, Aniu i oczywiście zapraszam ponownie, skoro czytanie mnie poprawia Ci humor :)
Iwonko ja cieszę się że do Ciebie trafiłam i wielu innych i że sama wkroczyłam w ten świat blogosfery, bo można wiele ciekawych osób spotkać, z ciekawa pasją i miłością do różnych rzeczy :) bardzo lubię do Ciebie zagladac , ciesząc oczy Twoimi roślinkami i inspirować się tym co robisz :) tovtaka odskocznia dla mnie :)
To prawda, blogosfera to bardzo dobre miejsce, to takie lekarstwo na złe chwile :) Cieszę się, że zaglądasz tu z przyjemnością. Naprawdę, bardzo się z tego cieszę :) Super, że mamy te swoje miejsca, dla każdego z nas to taki mały eden...
Kochana, byłam u Was i mimo, że ogród nie był wtedy taki kolorowy, jak teraz - widać było, że oboje jesteście z niego dumni. Tak samo, jak z Waszego domu, siebie nawzajem i Waszego życia. I to jest piękne. A co do naszych "chłopów", zawsze posłuchają, potem się pomszczą i tak to z nimi jest. Bo mężczyźni i kobiety pochodzą z dwóch różnych planet :D Muszę przyznać, że przez cały ten czas, od kiedy obserwuję Twojego bloga, zarażasz mnie miłością do różnych kwiatów! Zastanawiam się, czy nasz królik zostawiłby je w spokoju, gdyby coś u nas urosło. Pozdrawiam cieplutko ♥
Wszystko to co piszesz o facetach to prawda, Kasiu :) Ale jakże bez nich byłoby źle, prawda? :) Jaka to dla mnie radość, że moja miłość niesie się w świat i że zarażam nią innych, to dla mnie ogromnie miłe... Co do królika, nie podpowiem... nigdy nie miałam takiego zwierzaczka i nie mam pojęcia co mu smakuje :) Pozdrawiam Cię również bardzo gorąco!!!
Iwonko! Zachwycam się zawsze Twoimi artystycznymi zdjęciami przepięknym, wzorcowym ogrodem. Od wczesnej wiosny do późnej jesieni dodatkowo zaskakuje bardzo ciekawymi odmianami roślin i wspaniałymi różnorodnymi barwami kwiatów. Tak, stworzyłaś prawdziwy kwiatowy raj. Wiem, że jeżówki zajmują szczególne miejsce w Twoim ogrodzie. Są wielobarwne i niezwykle efektowne, potrafią przyciągnąć wzrok nawet najbardziej wymagających miłośników kwiatów. Z każdym rokiem mają coraz większe rzesze zwolenników. Wcale tym nie jestem zaskoczona ponieważ zachwycają swoją niewątpliwą urodą. Widzę, że wiele z nas nie dopuszcza mężów do pracy w ogrodzie. No cóż, oni są od '" ciężkiej roboty w ogrodzie" m.in. przekopanie warzywnika, kompostownika, przygotowanie foliaka pod pomidory, napełnianie zbiorników wodą, podlewanie. Przyjął to ze spokojem i wie, że do innych prac go nie dopuszczę bo mi nie dogodzi. Muszę przyznać, że mój Eryk uwielbia spacery rabatowe i też docenia to co robię. Przesyłam Ci moc serdeczności:)
Ach, dziękuję kochana Lusiu. Jak już poznałam się na roślinach, to starałam się tak komponować rabaty, żeby coś na nich kwitło cały czas. Na początku pamiętam, że tak nie miałam i na przykład okres letni był pustką. Po przekwitnięciu wiosennych kwiatów, zanim zakwitły późnoletnie i jesienne, na rabatach nie było za ciekawie. Ale to wszystko wynikało z mojego braku ogrodniczej wiedzy :) Przeczytałam z uśmiechem listę prac Twojego męża i wszystko się zgadza oprócz tego, że ja również sama sobie podlewam, wydaje mi się, że sama wiem najlepiej, co i ile podlewać :) Takie trochę samosie jesteśmy haha :) Buziaki, Lusiu i gorące pozdrowienia.
Iwonko Tytuł trafiony idealnie, jak to się mówi,,w punkt":) Tylko ktoś, kogo otacza szczęście, kto jest wrażliwym na piękno otoczenia, kto potrafi docenić to co ma, jest w stanie napisać tak fantastyczny tekst! To wielka sztuka i umiejętność pisać o kimś niby prześmiewczo a jednak z ogromnym szacunkiem i uczuciem :) Zbudowałaś w ten sposób świetny portret swojej kochanej drugiej połowy:) Fantastyczny człowiek! Idealnie uzupełniacie się i to przede wszystkim można wyczytać w tym poście :) A teraz roślinki, którymi oczywiście zachwycam się non stop. Wszystkie bardzo mi bliskie i pewnie gdybym była na miejscu , to też bym do nich gadała:) Oczywiście szukałam iglaczka bo na fotkach widziałam linkę i...na filmiku...iglaczek stoi😄 Jeżówki i kosmosy są niezawodne i zawsze bardzo dekoracyjne bo te ich kolory są nieziemskie! Teraz podziwiamy kwitnące miliny, całe ukwiecone ściany. Magia! No i właśnie niespodzianka, kwitnące magnolie, niektóre nawet obficie:) Mamy też roślinkę, którą podglądamy już od dłuższego czasu. To astromeria. Jest w ogródku na naszej spacerowej trasie i budzi nasz podziw bo kwitnie już od miesiąca i w ogóle się nie zmienia🤔 już podejrzewałam, że sztuczna ale obok zakwitły inne kolory:) Jest piękna!!! I jak tu nie zagadać? Nie da się:) Chyba znów się rozpisałam ale o roślinach można bez końca... Na pewno nie masz ani kuku ani fiksa... Masz fajną pasję , radość z tego co robisz i jeszcze wsparcie męża czyli otacza Cię szczęście!!! I tak niech będzie na zawsze ❤️❤️ Buziaki gorące!
Cieszę się, Maminku, że udało mi się oddać słowami te emocje, które chciałam przekazać. Chyba wyszło to trafnie, bo z jednej strony nie chciałam, żeby cechy charakteru mojego męża były wyeksponowane, jako śmieszne i żeby nie zabrzmiało to zbyt ironicznie, a z drugiej strony, żeby pokazać, na ile jest dla mnie ważny i jak bardzo sobie cenię to, ze jest właśnie taki, a nie inny :) Też myślę, że doskonale się uzupełniamy, zresztą mój mąż również wiele razy to podkreśla, a ja jestem z tego powodu szczęśliwa i spełniona. Dobrze zauważyłaś, że iglaczek stoi, jest cały czas podwiązany do palika i na razie tak zostanie, bo prawie codzienne deszcze, które u mnie występują, nie pozwalają mu tak naprawdę solidnie wyschnąć. Tak że nawet dokładnie nie wiem, w jakiej jest kondycji w środku i czy da radę sam ustać, ale myślę, że to jeszcze za wcześnie, żeby się o tym przekonywać. Nie wiem nawet, czy nie zostawimy go w tej pozycji, takiego przywiązanego przez całą zimę, bo padający śnieg też potrafi rozcapirzyć te jego gałązki. Powiem Ci, że milin tez mam i w zeszłym roku mi kwitł, ale w tym roku tak bardzo się rozrósł i rozpanoszył, że musiałam mu przyciąć sporo gałęzie, bo zaczął mi wchodzić przez okno do sypialni :) Więc pewnie nie zakwitnie, ale trudno, nie mogę mu pozwolić wejść mi do łóżka :) Na alstromerię też poluję, mam już nawet wyproszone miejsce, skąd będę ją miała... mam nadzieję :) Jestem na nią chora i muszę ją mieć :) Bo jest piękna... Przytulasy mocne Ci przesyłam i gorące całusy!!!
Iwonko Zrobiłaś to perfekcyjnie! To nie jest ani łatwe ani proste ale Ty masz ten dar, o którym już wcześniej wspominałam, potrafisz fantastycznie pisać:) Za alstromerię trzymam kciuki i wierzę, że niebawem nam ją przedstawisz:) Buziolki dla Ciebie i uściski serdeczne😘❤️
Bardzo Ci kochana dziękuję za te słowa. To dla mnie ogromnie ważne, żebym była czytelna i przejrzysta pod względem treści, którą tu zostawiam :) Trzymaj kciuki, aktualnie jestem na dobrej drodze... może już będzie u mnie w przyszłym tygodniu :)
Czytam to, co tutaj napisałaś, i śmieję się jak głupi do sera, bo... to wszystko takie znajome :) W tych scenkach widzę siebie i mojego Połówka :) On, tak samo jak Twój, jest umysłem ścisłym, nie jęczy z zachwytu nad kwiatami, ani - co gorsza - pięknymi pejzażami, i jest pod tym względem moim całkowitym przeciwieństwem. Bo ja z tych, co głośno zachwycają się pięknem świata. On natomiast, przyciśnięty do muru, wyzna niczym Twój: "no ładne, ładne" :) Co byśmy bez nich zrobiły, Iwonko? :))
Nie szkodzi, że wpis "mężowy" - Twój mąż jest ważną częścią Twojego życia, więc jak najbardziej ma prawo znajdować się na łamach tego bloga :) A nawet powinien :)
Jeśli chodzi o pisanie bloga, to ja akurat mam inaczej - nigdy nie tworzę wpisów w blogowym okienku edycji (zawsze w Wordzie, a przed samą publikacją wklejam do okienka gotowy tekst). Bardzo rzadko najpierw mam tytuł, a dopiero później treść. Najczęściej najpierw tworzę post, a tytuł jest ostatnim elementem układanki. Czasem też przyczynia się do porostu siwych włosów na mej głowie!
Ależ przyjemnie musi smakować kawa bądź herbata pita na tarasie z TAKIM widokiem! :)
No proszę, okazuje się, że takich połówków jest więcej. Ale to dobrze, musimy z tymi męskimi osobnikami czymś się różnić, bo inaczej byłoby nudno. I bardzo dobre Twoje pytanie: co byśmy bez nich zrobiły??? :) Tak, masz rację, mój mąż siłą rzeczy musi przewijać się w treściach mojego bloga, bo jest częścią mojego życia i to zasadniczą. Tylko, że miałam jakby inny plan pisania w głowie, a potem jakoś tak przeszło na niego niezauważenie :) Jakiś słowotok mnie dopadł w związku z jego ogrodowymi działaniami :) Odnośnie tworzenia wpisów na blogu, czytałam kiedyś na jakiejś facebookowej grupie blogerowej, że tworzenie wpisów w Wordzie może pociągnąć za sobą zmianę formatowania ustawioną na blogu, czyli tło, czcionkę i inne takie. Nigdy nie próbowałam, więc nie wiem. Ale skoro Ty tak robisz, to pewnie to tak nie działa :) I mam tak jak Ty, to znaczy tytuł często jest dla mnie największym blogowym utrapieniem :) Zapraszam na mój taras, razem napijemy się kawki :) Zobaczysz, jakie to jest fajne :) Uściski dla Ciebie!!!
Haha :) Oj wiem, że picie kawki na świeżym powietrzu to świetna sprawa, wiem :) Sama z ogromną radością to praktykuję :)
Tak! Święte słowa! Jest właśnie tak, jak pisałaś, a to, że ja tak robię, świadczy jedynie o moim uporze i o tym, że stare nawyki są trudne do wytępienia. Ja i moja blogowa koleżanka regularnie borykamy się z problemami związanymi z formatowanie. Zazwyczaj jest OK, kiedy wklejasz tekst z Worda, ale nie daj Boże, jak znajdziesz w opublikowanym tekście jakiś błąd i chcesz go poprawić - możesz być pewna, że po korekcie i ponownej publikacji COŚ pójdzie nie tak, na przykład zmieni się czcionka i jej rozmiar. Pomimo tego nie lubię, naprawdę nie lubię pisać w okienku edycji. A to pisanie w notatniku/Wordzie wzięło mi się stąd, że dawno dawno temu, kiedy rozpoczynałam moją przygodę z Internetem, traciłam wiele maili w czasie ich pisania (a wiesz, że ja potrafię dłuuugo pisać!), najczęściej sesja wygasała, czasem sama skasowałam przypadkowym ruchem ręki, więc aby temu zapobiec zaczęłam je komponować w Wordzie. I tak mi zostało. Reasumując: prawdę ludzie pisali na tej grupie :)
No nie wytrzymam hahaha :) Naprawdę o tym wiesz i mimo to walczysz czasem z tymi przeszkodami w formatowaniu??? Jesteś niesamowita :) Taki charakterek imponuje mi ogromnie. I nie ma co tu mówić o starych nawykach, ja bym to nazwała uporem, ale to mi i tak imponuje, bo nie poddajesz się byle pierwszym lepszym kłopotom :) Z tym traceniem czy maili czy tekstu, to masz rację. Często Word jest tu najbardziej komfortowym rozwiązaniem. Ja jednak lubię to okienko edycji. Kojarzy mi się wyłącznie z blogiem i czuję taki dreszczyk emocji zaczynając nowe pisanie. Tym bardziej, że każda nowa literka natychmiast się w edycji zapisuje, więc jakoś nie mam stresu, że coś tam stracę. A Word z kolei kojarzy mi się z pracą. Tysiące pism, które napisałam w czasie swojej zawodowej kariery biurwy, tworzone było właśnie w Wordzie i to niefajne skojarzenie mi pozostało :) Buziole i zaproszenie na taras aktualne :)
Czyli masz w domu podwójne szczęście - wspaniałego męża i cudowne dzieci-kwiaty :))). Ogród jest przepiękny!. Nie dziwię się, że Twojego męża rozpiera duma, bo można się nie znać, ale trudno nie ulec czarowi tak cudownego ogrodu. Jeżówki wymiatają, jestem już zarażona jeżówkomanią :))). Nie mam ich jeszcze co prawda w swoim ogrodzie, ale musiałam odczekać trochę, aż nasz piesio wyrośnie z niszczycielskich zapędów i w tym roku jesienią będę szykować kwiatowe rabatki: jeżówki są liście pilnych zakupów! A nawiązując jeszcze do mężowskich prac w ogrodzie, to mój małżonek przez pierwsze lata robił mi awantury, jak latałam z sekatorem i wszystko przycinałam, żeby się ładnie rozkrzewiało. Uważał, że morduję rośliny. Jak w końcu zobaczył, że to przynosi efekty, to teraz sam łapie za sekator i tnie po kolei jak leci, co trzeba i co nie trzeba! Więc dla odmiany muszę go czasem hamować, żeby zbyt wielu szkód nie narobił :). Ściskam Cię, szczęśliwa dziewczyno! Bądź zawsze taka i zarażaj innych swoją radością :).
Tak, Małgosiu. Mam jednego wspaniałego męża i pełno zielonych dzieciaczków, czyli moja rodzina jest ogromna i wielodzietna :) Jesteś kolejną osobą, która pisze, że zaraziła się jeżówkomanią. Jeśli miałam w tym choć trochę udziału, to ogromnie się cieszę, bo jeżówkoholizm jest cudownym schorzeniem, niesamowicie atrakcyjnym dla oczu :) I jestem przekonana, że jak już staniesz się dumną posiadaczką pierwszej sadzonki, to kolejne będą się zjawiać po kolei dosyć szybko, to nieuniknione. Uśmiałam się z tej Twojej opowieści o latającym z sekatorem mężu, tak to jest, że oni albo nie ścinają nic albo ścinają za dużo :) Dziękuję Ci Małgosiu za wszystkie miłe słowa. A jeśli rzeczywiście jest tak, że zarażam innych swoją radością, to mam zamiar robić tak dalej :) Niech szczęście i zadowolenie niosą się po blogowych stronach :) Całusy dla Ciebie!!!
Tak czytam i czytam i oczami wyobraźni widzę mojego męża jak pokazuję mu nowe kosmetyki :D Ja z wypiekami na twarzy a on ma myślącą minę, jakby zastanawiał się czym się różni balsam od emulsji :D Wiem, że to nie jest temat, który go interesuje ale ja lubię się pochwalić a on mnie wysłuchuje i to jest piękne w związku :) Ach te chłopy, są naprawdę wspaniali! Warto docenić, że ma się obok człowieka, któremu tak bardzo na nas zależy :) Wtedy jakie piękne jest życie :) Świetny wpis Kochana, twoje zdjęcia jak zawsze zachwycają! Mam wrażenie, że czuję zapach tych wszystkich pięknych kwiatów, których kadry możemy podziwiać! Mega!
No widzisz, Klauduś, to sama wiesz, jak to jest. Faceci są z innej gliny, ale bez nich byłoby źle i nudno :) I masz rację, taki człowiek obok, który wspiera, rozumie i nie wyśmiewa, to cudowne uczucie. Dziękuję kochana za wszystkie Twoje miłe słowa i pochwały, to ogromnie miłe. Serdecznie Cię pozdrawiam i Twoje maleństwo również :)
Mówi się "z chłopem źle, bez chłopa jeszcze gorzej" :D To tak dla śmiechu, tak naprawdę uważam, że warto dbać o związek, być razem na dobre i na złe. Człowiek z natury jest stadny, nie lubi samotności i nawet gdy mówi, że lubi samotność, chce mieć przy sobie kogoś z ciepłym sercem. Ja nie wyobrażam sobie życia bez mojego mężczyzny! choć zawsze myślałam, że jest jedynym mężczyzną w moim życiu i moje serce już nigdy do nikogo należeć nie będzie, pojawił się malutki mężczyzna, który skradł mnie całą :D Męża zresztą też :D Pozdrawiamy was serdecznie i wszystkiego dobrego życzymy! Buziaki od Piotrusia :)
Ja ta jestem za stanowiskiem, że bez chłopa gorzej. Jak dla mnie zdecydowanie gorzej. Nie wiem, jak tam inni, ale ja jestem wybitnie stadną jednostką, samotność mnie zabija i niszczy, więc nie wyobrażam sobie życia bez tego swojego nieogrodowego elektronika :) Ty masz teraz za to, kochana, dwóch panów do kochania, aż Ci zazdraszczam, tak się otoczyłaś mężczyznami :) Piotr... pięknie!!! Dziękujemy za buziaki i ściskamy całą Waszą trójeczkę :)
Iwonko, królestwo jeżówkowe masz wspaniałe!!! Choć oczywiście kosmosy i biała róża również zasługują na uznanie. Mój mąż sam często towarzyszy mi w ogrodowych spacerach i nawet zapamiętuje sporo nazw roślin, tylko jego spacer jest bardzo krótki ;) Ale podobają mu się bardzo efekty moich ogrodowych poczynań. A gdy przychodzą znajomi to zawsze opowiada, że ja odpytuję go ze znajomości nazw moich ukochanych roślinek. I faktycznie wszystkie konstrukcje ogrodowe to jego dzieło, wodę do podlewania nabiera mi z pojemników, ale podlewam sama i sekator też najczęściej ja trzymam w dłoniach, chyba że trzeba obciąć jakieś grube gałęzie... Tak więc u nas bardzo podobnie jak u Ciebie :)))
Tak... jeżówki to moja nowa miłość i na pewno na tych, które już mam, się nie skończy. Ciągle rozglądam się za nowymi, tylko miejsca już nie mam albo wydaje mi się, że nie mam :) Czyli z mężami mamy podobnie, choć mój tak chętnie na spacery rabatkowe nie chodzi, ale jednak daje się wyciągnąć, jak już widzi, że nie ma innego wyjścia :) Jeszcze zapomniałam dopisać, że co do nazw, to jest tak, że jak ja mu na przykład mówię, że trzeba przyciąć ognik szkarłatny, to on przewraca oczami i mówi do mnie: - "mów normalnie, który to chabryź, a nie jakiś ognik" :) Do nazw nie ma pamięci, niestety :) I nawet nie chce pamiętać :) Uściski, Lusi...
Mój Boże, taż to prawdziwe botaniczne królestwo! Ani nawet nie chce mi się myśleć, ile to wymaga pracy i wiedzy. A te jeżówki naprawdę fajowe :-) Lubisz białe kwiaty, natomiast ja żółte. Za żółty bukiet dałabym się pokroić. No i za cudownie pachnące różowe lilie.
To prawda, ogród wymaga głównie pracy, wiedza przychodzi jakoś samoczynnie razem z tą pracą :) I dobrze, że mamy różne upodobania, świat byłby nudny, gdyby wszystkim podobało się to samo...
Masz fajnego meza , bo nie miesza Ci sie do ogrodu. Moj natomiast mowi : za duzo tego mamy,podoba mi sie minimalizm, wyciac trzeba...i wycina. Masz szeroka game jezowek , piekna kolorystyka. Ja rowniez bardzo lubie kwiaty kosmos, kojarza mi sie z dziecinstwem :-)
To fakt, nie miesza się. Na początku była taka umowa i twardo się jej trzymamy :) Mój na początku też był za minimalizmem, ale nie odzywał się, jak ten minimalizm stopniowo likwidowałam :)
Witaj Kochana Iwonko 🩷 Zacznę od głównego tematu posta czyli postawy męża 😉 rozumiem co czujesz gdy mąż nie " docenia" Twoich zachwytów nad Twoją pasją.... mój zachowuje się podobnie. Jak wiesz uwielbiam piec i mogłabym to robić bez przerwy. I gdy zrobię coś wyjątkowego trudnego lub ładnego,z czego jestem mega dumna reakcja mojego męża,no ładne,no dobre. Jak zrobię jakieś wytrawne danie pod niego, to umie ładnie pochwalić ale w kwestii wypieków jest obojętny 🙂 Najważniejsze jednak jest to że Twój mąż jest dumny z Ciebie i pracy która wkładasz w ogród. Zdjęcia jak zwykle piękne! Jeżówki i kosmosy ,kosmosy są takie delikatne i zwiewne. Róża pięknie kwitnie, śliczne ma kwiaty. Co do ponownego kwietnia magnolii to się nie spotkałam,a szkoda bo bardzo lubię te kwiaty. Iwonko wiem że wkrótce wyjeżdżasz na urlop. I kto wtedy dba o Wasz ogród? Serdecznie pozdrawiam i ściskam 😘😘
Każdy z tych naszych mężczyzn, Moniu, ma swoje własne obiekty zachwytu, mojego akurat zachwycają elektroniczne gadżety, ale tak jest, że ludzkie zamiłowania się różnią i w sumie to bardzo dobrze, bo byłoby bardzo nudno, gdyby wszystkim podobało się to samo. Należy się cieszyć z tego, że choć nie podzielają naszej pasji, to przynajmniej potrafią ją od czasu do czasu docenić :) Cieszę się, że moje kwiaty Ci się podobają, magnolia aktualnie ma tych kwiatów coraz więcej, wygląda to trochę dziwnie, ale podoba mi się :) Masz rację, Monia, niedługo jadę na urlop, ale jadę tylko z dziećmi i wnukami, mój mąż zostaje w domu, bo takie egzotyczne wycieczki to już nie dla niego z uwagi na stan zdrowia. Dlatego będzie miał bojowe zadania opiekowania się moimi zielonymi dziećmi :) Zobaczymy co z tego wyjdzie haha :) Pozdrawiam Cię również i mocno przytulam...
Querida amiga, te estoy leyendo y me veo reflejada en ti, te comprendo muy bien, soy como tu por eso me gusta tanto venir a tu jardín. Mi marido igual que el tuyo, siempre protesta por tantas flores, pero le encanta pasear por las noches para oler esos maravillosos perfumes de las flores. Tus flores se ven tan preciosas, las mías están un poquito abandonadas, con mi pierna operada no puedo hacer lo que quiero, gracias a mis dos hijas, también a mí esposo que las riegan para que no se sequen ( sabes, estos días está haciendo mucho calor, 38 a 40 grados centígrados ), Te contesto sobre mis ramos de flores, tampoco me gusta cortar las flores del jardín, y las que suelo llevar son las que se rompen. Te dejo un abrazo fuerte para ti y otro para tu marido.
Pero escribiste cosas bonitas, Teresa. Verás, dicen que las similitudes se atraen, probablemente por eso visito tu blog con el mismo placer. Esto es lo que tenemos con estos hombres: primero protestan y luego ellos mismos admiran los logros de nuestro jardín. Es fantástico que tu marido y tus hijas te ayuden a cuidar el jardín. Espero que tu pierna mejore, eso es lo que deseo para ti. Le transmití tus abrazos a mi esposo y él también te abraza fuerte. Y también te mando besos cálidos. Que tengas una buena semana.
Cha cha cha, Kochana! Normalność jest nudna i zdecydowanie przereklamowana, lepiej się trochę wyróżniać zwłaszcza jeśli te odstępstwa od normy są tak fajne jak Twoje :). Ja na przykład w tej Twojej ekscytacji ogrodem nie widzę nic dziwnego, sama mam podobnie, przecież to całkowicie naturalny odruch, ta radość i duma z każdego nowego listka, każdego kwiatka, każdej rośliny. I Ty i ja trafiłyśmy na przefantastycznych facetów, mojego zawsze mi szkoda w samolocie bo ja na każdy lot reaguję jak wariatka, małe dzieci lepiej się zachowują :). Za mną już ponad 70 lotów a ja zawsze cieszę się jakby to był pierwszy raz, i ta radość i ekscytacja są widoczne, a nie że gdzieś tam w duszy cieszę się po cichu, a coś Ty! To zawsze jest radość pełną gębą. Albo jak odbieram paczkę z książkami, ja pierdykam, wtedy idę do domu podskakując tak jest mi fajnie. Z otwierania paczki robię niemal rytuał i zawsze "zmuszam" Niemęża żeby mi towarzyszył. Ale wiesz co, trzeba się cieszyć z najmniejszej nawet rzeczy, z każdego drobiazgu, wtedy piękniej i lepiej się żyje. Gdybym miała taki przepiękny ogród jak Ty zachowywałabym się tak samo. Na każdym kroku masz przecudne roślinne cuda, trudno nie skakać z radości. Tak jeszcze w temacie "nienormalności" - piszę to z balkonu, pada deszcz ale mi to w ogóle nie przeszkadza, mam dzbanek herbaty, ciepłą bluzę i ... piżamę, a jest dokładnie 13:34. Buziaki, pięknego dnia.
Fajnie, że tak uważasz :) A stwierdzenie, że normalność jest nudna, bardzo mi odpowiada :) Wiesz, dla niektórych tal ekscytacja jest normalna, ale pewnie znalazłoby się sporo takich osób, które na widok kobitki gadającej z roślinami pokręciłoby z dezaprobatą głową, jeśli nie pokazałoby palcami coś bardziej drastycznego, na przykład jakiegoś fioła :) Chciałabym kiedyś zobaczyć Cię w tym samolocie, jak świrujesz i jak się cieszysz, to musi być rozkoszne :) I zgadzam się, oczywiście, że tak. Trzeba się cieszyć każdą drobnostką, bo życie jest za krótkie, żeby odbierać sobie te cudowne chwile jakąś fałszywie pojętą skromnością, czy nieszczerością... Naprawdę siedziałaś w deszczu??? W piżamie??? Jesteś wspaniała i cudowna... od dziś moje hasło, to: pieprzyć konwenanse :) Całusy...
Pewnie się domyślasz Iwonko że uwielbiam takie "baby, które mają kuku na muniu" . Gdyby więcej takich bab było to świat byłby piękniejszy.!!! Stokrotka
Iwonko im bardziej Cie poznaje to tym bardziej widzę wiele podobieństw do mnie, może urodziłyśmy się pod ta sama gwiazdą ?, choc nie do końca w to wierzę to jednak coś w tym jest. Czytając owy wpis uśmiałam sie z opowieści o mężu, bo to tak jakbym opisywała swojego, też mi wiele razy kosząc trawnik wykosił rośliny :) teraz to jest już bardziej uważny i rabatki tak zrobione, żeby nic przypadkiem nie zniszczył a i tak mu sie czasem zdarzy coś przykosić, a wszystkie kwiatki to dla niego same bratki :) I również chwali sie do znajomych jak to pięknie dbam o ogród. Oczywiście też mi pomaga w cięższych pracach i czasem wysłuchuje moich opowieści o roślinkach, rybkach itp. Iwonko piękne masz te jeżówki w rożnych kolorach i odmianach ja też je uwielbiam i kosmosy też urocze zdobią ogród swoimi kolorowymi kwiatami, i różyczka piękna i nie dziwię ci się ze ją uwielbiasz :) To jest wspaniałe, ze jesteś szczęśliwa w swoim ogrodzie w śród swoich zielnych dzieci i przy boku wspaniałego męża, który cię wysłucha, wesprze i pomoże. Pozdrawiam was serdecznie i wszystkiego dobrego, buziaczki :)
Może być Iwonko, że ta sama gwiazda towarzyszyła naszym narodzinom, kto wie? Skoro tyle jest tych podobieństw... Pewnie my ogrodniczki tak już z tymi mężami mamy, że musimy ich w ogrodzie pilnować i nie pozwolić, by samowolnie sobie biegali z sekatorem czy piłą, bo to może skończyć się nieszczęściem dla roślinek :) Ja już swojego nie dopuszczam do kosiarki, to znaczy ten mały trawniczek, który mam między rabatkami, to koszę sobie sama. Cała pozostała część działki jest już w opiece męża i tam sobie jeździ traktorkiem koszącym i działa podkaszarką. Między moje kwiatki nie ma wstępu z jakąkolwiek kosą :) Dziękuję Iwonko za wszystkie Twoje pochwały i miłe słowa, cieszę się, że tak wiele Ci się w moim ogrodzie podoba, to bardzo miłe. Dziękuję też za pozdrowienia w imieniu swoim i mojego męża i również gorąco Cię pozdrawiam.
Witaj lipcowym porankiem Poszłabym z Tobą na ten rabatkowy spacer. Rozczuliłaś mnie tymi panienkami. Przywiało wspomnienia z działki dziadków. Teraz i u mnie zawsze muszą być... Nieustająca zachwycam się Twoim ogrodem. Pozdrawiam słoneczną sobotą
Zapraszam Cię na rabatkowy spacer w takim razie. Bardzo chętnie razem z Tobą pospaceruję :) Bardzo mi miło, że mój ogród Ci się podoba i ogromnie mnie to cieszy. Pozdrawiam Cię również i zapraszam ponownie.
Myślę, że jesteście świetnie zgrani, macie swoje pasje, nawzajem się doceniacie i rozumiecie <3. Jakby Twój mąż był takim samym jak ty fanatykiem ogrodu, ale miał zupełnie inną wizję to nie wiem, czy byłoby tak pięknie hihi. Fajnie jest patrzeć, jak ukochana osoba opowiada o czymś z zachwytem i pasją, anwet jeśli tej pasi nie podzielamy i całkowicie nie rozumiemy, to widok szczęśliwej osoby, którą darzymy uczuciem, jest przecież najpiękniejszym widokiem na świecie <3. Ale żeby takie szczęście nazywać szaleństwem? To powinno być normalne i każdemu życzę, by miał takie swoje "szaleństwo" :D.
A tu masz rację. Gdyby też chciał szaleć w ogrodzie, z pewnością byśmy się nie zgadzali w wielu szczegółach, tym bardziej, że on jest zdecydowanie większym minimalistą, niż ja :) Ja to mam rozmach i ściskam czasem te rośliny, żeby tylko mieć wszystko co chcę, ona na pewno zrobiłby to inaczej :) I w sumie, lubię to swoje "szaleństwo" lub cokolwiek innego to jest :) Dziękuję Ci za ten sympatyczny komentarz i buziaki przesyłam.
Przepiękne nie tylko jeżówki u Ciebie. Dobrze że masz przy sobie osobę w postaci męża który mimo że nie podziela Twojego zachwytu nad ogrodem ale wspiera Cię w Twoich działaniach. Pozdrawiam :-).
Bardzo dziękuję, Alu. Mój mąż jest dla mnie ogromnym wsparciem, mimo tego, że sprawy ogrodowe nie są dla niego priorytetowe :) Ale wspiera mnie, oczywiście... Pozdrawiam Cię również.
Uwielbiam czytać te Twoje blogowe opowiastki... Z Mężem tworzycie świetną parę, a te Wasze hobbystyczne "gierki" rozbroiły mnie całkowicie! I w tym Waszym przepięknym ogrodzie też widać te wszystkie relacje, miłość i dobrą energię. Zawsze płynę pomiędzy Twoimi zdjęciami jak zaczarowany i marzę o tym, by kiedyś okiełznać swój nieco kapryśny ogród i też zrobić go na bóstwo. Dobrego tygodnia dla Was!
Ale to miłe co napisałeś, Maks :) Jak czytam takie słowa, że ktoś lubi czytać te moje blogowe opowiastki, to dusza mi rośnie i mam kolejnego kopa do pisania. Masz rację, bo ja się bardzo staram, żeby dobra energia mnie nie opuszczała i żeby towarzyszyła mi na co dzień. A z mężem rzeczywiście dobraliśmy się, sami też tak uważamy :) Miłych chwil dla Ciebie i przesyłam gorące pozdrowienia.
Ogród jak zwykle piękny i wypieszczony. Jak się nie radować na jego widok no jak? Ja też cieszę się z każdej roślinki, która urośnie i jeszcze zakwitnie. My cieszymy się razem, bo mąż zaraził się miłością do nich ode mnie. Jednak większą radość czuje na widok owoców i warzyw. Zwiedzamy razem i osobno nasze włości. Co do pomocy w pielęgnacji krzewów i kwiatów ma zakaz od czasu kiedy kosząc pokrzywę wykosił trawy ozdobne, bo uznał że to chwast😀Teraz przy tych czynnościach jestem zawsze obecna jak strażnik. Pozdrawiam serdecznie i życzę wspaniałych wakacji 🌹
Staram się, Janeczko ten ogród utrzymać w jakim takim ładzie, choć powiem Ci szczerze, że jest to coraz trudniejsze, bo i siły mam coraz mniej i męczę się coraz szybciej, tak że to nie wygląda już tak, jak jeszcze kilka lat temu. Fajnie, że mąż podziela Twoje zamiłowanie do zieloności, to bardzo dobrze mieć wspólną pasję i zainteresowanie. No i niestety, z tymi naszymi facetami tak jest, że trzeba ich pilnować, kiedy koszą, bo czasem koszą wszystko, jak leci :) Również serdecznie Cię pozdrawiam i dziękuję za Twoją wizytę i komentarz.
Cieszę się, że dzielisz się z innymi swoim szczęściem, jaki jest ogród. Mała, a jednak duża rzecz dająca poczucie szczęścia. Każdy robiąc coś, robi to z dużą intencją i warto to doceniać. Nawet, jak się skosi nie to, co trzeba. Liczy się intencja, a nawet, gdy ktoś zrobi coś nie tak, to warto jednak być wdzięczny za trud, w jaki ktoś włożył w wykonanie danej pracy. Często kobiety mają tendencję do zbytnio odbierania możliwości. Na wszystko chcą robić samemu, punktując błędy, niekiedy staje się już paranoją. Przykład. Mąż wyprał w pralce wszystkie ubrania w pomieszanych kolorach. Kobieta komentuje, że źle robi. A mąż miał dobre intencje i czuje się frustrowany tym, że ktoś nie szanuje jego wysiłku. Potem żona ma pretensje do męża o wszystko, bo nie zrobi tego i tamtego. To skutek schematów postępowania. Nawet, gdy ktoś zrobił coś nie tak, to liczy się intencja i to, że ktoś w ogóle coś zrobił. Liczy się, jak zrobił. Ważne, że zrobił. I dużo niestety winy ponoszą kobiety, które w relacjach partnerskich przyjmują rolę osoby, która chce mieć na wszystko kontrolę, stale odbiera możliwości (nazywa się to kastrowaniem mężów ;) ) potem przypisują negatywne cechy mężom i mają ciągle poczucie winy, choć nie dostrzegają tego, że to ich zachowania mają taki efekt. Widzę to. Obserwuję. Jakie są moje wnioski z tego? Że bardziej kobiety w relacjach partnerskich mają tendencję do opisywanych przeze mnie zachowania, nadmiernie obniżając cechy współmałżonka. Nie za bardzo doceniają czynów i chęci. Zetnie kwiatki. I co się stało? Zostały skoszone. Ważne, że trawa została skoszona. Kwiatki mogą odrosnąć lub posadzić nowe i dać znać o tym, jeśli poprosimy drugą osobę, by skosiła ponownie trawę. Źle wyprane lub umyte naczynia. Co się stanie? Nic. Można poprawić. Mężczyzna nie ubrał dziecka w dobrych ubraniach? I co się stało? Dziecko umarło? Nie. Po prostu inne ma ubrania. Nic więcej. Ważne, że mąż to zrobił. Często kobiety projektują swoje zachowania wobec mężczyzn, choć są to cechy irracjonalne. Bo nie jest niezaradny, tylko małżonka sprawia, że umniejsza jego możliwości. Potem niestety związki partnerskie się psują. Mała rzecz, a niestety bardzo istotna rzecz, by zwrócić uwagę na nasze postępowania wobec drugiej osoby i czy nie przypadkiem krzywdzimy emocjonalnie drugą osobę, punktując każdy malutki błąd i ciągle do komentowania każdego działania w sposób irracjonalny. Niestety, ten trend się nadal utrzymuje. Można jedynie przerwać poprzez pracą nad sobą lub na psychoterapii par. Takie są to też moje rozważania i przemyślenia na temat poruszony w niniejszym wpisie, które obserwuję i wyciągam wnioski z moich analiz na podstawie obserwacji i wiedzy psychologicznej. Niech to będzie moja inspiracja do rozważań i ku refleksji 😎
Wiele jest racji, Patryku, w tym co piszesz. Oczywiście liczą się dobre intencje i chęć pomocy, czy wyręczenia. Ale nie do końca się zgodzę z tym, że w takich sytuacjach należy okazywać tylko wdzięczność, bo ktoś chciał dobrze i to należy docenić. Jak to mówią: "dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane" i myślę, że oprócz dobrych intencji należy też mieć chociaż odrobinę rozeznania w danym temacie, bo jeśli ktoś chce pomóc w tym na czym kompletnie się nie zna, to może narobić tylko więcej problemów, niż to warte. Myślę, że należy wyważyć, czy pomoc będzie prawdziwą pomocą, żeby niepotrzebnie nie eskalować problemów. Ja się na przykład nie zabieram za grzebanie przy elektryce, bo się na tym nie znam i wiem, że mogę tylko naprodukować kłopotów sobie i innym. Dlatego w takich sytuacjach trzeba jednak zachować umiar i zdrowy rozsądek, nie usprawiedliwiając wszystkiego chęcią pomocy :) Pozdrowienia cieplutkie Ci przesyłam i dziękuję za wspaniały komentarz :)
Dziękuję Ci za odniesienie się do mojego komentarza. Poznałem Twój sposób widzenia na na omawiany przez nas problem. O ile są rzeczy, które wymają wiedzy i kwalifikacji (i tutaj się w pełni zgadzam się z tym, co piszesz), o ile są takie prace domowe, jak ubieranie dziecka, pomaganie w pracach domowych itp., które nie potrzebujemy żadnych kwalifikacji. W ogrodzie jak coś się źle skosi, to można posadzić nowe kwiatki. Mogą wyrosnąć nowe. Źle posadzimy kwiatki. No cóż. Można wspólnie następnym razem to zrobić. Źle wyprasujemy ubrania, to co się stanie? Nic. Można poprawić. Mi bardziej chodziło o prace domowe (obowiązki domowe), gdzie na każdym kroku kobiety punktują współmałżonków i wypaczają ich pozytywne aspekty, jak wysiłek, jaki ktoś włoży do zrobienia czegoś. Nawet jeśli ktoś, coś nie zrobi tak, to właśnie należy to docenić i powiedzieć: Doceniam Twój trud w to, ile włożyłeś, by to zrobić. I za Ci dziękuję. Dzięki temu ktoś poczuje się doceniony, a nie ciągle osaczony. I warto, moim osobistym zdaniem, bardziej widzieć szerszym perspektywę, niż zwężać się wyłącznie do naszych postrzeżeń, nie chcąc szukać szerszych perspektyw na te postrzeżenia. Ja i Ty masz rację. Jedynie w naszych poglądach zgadzamy się w tym, że uznajemy powszechny problem związany z odbieraniem możliwości i ciągła kontrola nad tym, jak i umniejszanie czyichś umiejętności i chęci zrobienia czegoś. Takie są to moje rozważania na temat, który poruszam w niniejszym komentarzu. Cieszę się, że nie we wszystkim zgadzamy się, a z jednym aspektem się zgadzamy 😊 To kwintesencja dobrej komunikacji międzyludzkiej, że każdy z nas ma swój punkt widzenia i każdy ma swoją rację w naszych spostrzeżeniach.
Oczywiście, czym innym jest pomoc w domu czy wspólne obowiązki przy dziecku, a czy innym skoszenie roślinek. Przy tym drugim jednak wstrzymałabym się z okazaniem wdzięczności za ich skoszenie.. czasem są to rośliny kolekcjonerskie, nieraz ciężko zdobyte i kwestia "wsadzi się nowe" nie zawsze jest możliwa 🙂 Ale częściowo rozumiem Twój punkt widzenia. Należy też wziąć pod uwagę, że w moich słowach w poście jest sporo sarkazmu i humoru, nie podchodzę do tego tematu sztywno i bezwzględnie. Dziękuję i pozdrawiam Cię serdecznie.
Mam na imię Iwona. Zapraszam na spontaniczne zwierzenia o mojej pasji do ogrodu i do wszystkiego co zielone :) Bo z miłości do zieloności i do swojego obecnego życia, zaczęłam to internetowe bazgranie.
Blog zajął pierwsze miejsce w konkursie na najlepszy Bloggerowy Blog Roku 2021 w kategorii DOM/OGRÓD
Jesteście wspaniałym duetem! Cały czas, jak czytałam tego posta, uśmiech nie schodził mi z oblicza. Uwielbiam "stare wariatki", a Twojego męża polubiłam bardzo! Przyznaję, że dużo w nim mojego męża, który też stara się za mną nadążyć, choć często nic z moich poczynań nie rozumie ;))) Jeżówki cudne, ale ta biała róża kradnie "szoł" ;) <3
OdpowiedzUsuńCzasem najpierw mam tytuł i potem post sam się dopisuje. A czasem tytuł wynika z treści, bądź zdjęć, czy co tam akurat zrobiłam ;)
Cieszę się, że się uśmiechałaś i polubiłaś mojego ślubnego... jego wszyscy lubią :)
UsuńI dziękuję za informację o tytule, ja właśnie też tak mam, to zależy od sytuacji :)
Przyznam się. Pozazdrościłam jeżówek, 🫣 więc po wypłacie pobiegłam do centrum ogrodniczego i nakupiłam. 😁 Mam też nasionka na rozsadę. Mam nadzieję, że włożę nowe roślinki do ziemi na jesień, a na przyszły rok też będę się chwailć jak Ty. 🤣 Twoje są rzeczywiście przepiękne! 😍
OdpowiedzUsuńMężowie przeważnie nie znają się na kwiatach i kolorach, ale to złote rączki. I w tych technicznych dziedzinach trzeba im oddać pole do popisu.
Uwielbiam kosmosy. Na rabatach wyglądają jak całe galaktyki. 😉
Czy tą różyczkę na pniu okrywasz na zimę?
Połączenie żółci i fioletu bardzo udane i bardzo oryginalne.
Kwitniesz moja droga Pani Ogrodowa. Pozdrawiam serdecznie 🤗
Ale się cieszę, że Cię zaraziłam jeżówkozą :) Już nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, co tez tam w przyszłym roku Ci wyrośnie, ale będzie cudnie :) Pamiętaj o tym, żeby przed wsadzeniem ich do ziemi, otrzepać korzenie z torfu, jeśli w nim były sadzone. Torf zatrzymuje wodę w korzeniach, a jeżówki tego nie lubią.
UsuńCo do mężów, masz rację, to "złote rączki". Co byśmy czasami bez nich zrobiły??? :)
Róży nie okrywam. Mam ją już dwa sezony i ona dobrze sobie radzi.
Czuję się pochwalona, więc dobrze mi z tym, dziękuję :)
Całusy...
I love the title to your beautiful post! And you've got a keeper when it comes to hubbys! Amazing views. So delightful to the eye! What a wonderful July you are having! Thanks so much for showing us so much beauty in your garden! Hope you are having lots of sweet moments everyday!
OdpowiedzUsuńYes, July is favorable for me. There are beautiful sunny days and it often rains, which is what plants like the most and so do I :)
UsuńThank you for your kind words and best regards.
I see many of your cone flowers grow very well in the Nebraska Heartland. We had a heatwave for a weekend or so, but nicer now..even if the humidity can't go away. Love your story about your man! Awesome treasure, indeed! All the best to you and those beauties you take care of.
OdpowiedzUsuńYou're right. My husband is a real treasure and I don't know how I could function without him. He helps me in everything and is a great support for me. I'm glad you noticed that. I send you my best regards.
UsuńBellas flores alegran el día. Te mando un beso.
OdpowiedzUsuńGracias, estoy de acuerdo con tu opinión.
UsuńSaludos.
Ogień i woda 💪👌💪👌💪👌 nic dodać nic ująć. Wspaniała z was para, i o to chodzi.
OdpowiedzUsuńMoja magnolia też będzie kwitła, róże masz cudowną, odwdzięczyła Ci się za opiekę...a o jezowkach już nic nie mówię, Ty szalona kobieto 🥰🥰🥰🥰 Tak trzymaj. Buziaki.
Pięknie tam macie. Wykonujecie super robotę, najważniejsze że razem, dogadujecie się i lubicie to co robicie. Reszta dodatek 😂😂😂😂
Dziękuję, Agatko.
UsuńMyślałam, że moja magnolia ma tylko dwa pąki, a dzisiaj zobaczyłam, że jest ich całe mnóstwo :)
Staramy się, żeby było dobrze i żeby nam to wychodziło i jak widać, na razie wszystko się udaje i jest ok. Dogadujemy się, to pewnik :)
Pozdrowionka!!!
Jeżówki i kosmosy piękne. Koleusa bardzo lubi moja babcia. :)
OdpowiedzUsuńTeż lubię koleusy, głównie za fantastyczne wybarwienie ich liści :)
UsuńWow, cudowne są Twoje kwiaty! Naprawdę bardzo mi się podobają
OdpowiedzUsuńI doskonale rozumiem Twojego męża - mój tata jest taki sam. Jak widzi jakieś zielone rośliny, to uznaje je za chwasty i wycina, a potem dostaje bęcki od mamy :)
Pozdrawiam serdecznie
Ogromnie się cieszę, że podobają Ci się moje kwiaty.
UsuńA z tymi mężczyznami to chyba tak już jest :)
Trzeba ich trzymać ze rękę, żeby za dużo nie powycinali :)
Pozdrawiam Cię równie serdecznie...
Cudowny ogród Iwonko, ja też zachwycam się jeżówkami i kosmosami oraz motylkami fruwającymi w ich pobliżu. Niestety niewiele mogę zdziałać w ogródku, więc pilnuję męża. Jak nie pilnuję to jeszcze gorzej niż Twój - wygolić wszystko na łyso, najlepiej do gołej ziemi żeby nie było pracy. W tym roku przeszedł sam siebie i w warzywniku polikwidował ścieżki. U mnie kwitną obecnie niskie cynie, floksy, lawenda, łubin i zaczyna kwitnąć żółta jeżówka. Mały kawałek ziemi, a ile szczęścia. Jeśli chodzi o posty to tytuł piszę zazwyczaj na początku i rzadko edytuję go w trakcie pisania. Pozdrawiam milutko.
OdpowiedzUsuńLenko kochana, bardzo dziękuję. Powiem Ci, że jeżówki i kosmosy to duet doskonały, pięknie razem wyglądają. Mam je w tym roku pierwszy raz aż w takiej ilości i jestem zachwycona, jedne i drugie prezentują się wspaniale :)
UsuńCo do golenia ogrodu na łyso, to mój na początku też miał takie zapędy. Najchętniej widziałby tylko trawę i tuje naokoło :) Ale już się przez te lata zmienił i rozumie, że nie ze mną te numery :)
I masz rację, ogród to szczęście i tyle radości, trudno się do tych piękności nie uśmiechać :)
Dziękuję za informację odnośnie tytułu, to mnie ciekawiło :)
Serdeczności Ci przesyłam gorące...
Hej Iwonko :) Powiem Ci, że Twoje opowieści ogrodowe są jak balsam dla duszy! Można się zanurzyć w Twoim świecie i poczuć tę radość, którą czerpiesz z każdej rośliny. Twój mąż to prawdziwy skarb – wspiera Cię, mimo że dla niego to wszystko to czysta magia. Moj tez mnie wspiera i jezdzi ze mną ma te moje górki :) I absolutnie nie dziwię, że zachwycasz się swoimi zielonymi dziećmi. Kto by nie chciał spędzać czasu w takim rajskim ogrodzie? Jeżówki są przepiękne, masz niesamowity talent do ich fotografowania! Czekam na więcej Twoich postów – zawsze poprawiają mi humor. Trzymaj się ciepło i dalej rozwijaj swoją pasję 😘🌸🌿
OdpowiedzUsuńBalsam dla duszy!!! Pięknie to napisałaś, Aniu. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że mogę choć w taki sposób być dla innych chwilą przyjemności.
UsuńMój mąż to skarb, masz rację, ja też tak go postrzegam :) Ani ogród, ani rośliny specjalnie go nie kręcą, ale wspiera mnie, to fakt :)
Wiesz, mój ogród to taka moja mała miłość. Nawet kiedy mam zły dzień (choć to zdarza mi się rzadko), to mam to swoje miejsce, które poprawia mi humor, jak tylko skieruję na nie spojrzenie :)
Całusy, Aniu i oczywiście zapraszam ponownie, skoro czytanie mnie poprawia Ci humor :)
Iwonko ja cieszę się że do Ciebie trafiłam i wielu innych i że sama wkroczyłam w ten świat blogosfery, bo można wiele ciekawych osób spotkać, z ciekawa pasją i miłością do różnych rzeczy :) bardzo lubię do Ciebie zagladac , ciesząc oczy Twoimi roślinkami i inspirować się tym co robisz :) tovtaka odskocznia dla mnie :)
UsuńTo prawda, blogosfera to bardzo dobre miejsce, to takie lekarstwo na złe chwile :)
UsuńCieszę się, że zaglądasz tu z przyjemnością. Naprawdę, bardzo się z tego cieszę :)
Super, że mamy te swoje miejsca, dla każdego z nas to taki mały eden...
Kochana, byłam u Was i mimo, że ogród nie był wtedy taki kolorowy, jak teraz - widać było, że oboje jesteście z niego dumni. Tak samo, jak z Waszego domu, siebie nawzajem i Waszego życia. I to jest piękne.
OdpowiedzUsuńA co do naszych "chłopów", zawsze posłuchają, potem się pomszczą i tak to z nimi jest. Bo mężczyźni i kobiety pochodzą z dwóch różnych planet :D
Muszę przyznać, że przez cały ten czas, od kiedy obserwuję Twojego bloga, zarażasz mnie miłością do różnych kwiatów! Zastanawiam się, czy nasz królik zostawiłby je w spokoju, gdyby coś u nas urosło.
Pozdrawiam cieplutko ♥
Wszystko to co piszesz o facetach to prawda, Kasiu :)
UsuńAle jakże bez nich byłoby źle, prawda? :)
Jaka to dla mnie radość, że moja miłość niesie się w świat i że zarażam nią innych, to dla mnie ogromnie miłe... Co do królika, nie podpowiem... nigdy nie miałam takiego zwierzaczka i nie mam pojęcia co mu smakuje :)
Pozdrawiam Cię również bardzo gorąco!!!
Iwonko!
OdpowiedzUsuńZachwycam się zawsze Twoimi artystycznymi zdjęciami przepięknym, wzorcowym ogrodem. Od wczesnej wiosny do późnej jesieni dodatkowo zaskakuje bardzo ciekawymi odmianami roślin i wspaniałymi różnorodnymi barwami kwiatów. Tak, stworzyłaś prawdziwy kwiatowy raj. Wiem, że jeżówki zajmują szczególne miejsce w Twoim ogrodzie. Są wielobarwne i niezwykle efektowne, potrafią przyciągnąć wzrok nawet najbardziej wymagających miłośników kwiatów. Z każdym rokiem mają coraz większe rzesze zwolenników. Wcale tym nie jestem zaskoczona ponieważ zachwycają swoją niewątpliwą urodą. Widzę, że wiele z nas nie dopuszcza mężów do pracy w ogrodzie. No cóż, oni są od '" ciężkiej roboty w ogrodzie" m.in. przekopanie warzywnika, kompostownika, przygotowanie foliaka pod pomidory, napełnianie zbiorników wodą, podlewanie. Przyjął to ze spokojem i wie, że do innych prac go nie dopuszczę bo mi nie dogodzi. Muszę przyznać, że mój Eryk uwielbia spacery rabatowe i też docenia to co robię.
Przesyłam Ci moc serdeczności:)
Ach, dziękuję kochana Lusiu. Jak już poznałam się na roślinach, to starałam się tak komponować rabaty, żeby coś na nich kwitło cały czas. Na początku pamiętam, że tak nie miałam i na przykład okres letni był pustką. Po przekwitnięciu wiosennych kwiatów, zanim zakwitły późnoletnie i jesienne, na rabatach nie było za ciekawie. Ale to wszystko wynikało z mojego braku ogrodniczej wiedzy :)
UsuńPrzeczytałam z uśmiechem listę prac Twojego męża i wszystko się zgadza oprócz tego, że ja również sama sobie podlewam, wydaje mi się, że sama wiem najlepiej, co i ile podlewać :)
Takie trochę samosie jesteśmy haha :)
Buziaki, Lusiu i gorące pozdrowienia.
Iwonko
OdpowiedzUsuńTytuł trafiony idealnie, jak to się mówi,,w punkt":)
Tylko ktoś, kogo otacza szczęście, kto jest wrażliwym na piękno otoczenia, kto potrafi docenić to co ma, jest w stanie napisać tak fantastyczny tekst!
To wielka sztuka i umiejętność pisać o kimś niby prześmiewczo a jednak z ogromnym szacunkiem i uczuciem :)
Zbudowałaś w ten sposób świetny portret swojej kochanej drugiej połowy:) Fantastyczny człowiek!
Idealnie uzupełniacie się i to przede wszystkim można wyczytać w tym poście :)
A teraz roślinki, którymi oczywiście zachwycam się non stop. Wszystkie bardzo mi bliskie i pewnie gdybym była na miejscu , to też bym do nich gadała:)
Oczywiście szukałam iglaczka bo na fotkach widziałam linkę i...na filmiku...iglaczek stoi😄
Jeżówki i kosmosy są niezawodne i zawsze bardzo dekoracyjne bo te ich kolory są nieziemskie!
Teraz podziwiamy kwitnące miliny, całe ukwiecone ściany. Magia!
No i właśnie niespodzianka, kwitnące magnolie, niektóre nawet obficie:)
Mamy też roślinkę, którą podglądamy już od dłuższego czasu. To astromeria.
Jest w ogródku na naszej spacerowej trasie i budzi nasz podziw bo kwitnie już od miesiąca i w ogóle się nie zmienia🤔 już podejrzewałam, że sztuczna ale obok zakwitły inne kolory:)
Jest piękna!!! I jak tu nie zagadać? Nie da się:)
Chyba znów się rozpisałam ale o roślinach można bez końca...
Na pewno nie masz ani kuku ani fiksa...
Masz fajną pasję , radość z tego co robisz i jeszcze wsparcie męża czyli otacza Cię szczęście!!!
I tak niech będzie na zawsze ❤️❤️
Buziaki gorące!
Cieszę się, Maminku, że udało mi się oddać słowami te emocje, które chciałam przekazać.
UsuńChyba wyszło to trafnie, bo z jednej strony nie chciałam, żeby cechy charakteru mojego męża były wyeksponowane, jako śmieszne i żeby nie zabrzmiało to zbyt ironicznie, a z drugiej strony, żeby pokazać, na ile jest dla mnie ważny i jak bardzo sobie cenię to, ze jest właśnie taki, a nie inny :)
Też myślę, że doskonale się uzupełniamy, zresztą mój mąż również wiele razy to podkreśla, a ja jestem z tego powodu szczęśliwa i spełniona.
Dobrze zauważyłaś, że iglaczek stoi, jest cały czas podwiązany do palika i na razie tak zostanie, bo prawie codzienne deszcze, które u mnie występują, nie pozwalają mu tak naprawdę solidnie wyschnąć. Tak że nawet dokładnie nie wiem, w jakiej jest kondycji w środku i czy da radę sam ustać, ale myślę, że to jeszcze za wcześnie, żeby się o tym przekonywać. Nie wiem nawet, czy nie zostawimy go w tej pozycji, takiego przywiązanego przez całą zimę, bo padający śnieg też potrafi rozcapirzyć te jego gałązki.
Powiem Ci, że milin tez mam i w zeszłym roku mi kwitł, ale w tym roku tak bardzo się rozrósł i rozpanoszył, że musiałam mu przyciąć sporo gałęzie, bo zaczął mi wchodzić przez okno do sypialni :) Więc pewnie nie zakwitnie, ale trudno, nie mogę mu pozwolić wejść mi do łóżka :)
Na alstromerię też poluję, mam już nawet wyproszone miejsce, skąd będę ją miała... mam nadzieję :) Jestem na nią chora i muszę ją mieć :) Bo jest piękna...
Przytulasy mocne Ci przesyłam i gorące całusy!!!
Iwonko
UsuńZrobiłaś to perfekcyjnie!
To nie jest ani łatwe ani proste ale Ty masz ten dar, o którym już wcześniej wspominałam, potrafisz fantastycznie pisać:)
Za alstromerię trzymam kciuki i wierzę, że niebawem nam ją przedstawisz:)
Buziolki dla Ciebie i uściski serdeczne😘❤️
Bardzo Ci kochana dziękuję za te słowa. To dla mnie ogromnie ważne, żebym była czytelna i przejrzysta pod względem treści, którą tu zostawiam :)
UsuńTrzymaj kciuki, aktualnie jestem na dobrej drodze... może już będzie u mnie w przyszłym tygodniu :)
Ooooo,szybciutko, to już prawie się udało 😁
UsuńCieszę się bardzo! Będzie trochę moja😉😘
Będzie Twoja trochę bardzo :)
Usuń😁❤️
Usuń❤️❤️❤️
UsuńCzytam to, co tutaj napisałaś, i śmieję się jak głupi do sera, bo... to wszystko takie znajome :) W tych scenkach widzę siebie i mojego Połówka :) On, tak samo jak Twój, jest umysłem ścisłym, nie jęczy z zachwytu nad kwiatami, ani - co gorsza - pięknymi pejzażami, i jest pod tym względem moim całkowitym przeciwieństwem. Bo ja z tych, co głośno zachwycają się pięknem świata. On natomiast, przyciśnięty do muru, wyzna niczym Twój: "no ładne, ładne" :)
OdpowiedzUsuńCo byśmy bez nich zrobiły, Iwonko? :))
Nie szkodzi, że wpis "mężowy" - Twój mąż jest ważną częścią Twojego życia, więc jak najbardziej ma prawo znajdować się na łamach tego bloga :) A nawet powinien :)
Jeśli chodzi o pisanie bloga, to ja akurat mam inaczej - nigdy nie tworzę wpisów w blogowym okienku edycji (zawsze w Wordzie, a przed samą publikacją wklejam do okienka gotowy tekst). Bardzo rzadko najpierw mam tytuł, a dopiero później treść. Najczęściej najpierw tworzę post, a tytuł jest ostatnim elementem układanki. Czasem też przyczynia się do porostu siwych włosów na mej głowie!
Ależ przyjemnie musi smakować kawa bądź herbata pita na tarasie z TAKIM widokiem! :)
No proszę, okazuje się, że takich połówków jest więcej. Ale to dobrze, musimy z tymi męskimi osobnikami czymś się różnić, bo inaczej byłoby nudno. I bardzo dobre Twoje pytanie: co byśmy bez nich zrobiły??? :)
UsuńTak, masz rację, mój mąż siłą rzeczy musi przewijać się w treściach mojego bloga, bo jest częścią mojego życia i to zasadniczą. Tylko, że miałam jakby inny plan pisania w głowie, a potem jakoś tak przeszło na niego niezauważenie :) Jakiś słowotok mnie dopadł w związku z jego ogrodowymi działaniami :)
Odnośnie tworzenia wpisów na blogu, czytałam kiedyś na jakiejś facebookowej grupie blogerowej, że tworzenie wpisów w Wordzie może pociągnąć za sobą zmianę formatowania ustawioną na blogu, czyli tło, czcionkę i inne takie. Nigdy nie próbowałam, więc nie wiem. Ale skoro Ty tak robisz, to pewnie to tak nie działa :)
I mam tak jak Ty, to znaczy tytuł często jest dla mnie największym blogowym utrapieniem :)
Zapraszam na mój taras, razem napijemy się kawki :) Zobaczysz, jakie to jest fajne :)
Uściski dla Ciebie!!!
Haha :) Oj wiem, że picie kawki na świeżym powietrzu to świetna sprawa, wiem :) Sama z ogromną radością to praktykuję :)
UsuńTak! Święte słowa! Jest właśnie tak, jak pisałaś, a to, że ja tak robię, świadczy jedynie o moim uporze i o tym, że stare nawyki są trudne do wytępienia. Ja i moja blogowa koleżanka regularnie borykamy się z problemami związanymi z formatowanie. Zazwyczaj jest OK, kiedy wklejasz tekst z Worda, ale nie daj Boże, jak znajdziesz w opublikowanym tekście jakiś błąd i chcesz go poprawić - możesz być pewna, że po korekcie i ponownej publikacji COŚ pójdzie nie tak, na przykład zmieni się czcionka i jej rozmiar. Pomimo tego nie lubię, naprawdę nie lubię pisać w okienku edycji. A to pisanie w notatniku/Wordzie wzięło mi się stąd, że dawno dawno temu, kiedy rozpoczynałam moją przygodę z Internetem, traciłam wiele maili w czasie ich pisania (a wiesz, że ja potrafię dłuuugo pisać!), najczęściej sesja wygasała, czasem sama skasowałam przypadkowym ruchem ręki, więc aby temu zapobiec zaczęłam je komponować w Wordzie. I tak mi zostało. Reasumując: prawdę ludzie pisali na tej grupie :)
No nie wytrzymam hahaha :) Naprawdę o tym wiesz i mimo to walczysz czasem z tymi przeszkodami w formatowaniu??? Jesteś niesamowita :) Taki charakterek imponuje mi ogromnie. I nie ma co tu mówić o starych nawykach, ja bym to nazwała uporem, ale to mi i tak imponuje, bo nie poddajesz się byle pierwszym lepszym kłopotom :)
UsuńZ tym traceniem czy maili czy tekstu, to masz rację. Często Word jest tu najbardziej komfortowym rozwiązaniem. Ja jednak lubię to okienko edycji. Kojarzy mi się wyłącznie z blogiem i czuję taki dreszczyk emocji zaczynając nowe pisanie. Tym bardziej, że każda nowa literka natychmiast się w edycji zapisuje, więc jakoś nie mam stresu, że coś tam stracę. A Word z kolei kojarzy mi się z pracą. Tysiące pism, które napisałam w czasie swojej zawodowej kariery biurwy, tworzone było właśnie w Wordzie i to niefajne skojarzenie mi pozostało :)
Buziole i zaproszenie na taras aktualne :)
Czyli masz w domu podwójne szczęście - wspaniałego męża i cudowne dzieci-kwiaty :))). Ogród jest przepiękny!. Nie dziwię się, że Twojego męża rozpiera duma, bo można się nie znać, ale trudno nie ulec czarowi tak cudownego ogrodu.
OdpowiedzUsuńJeżówki wymiatają, jestem już zarażona jeżówkomanią :))). Nie mam ich jeszcze co prawda w swoim ogrodzie, ale musiałam odczekać trochę, aż nasz piesio wyrośnie z niszczycielskich zapędów i w tym roku jesienią będę szykować kwiatowe rabatki: jeżówki są liście pilnych zakupów!
A nawiązując jeszcze do mężowskich prac w ogrodzie, to mój małżonek przez pierwsze lata robił mi awantury, jak latałam z sekatorem i wszystko przycinałam, żeby się ładnie rozkrzewiało. Uważał, że morduję rośliny. Jak w końcu zobaczył, że to przynosi efekty, to teraz sam łapie za sekator i tnie po kolei jak leci, co trzeba i co nie trzeba! Więc dla odmiany muszę go czasem hamować, żeby zbyt wielu szkód nie narobił :).
Ściskam Cię, szczęśliwa dziewczyno! Bądź zawsze taka i zarażaj innych swoją radością :).
Tak, Małgosiu. Mam jednego wspaniałego męża i pełno zielonych dzieciaczków, czyli moja rodzina jest ogromna i wielodzietna :)
UsuńJesteś kolejną osobą, która pisze, że zaraziła się jeżówkomanią. Jeśli miałam w tym choć trochę udziału, to ogromnie się cieszę, bo jeżówkoholizm jest cudownym schorzeniem, niesamowicie atrakcyjnym dla oczu :) I jestem przekonana, że jak już staniesz się dumną posiadaczką pierwszej sadzonki, to kolejne będą się zjawiać po kolei dosyć szybko, to nieuniknione.
Uśmiałam się z tej Twojej opowieści o latającym z sekatorem mężu, tak to jest, że oni albo nie ścinają nic albo ścinają za dużo :)
Dziękuję Ci Małgosiu za wszystkie miłe słowa. A jeśli rzeczywiście jest tak, że zarażam innych swoją radością, to mam zamiar robić tak dalej :) Niech szczęście i zadowolenie niosą się po blogowych stronach :)
Całusy dla Ciebie!!!
Tak czytam i czytam i oczami wyobraźni widzę mojego męża jak pokazuję mu nowe kosmetyki :D Ja z wypiekami na twarzy a on ma myślącą minę, jakby zastanawiał się czym się różni balsam od emulsji :D Wiem, że to nie jest temat, który go interesuje ale ja lubię się pochwalić a on mnie wysłuchuje i to jest piękne w związku :) Ach te chłopy, są naprawdę wspaniali! Warto docenić, że ma się obok człowieka, któremu tak bardzo na nas zależy :) Wtedy jakie piękne jest życie :) Świetny wpis Kochana, twoje zdjęcia jak zawsze zachwycają! Mam wrażenie, że czuję zapach tych wszystkich pięknych kwiatów, których kadry możemy podziwiać! Mega!
OdpowiedzUsuńNo widzisz, Klauduś, to sama wiesz, jak to jest. Faceci są z innej gliny, ale bez nich byłoby źle i nudno :)
UsuńI masz rację, taki człowiek obok, który wspiera, rozumie i nie wyśmiewa, to cudowne uczucie.
Dziękuję kochana za wszystkie Twoje miłe słowa i pochwały, to ogromnie miłe.
Serdecznie Cię pozdrawiam i Twoje maleństwo również :)
Mówi się "z chłopem źle, bez chłopa jeszcze gorzej" :D To tak dla śmiechu, tak naprawdę uważam, że warto dbać o związek, być razem na dobre i na złe. Człowiek z natury jest stadny, nie lubi samotności i nawet gdy mówi, że lubi samotność, chce mieć przy sobie kogoś z ciepłym sercem. Ja nie wyobrażam sobie życia bez mojego mężczyzny! choć zawsze myślałam, że jest jedynym mężczyzną w moim życiu i moje serce już nigdy do nikogo należeć nie będzie, pojawił się malutki mężczyzna, który skradł mnie całą :D Męża zresztą też :D Pozdrawiamy was serdecznie i wszystkiego dobrego życzymy! Buziaki od Piotrusia :)
UsuńJa ta jestem za stanowiskiem, że bez chłopa gorzej. Jak dla mnie zdecydowanie gorzej. Nie wiem, jak tam inni, ale ja jestem wybitnie stadną jednostką, samotność mnie zabija i niszczy, więc nie wyobrażam sobie życia bez tego swojego nieogrodowego elektronika :)
UsuńTy masz teraz za to, kochana, dwóch panów do kochania, aż Ci zazdraszczam, tak się otoczyłaś mężczyznami :)
Piotr... pięknie!!! Dziękujemy za buziaki i ściskamy całą Waszą trójeczkę :)
Ja też #drużyna_mężczyzn :)
UsuńTaita... super!!! :)
UsuńNo to mamy super team :D
UsuńDobrze, że jest nas tyle :)
UsuńIwonko, królestwo jeżówkowe masz wspaniałe!!! Choć oczywiście kosmosy i biała róża również zasługują na uznanie. Mój mąż sam często towarzyszy mi w ogrodowych spacerach i nawet zapamiętuje sporo nazw roślin, tylko jego spacer jest bardzo krótki ;) Ale podobają mu się bardzo efekty moich ogrodowych poczynań. A gdy przychodzą znajomi to zawsze opowiada, że ja odpytuję go ze znajomości nazw moich ukochanych roślinek. I faktycznie wszystkie konstrukcje ogrodowe to jego dzieło, wodę do podlewania nabiera mi z pojemników, ale podlewam sama i sekator też najczęściej ja trzymam w dłoniach, chyba że trzeba obciąć jakieś grube gałęzie... Tak więc u nas bardzo podobnie jak u Ciebie :)))
OdpowiedzUsuńTak... jeżówki to moja nowa miłość i na pewno na tych, które już mam, się nie skończy. Ciągle rozglądam się za nowymi, tylko miejsca już nie mam albo wydaje mi się, że nie mam :)
UsuńCzyli z mężami mamy podobnie, choć mój tak chętnie na spacery rabatkowe nie chodzi, ale jednak daje się wyciągnąć, jak już widzi, że nie ma innego wyjścia :)
Jeszcze zapomniałam dopisać, że co do nazw, to jest tak, że jak ja mu na przykład mówię, że trzeba przyciąć ognik szkarłatny, to on przewraca oczami i mówi do mnie: - "mów normalnie, który to chabryź, a nie jakiś ognik" :) Do nazw nie ma pamięci, niestety :) I nawet nie chce pamiętać :)
Uściski, Lusi...
Przeważnie tytuł na końcu :)
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńMój Boże, taż to prawdziwe botaniczne królestwo! Ani nawet nie chce mi się myśleć, ile to wymaga pracy i wiedzy. A te jeżówki naprawdę fajowe :-)
OdpowiedzUsuńLubisz białe kwiaty, natomiast ja żółte. Za żółty bukiet dałabym się pokroić. No i za cudownie pachnące różowe lilie.
To prawda, ogród wymaga głównie pracy, wiedza przychodzi jakoś samoczynnie razem z tą pracą :)
UsuńI dobrze, że mamy różne upodobania, świat byłby nudny, gdyby wszystkim podobało się to samo...
Masz fajnego meza , bo nie miesza Ci sie do ogrodu. Moj natomiast mowi : za duzo tego mamy,podoba mi sie minimalizm, wyciac trzeba...i wycina. Masz szeroka game jezowek , piekna kolorystyka. Ja rowniez bardzo lubie kwiaty kosmos, kojarza mi sie z dziecinstwem :-)
OdpowiedzUsuńTo fakt, nie miesza się. Na początku była taka umowa i twardo się jej trzymamy :)
UsuńMój na początku też był za minimalizmem, ale nie odzywał się, jak ten minimalizm stopniowo likwidowałam :)
Witaj Kochana Iwonko 🩷
OdpowiedzUsuńZacznę od głównego tematu posta czyli postawy męża 😉 rozumiem co czujesz gdy mąż nie " docenia" Twoich zachwytów nad Twoją pasją.... mój zachowuje się podobnie. Jak wiesz uwielbiam piec i mogłabym to robić bez przerwy. I gdy zrobię coś wyjątkowego trudnego lub ładnego,z czego jestem mega dumna reakcja mojego męża,no ładne,no dobre. Jak zrobię jakieś wytrawne danie pod niego, to umie ładnie pochwalić ale w kwestii wypieków jest obojętny 🙂
Najważniejsze jednak jest to że Twój mąż jest dumny z Ciebie i pracy która wkładasz w ogród.
Zdjęcia jak zwykle piękne! Jeżówki i kosmosy ,kosmosy są takie delikatne i zwiewne. Róża pięknie kwitnie, śliczne ma kwiaty. Co do ponownego kwietnia magnolii to się nie spotkałam,a szkoda bo bardzo lubię te kwiaty.
Iwonko wiem że wkrótce wyjeżdżasz na urlop. I kto wtedy dba o Wasz ogród?
Serdecznie pozdrawiam i ściskam 😘😘
Każdy z tych naszych mężczyzn, Moniu, ma swoje własne obiekty zachwytu, mojego akurat zachwycają elektroniczne gadżety, ale tak jest, że ludzkie zamiłowania się różnią i w sumie to bardzo dobrze, bo byłoby bardzo nudno, gdyby wszystkim podobało się to samo.
UsuńNależy się cieszyć z tego, że choć nie podzielają naszej pasji, to przynajmniej potrafią ją od czasu do czasu docenić :)
Cieszę się, że moje kwiaty Ci się podobają, magnolia aktualnie ma tych kwiatów coraz więcej, wygląda to trochę dziwnie, ale podoba mi się :)
Masz rację, Monia, niedługo jadę na urlop, ale jadę tylko z dziećmi i wnukami, mój mąż zostaje w domu, bo takie egzotyczne wycieczki to już nie dla niego z uwagi na stan zdrowia. Dlatego będzie miał bojowe zadania opiekowania się moimi zielonymi dziećmi :)
Zobaczymy co z tego wyjdzie haha :)
Pozdrawiam Cię również i mocno przytulam...
Querida amiga, te estoy leyendo y me veo reflejada en ti, te comprendo muy bien, soy como tu por eso me gusta tanto venir a tu jardín. Mi marido igual que el tuyo, siempre protesta por tantas flores, pero le encanta pasear por las noches para oler esos maravillosos perfumes de las flores. Tus flores se ven tan preciosas, las mías están un poquito abandonadas, con mi pierna operada no puedo hacer lo que quiero, gracias a mis dos hijas, también a mí esposo que las riegan para que no se sequen ( sabes, estos días está haciendo mucho calor, 38 a 40 grados centígrados ), Te contesto sobre mis ramos de flores, tampoco me gusta cortar las flores del jardín, y las que suelo llevar son las que se rompen. Te dejo un abrazo fuerte para ti y otro para tu marido.
OdpowiedzUsuńPero escribiste cosas bonitas, Teresa. Verás, dicen que las similitudes se atraen, probablemente por eso visito tu blog con el mismo placer. Esto es lo que tenemos con estos hombres: primero protestan y luego ellos mismos admiran los logros de nuestro jardín. Es fantástico que tu marido y tus hijas te ayuden a cuidar el jardín. Espero que tu pierna mejore, eso es lo que deseo para ti. Le transmití tus abrazos a mi esposo y él también te abraza fuerte. Y también te mando besos cálidos. Que tengas una buena semana.
UsuńSe me olvido decirte que tu rosal se ve precioso. Besos.
OdpowiedzUsuńMuchas gracias, a mí también me gusta mucho :)
UsuńCha cha cha, Kochana! Normalność jest nudna i zdecydowanie przereklamowana, lepiej się trochę wyróżniać zwłaszcza jeśli te odstępstwa od normy są tak fajne jak Twoje :). Ja na przykład w tej Twojej ekscytacji ogrodem nie widzę nic dziwnego, sama mam podobnie, przecież to całkowicie naturalny odruch, ta radość i duma z każdego nowego listka, każdego kwiatka, każdej rośliny. I Ty i ja trafiłyśmy na przefantastycznych facetów, mojego zawsze mi szkoda w samolocie bo ja na każdy lot reaguję jak wariatka, małe dzieci lepiej się zachowują :). Za mną już ponad 70 lotów a ja zawsze cieszę się jakby to był pierwszy raz, i ta radość i ekscytacja są widoczne, a nie że gdzieś tam w duszy cieszę się po cichu, a coś Ty! To zawsze jest radość pełną gębą. Albo jak odbieram paczkę z książkami, ja pierdykam, wtedy idę do domu podskakując tak jest mi fajnie. Z otwierania paczki robię niemal rytuał i zawsze "zmuszam" Niemęża żeby mi towarzyszył.
OdpowiedzUsuńAle wiesz co, trzeba się cieszyć z najmniejszej nawet rzeczy, z każdego drobiazgu, wtedy piękniej i lepiej się żyje. Gdybym miała taki przepiękny ogród jak Ty zachowywałabym się tak samo. Na każdym kroku masz przecudne roślinne cuda, trudno nie skakać z radości.
Tak jeszcze w temacie "nienormalności" - piszę to z balkonu, pada deszcz ale mi to w ogóle nie przeszkadza, mam dzbanek herbaty, ciepłą bluzę i ... piżamę, a jest dokładnie 13:34. Buziaki, pięknego dnia.
Fajnie, że tak uważasz :) A stwierdzenie, że normalność jest nudna, bardzo mi odpowiada :)
UsuńWiesz, dla niektórych tal ekscytacja jest normalna, ale pewnie znalazłoby się sporo takich osób, które na widok kobitki gadającej z roślinami pokręciłoby z dezaprobatą głową, jeśli nie pokazałoby palcami coś bardziej drastycznego, na przykład jakiegoś fioła :)
Chciałabym kiedyś zobaczyć Cię w tym samolocie, jak świrujesz i jak się cieszysz, to musi być rozkoszne :)
I zgadzam się, oczywiście, że tak. Trzeba się cieszyć każdą drobnostką, bo życie jest za krótkie, żeby odbierać sobie te cudowne chwile jakąś fałszywie pojętą skromnością, czy nieszczerością...
Naprawdę siedziałaś w deszczu??? W piżamie??? Jesteś wspaniała i cudowna... od dziś moje hasło, to: pieprzyć konwenanse :) Całusy...
Pewnie się domyślasz Iwonko że uwielbiam takie "baby, które mają kuku na muniu" . Gdyby więcej takich bab było to świat byłby piękniejszy.!!!
OdpowiedzUsuńStokrotka
Oczywiście, że się domyślam.
UsuńStokrotki tak mają :)
Cudownie!!!!! Masz wspaniały ogród.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Bardzo dziękuję.
UsuńPozdrawiam również!
Iwonko im bardziej Cie poznaje to tym bardziej widzę wiele podobieństw do mnie, może urodziłyśmy się pod ta sama gwiazdą ?, choc nie do końca w to wierzę to jednak coś w tym jest. Czytając owy wpis uśmiałam sie z opowieści o mężu, bo to tak jakbym opisywała swojego, też mi wiele razy kosząc trawnik wykosił rośliny :) teraz to jest już bardziej uważny i rabatki tak zrobione, żeby nic przypadkiem nie zniszczył a i tak mu sie czasem zdarzy coś przykosić, a wszystkie kwiatki to dla niego same bratki :) I również chwali sie do znajomych jak to pięknie dbam o ogród. Oczywiście też mi pomaga w cięższych pracach i czasem wysłuchuje moich opowieści o roślinkach, rybkach itp. Iwonko piękne masz te jeżówki w rożnych kolorach i odmianach ja też je uwielbiam i kosmosy też urocze zdobią ogród swoimi kolorowymi kwiatami, i różyczka piękna i nie dziwię ci się ze ją uwielbiasz :) To jest wspaniałe, ze jesteś szczęśliwa w swoim ogrodzie w śród swoich zielnych dzieci i przy boku wspaniałego męża, który cię wysłucha, wesprze i pomoże. Pozdrawiam was serdecznie i wszystkiego dobrego, buziaczki :)
OdpowiedzUsuńMoże być Iwonko, że ta sama gwiazda towarzyszyła naszym narodzinom, kto wie? Skoro tyle jest tych podobieństw... Pewnie my ogrodniczki tak już z tymi mężami mamy, że musimy ich w ogrodzie pilnować i nie pozwolić, by samowolnie sobie biegali z sekatorem czy piłą, bo to może skończyć się nieszczęściem dla roślinek :)
UsuńJa już swojego nie dopuszczam do kosiarki, to znaczy ten mały trawniczek, który mam między rabatkami, to koszę sobie sama. Cała pozostała część działki jest już w opiece męża i tam sobie jeździ traktorkiem koszącym i działa podkaszarką. Między moje kwiatki nie ma wstępu z jakąkolwiek kosą :)
Dziękuję Iwonko za wszystkie Twoje pochwały i miłe słowa, cieszę się, że tak wiele Ci się w moim ogrodzie podoba, to bardzo miłe.
Dziękuję też za pozdrowienia w imieniu swoim i mojego męża i również gorąco Cię pozdrawiam.
Witaj lipcowym porankiem
OdpowiedzUsuńPoszłabym z Tobą na ten rabatkowy spacer.
Rozczuliłaś mnie tymi panienkami. Przywiało wspomnienia z działki dziadków. Teraz i u mnie zawsze muszą być...
Nieustająca zachwycam się Twoim ogrodem.
Pozdrawiam słoneczną sobotą
Zapraszam Cię na rabatkowy spacer w takim razie. Bardzo chętnie razem z Tobą pospaceruję :)
UsuńBardzo mi miło, że mój ogród Ci się podoba i ogromnie mnie to cieszy.
Pozdrawiam Cię również i zapraszam ponownie.
Myślę, że jesteście świetnie zgrani, macie swoje pasje, nawzajem się doceniacie i rozumiecie <3. Jakby Twój mąż był takim samym jak ty fanatykiem ogrodu, ale miał zupełnie inną wizję to nie wiem, czy byłoby tak pięknie hihi.
OdpowiedzUsuńFajnie jest patrzeć, jak ukochana osoba opowiada o czymś z zachwytem i pasją, anwet jeśli tej pasi nie podzielamy i całkowicie nie rozumiemy, to widok szczęśliwej osoby, którą darzymy uczuciem, jest przecież najpiękniejszym widokiem na świecie <3.
Ale żeby takie szczęście nazywać szaleństwem? To powinno być normalne i każdemu życzę, by miał takie swoje "szaleństwo" :D.
A tu masz rację. Gdyby też chciał szaleć w ogrodzie, z pewnością byśmy się nie zgadzali w wielu szczegółach, tym bardziej, że on jest zdecydowanie większym minimalistą, niż ja :)
UsuńJa to mam rozmach i ściskam czasem te rośliny, żeby tylko mieć wszystko co chcę, ona na pewno zrobiłby to inaczej :)
I w sumie, lubię to swoje "szaleństwo" lub cokolwiek innego to jest :)
Dziękuję Ci za ten sympatyczny komentarz i buziaki przesyłam.
Przepiękne nie tylko jeżówki u Ciebie. Dobrze że masz przy sobie osobę w postaci męża który mimo że nie podziela Twojego zachwytu nad ogrodem ale wspiera Cię w Twoich działaniach. Pozdrawiam :-).
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję, Alu. Mój mąż jest dla mnie ogromnym wsparciem, mimo tego, że sprawy ogrodowe nie są dla niego priorytetowe :) Ale wspiera mnie, oczywiście...
UsuńPozdrawiam Cię również.
Uwielbiam czytać te Twoje blogowe opowiastki... Z Mężem tworzycie świetną parę, a te Wasze hobbystyczne "gierki" rozbroiły mnie całkowicie! I w tym Waszym przepięknym ogrodzie też widać te wszystkie relacje, miłość i dobrą energię. Zawsze płynę pomiędzy Twoimi zdjęciami jak zaczarowany i marzę o tym, by kiedyś okiełznać swój nieco kapryśny ogród i też zrobić go na bóstwo.
OdpowiedzUsuńDobrego tygodnia dla Was!
Ale to miłe co napisałeś, Maks :) Jak czytam takie słowa, że ktoś lubi czytać te moje blogowe opowiastki, to dusza mi rośnie i mam kolejnego kopa do pisania.
UsuńMasz rację, bo ja się bardzo staram, żeby dobra energia mnie nie opuszczała i żeby towarzyszyła mi na co dzień. A z mężem rzeczywiście dobraliśmy się, sami też tak uważamy :)
Miłych chwil dla Ciebie i przesyłam gorące pozdrowienia.
Cudny ogród kochana:)
OdpowiedzUsuńA tematyka kwiatowa i mojemu Mężowi nie jest obca, lubi, pomaga mi w pielęgnowaniu, kupuje :)
Serdeczności moc przesyłam:)
Bardzo dziękuję.
UsuńI cieszę się, że Ty też masz tak, że Twój mąż wspiera Cię w Twoich ogrodowych działaniach.
Pozdrawiam Cię również bardzo cieplutko...
Jeżówki z pewnością muszą pojawić się i w moim ogrodzie! <3
OdpowiedzUsuńKoniecznie. Polecam je z całego serca, są piękne :)
UsuńOgród jak zwykle piękny i wypieszczony. Jak się nie radować na jego widok no jak? Ja też cieszę się z każdej roślinki, która urośnie i jeszcze zakwitnie. My cieszymy się razem, bo mąż zaraził się miłością do nich ode mnie. Jednak większą radość czuje na widok owoców i warzyw. Zwiedzamy razem i osobno nasze włości. Co do pomocy w pielęgnacji krzewów i kwiatów ma zakaz od czasu kiedy kosząc pokrzywę wykosił trawy ozdobne, bo uznał że to chwast😀Teraz przy tych czynnościach jestem zawsze obecna jak strażnik. Pozdrawiam serdecznie i życzę wspaniałych wakacji 🌹
OdpowiedzUsuńStaram się, Janeczko ten ogród utrzymać w jakim takim ładzie, choć powiem Ci szczerze, że jest to coraz trudniejsze, bo i siły mam coraz mniej i męczę się coraz szybciej, tak że to nie wygląda już tak, jak jeszcze kilka lat temu.
UsuńFajnie, że mąż podziela Twoje zamiłowanie do zieloności, to bardzo dobrze mieć wspólną pasję i zainteresowanie. No i niestety, z tymi naszymi facetami tak jest, że trzeba ich pilnować, kiedy koszą, bo czasem koszą wszystko, jak leci :)
Również serdecznie Cię pozdrawiam i dziękuję za Twoją wizytę i komentarz.
Cieszę się, że dzielisz się z innymi swoim szczęściem, jaki jest ogród. Mała, a jednak duża rzecz dająca poczucie szczęścia. Każdy robiąc coś, robi to z dużą intencją i warto to doceniać. Nawet, jak się skosi nie to, co trzeba. Liczy się intencja, a nawet, gdy ktoś zrobi coś nie tak, to warto jednak być wdzięczny za trud, w jaki ktoś włożył w wykonanie danej pracy. Często kobiety mają tendencję do zbytnio odbierania możliwości. Na wszystko chcą robić samemu, punktując błędy, niekiedy staje się już paranoją. Przykład. Mąż wyprał w pralce wszystkie ubrania w pomieszanych kolorach. Kobieta komentuje, że źle robi. A mąż miał dobre intencje i czuje się frustrowany tym, że ktoś nie szanuje jego wysiłku. Potem żona ma pretensje do męża o wszystko, bo nie zrobi tego i tamtego. To skutek schematów postępowania. Nawet, gdy ktoś zrobił coś nie tak, to liczy się intencja i to, że ktoś w ogóle coś zrobił. Liczy się, jak zrobił. Ważne, że zrobił. I dużo niestety winy ponoszą kobiety, które w relacjach partnerskich przyjmują rolę osoby, która chce mieć na wszystko kontrolę, stale odbiera możliwości (nazywa się to kastrowaniem mężów ;) ) potem przypisują negatywne cechy mężom i mają ciągle poczucie winy, choć nie dostrzegają tego, że to ich zachowania mają taki efekt. Widzę to. Obserwuję. Jakie są moje wnioski z tego? Że bardziej kobiety w relacjach partnerskich mają tendencję do opisywanych przeze mnie zachowania, nadmiernie obniżając cechy współmałżonka. Nie za bardzo doceniają czynów i chęci. Zetnie kwiatki. I co się stało? Zostały skoszone. Ważne, że trawa została skoszona. Kwiatki mogą odrosnąć lub posadzić nowe i dać znać o tym, jeśli poprosimy drugą osobę, by skosiła ponownie trawę. Źle wyprane lub umyte naczynia. Co się stanie? Nic. Można poprawić. Mężczyzna nie ubrał dziecka w dobrych ubraniach? I co się stało? Dziecko umarło? Nie. Po prostu inne ma ubrania. Nic więcej. Ważne, że mąż to zrobił. Często kobiety projektują swoje zachowania wobec mężczyzn, choć są to cechy irracjonalne. Bo nie jest niezaradny, tylko małżonka sprawia, że umniejsza jego możliwości. Potem niestety związki partnerskie się psują. Mała rzecz, a niestety bardzo istotna rzecz, by zwrócić uwagę na nasze postępowania wobec drugiej osoby i czy nie przypadkiem krzywdzimy emocjonalnie drugą osobę, punktując każdy malutki błąd i ciągle do komentowania każdego działania w sposób irracjonalny. Niestety, ten trend się nadal utrzymuje. Można jedynie przerwać poprzez pracą nad sobą lub na psychoterapii par. Takie są to też moje rozważania i przemyślenia na temat poruszony w niniejszym wpisie, które obserwuję i wyciągam wnioski z moich analiz na podstawie obserwacji i wiedzy psychologicznej. Niech to będzie moja inspiracja do rozważań i ku refleksji 😎
OdpowiedzUsuńKorekta zdania: Źle wyprane ubrania lub źle umyte naczynia
UsuńWiele jest racji, Patryku, w tym co piszesz. Oczywiście liczą się dobre intencje i chęć pomocy, czy wyręczenia. Ale nie do końca się zgodzę z tym, że w takich sytuacjach należy okazywać tylko wdzięczność, bo ktoś chciał dobrze i to należy docenić. Jak to mówią: "dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane" i myślę, że oprócz dobrych intencji należy też mieć chociaż odrobinę rozeznania w danym temacie, bo jeśli ktoś chce pomóc w tym na czym kompletnie się nie zna, to może narobić tylko więcej problemów, niż to warte. Myślę, że należy wyważyć, czy pomoc będzie prawdziwą pomocą, żeby niepotrzebnie nie eskalować problemów.
UsuńJa się na przykład nie zabieram za grzebanie przy elektryce, bo się na tym nie znam i wiem, że mogę tylko naprodukować kłopotów sobie i innym. Dlatego w takich sytuacjach trzeba jednak zachować umiar i zdrowy rozsądek, nie usprawiedliwiając wszystkiego chęcią pomocy :)
Pozdrowienia cieplutkie Ci przesyłam i dziękuję za wspaniały komentarz :)
Dziękuję Ci za odniesienie się do mojego komentarza. Poznałem Twój sposób widzenia na na omawiany przez nas problem. O ile są rzeczy, które wymają wiedzy i kwalifikacji (i tutaj się w pełni zgadzam się z tym, co piszesz), o ile są takie prace domowe, jak ubieranie dziecka, pomaganie w pracach domowych itp., które nie potrzebujemy żadnych kwalifikacji. W ogrodzie jak coś się źle skosi, to można posadzić nowe kwiatki. Mogą wyrosnąć nowe. Źle posadzimy kwiatki. No cóż. Można wspólnie następnym razem to zrobić. Źle wyprasujemy ubrania, to co się stanie? Nic. Można poprawić. Mi bardziej chodziło o prace domowe (obowiązki domowe), gdzie na każdym kroku kobiety punktują współmałżonków i wypaczają ich pozytywne aspekty, jak wysiłek, jaki ktoś włoży do zrobienia czegoś. Nawet jeśli ktoś, coś nie zrobi tak, to właśnie należy to docenić i powiedzieć: Doceniam Twój trud w to, ile włożyłeś, by to zrobić. I za Ci dziękuję. Dzięki temu ktoś poczuje się doceniony, a nie ciągle osaczony. I warto, moim osobistym zdaniem, bardziej widzieć szerszym perspektywę, niż zwężać się wyłącznie do naszych postrzeżeń, nie chcąc szukać szerszych perspektyw na te postrzeżenia.
UsuńJa i Ty masz rację. Jedynie w naszych poglądach zgadzamy się w tym, że uznajemy powszechny problem związany z odbieraniem możliwości i ciągła kontrola nad tym, jak i umniejszanie czyichś umiejętności i chęci zrobienia czegoś. Takie są to moje rozważania na temat, który poruszam w niniejszym komentarzu. Cieszę się, że nie we wszystkim zgadzamy się, a z jednym aspektem się zgadzamy 😊 To kwintesencja dobrej komunikacji międzyludzkiej, że każdy z nas ma swój punkt widzenia i każdy ma swoją rację w naszych spostrzeżeniach.
Oczywiście, czym innym jest pomoc w domu czy wspólne obowiązki przy dziecku, a czy innym skoszenie roślinek. Przy tym drugim jednak wstrzymałabym się z okazaniem wdzięczności za ich skoszenie.. czasem są to rośliny kolekcjonerskie, nieraz ciężko zdobyte i kwestia "wsadzi się nowe" nie zawsze jest możliwa 🙂 Ale częściowo rozumiem Twój punkt widzenia. Należy też wziąć pod uwagę, że w moich słowach w poście jest sporo sarkazmu i humoru, nie podchodzę do tego tematu sztywno i bezwzględnie.
UsuńDziękuję i pozdrawiam Cię serdecznie.