Polecane posty

171. Wrześniowy ogród

W tytule nie ma pomyłki, nie ma żadnego mojego niedopatrzenia. Wiem, że mamy już październik i zdążyłam nawet zauważyć, że jest już druga połowa tego jesiennego miesiąca, ale ponieważ fotki, które wrzucę tu w dzisiejszym poście są robione jeszcze we wrześniu, inny tytuł tego wpisu być nie mógł.

Skąd to opóźnienie? Chyba nietrudno się domyślić. Ostatnio swoją blogową uwagę poświęcałam głównie na opisywaniu moich wakacyjnych ekscesów :)  Z tej racji umieszczanie ogrodowych zdjęć na blogu pozostało trochę w tyle. Fotki po przyjeździe robiłam, owszem, ale umieszczałam ich niewiele, tylko jakieś pojedyncze sztuki, z tej prostej przyczyny, że posty i tak były długie, a nie chciałam, by moi "czytacze" pouciekali przerażeni długością moich wywodów. Dlatego zdjęcia są, ale zrobione jeszcze w ubiegłym miesiącu :) No cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak spowolnić tegoroczne przemijanie pór roku i w tym momencie wrócić do września :) Może tym sposobem zimę przywitam dopiero koło lutego? Nie byłoby to chyba takie głupie :)

No dobra, zacznijmy w końcu... Co dziś na miłe powitanie? Były już cynie w poprzednim wpisie, to może kontynuujmy tę dobrą tradycję. Cynie to kochane kwiaty, nie straszny im deszcz, ani wiatr, dzielnie się trzymają do samego końca, czyli tak naprawdę do pierwszych przymrozków i to one teraz, oprócz hortensji, kolorują ogrodowe rabaty. Więc myślę, że należy im się ta palemka pierwszeństwa :)

Dziś - pomarańczowa królowa...

A co u mnie? 
Z mniej istotnych rzeczy, to powoli schodzi ze mnie wakacyjna opalenizna :) Szkoda, bo opalona byłam w tym roku bardzo i - nie powiem - ogromnie mi się to podobało. 
Ale już robię się pomału coraz bardziej wyblakła i jesienna, choć i tak mam jeszcze trochę śniadych miejsc na ciele :)

Inne kwiatowe portreciki też Wam pokażę, bo wciąż jeszcze zdobią rabatki... nie powiem, cieszą mnie ogromnie, bo jakoś tak szybko mi to lato przeminęło, że chyba nie zdążyłam się nacieszyć tym wszystkim, co natura w tym roku oferowała. 







Najbardziej podobają mi się te nierozwinięte jeszcze pączusie. 
Nie wiem, na co czekają, pewnie na odrobinę słońca, ale mam nadzieję, że zdążą się jeszcze rozwinąć, zanim pojawi się jakikolwiek przymrozek :)

Z bardziej istotnych rzeczy, to od ponad tygodnia walczę z jakimś cholernym wirusem, który przyczepił się do mnie jak rzep. 
Nie podoba mi się moja obecna odporność, a raczej jej niedobór. 
Nigdy nie miałam z tym problemu i nigdy nie należałam do osób, które są chorowite i które szybko łapią od innych osób jakieś choróbska. 
Nawet, jak jeszcze pracowałam, to zawsze ja byłam tą, która zostawała na posterunku, podczas, kiedy inni pociągali nosami. 
Teraz coś się zmieniło... wiem, wiem, to pewnie starość :)

Tymczasem co jeszcze kwitnie w ogrodzie? 
Begonie wciąż wyglądają, jakby wylądowały w tej skrzyni dopiero wczoraj... 
A fuksja zimująca ma dopiero parę kwiatków, ale to jeszcze maleństwo i w kolejnych latach liczę na więcej :)



Werbena patagońska będzie kwitła, aż nie zetnie jej mróz.
A z ilością nasion szarłatu wyniosłego przesadziłam... wiem. 
Ale za to jak ładnie wygląda ten bordowy szpaler stojących na baczność roślin :)



W zdumienie wpędziła mnie jedna z szałwii muszkatołowych, bo zabrała się za ponowne kwitnienie...
Za to złocień polny nie zawodzi, jego żółte słoneczka wciąż rozświetlają rabatę :)



Fioletowe barwy wśród ogrodowej zieleni zapewnia kwitnąca wciąż szałwia omszona. 
Także ślaz maurytański kwitnie nieprzerwanie...



Wracając do mojego upierdliwego wirusa... jeśli mam być szczera, to mam go już serdecznie dość. Mam wrażenie, że zadomowił się u mnie na dobre, podoba mu się gdzieś w tam w moim gardle, a i w nosie też czuje się całkiem swojsko, dlatego nie wyraża ochoty na eksmisję i broni się zaciekle zębami i pazurami. Co ja nie wymyślam, żeby się go pozbyć, to już czasem sama jestem pełna podziwu dla siebie, ale ta walka posuwa się bardzo powoli i z różnymi efektami.

Z okna jadalni widzę moje drzewo tulipanowe, które tak bardzo zmarzło w czasie pamiętnego, kwietniowego mrozu. Oczywiście liście potem ponownie mu odrosły, ale w tym roku nie kwitł, choć i tak nie wiem, czy miałby kwiaty, bo od około 10 lat już na nie czekam. Teraz już jego liście zbrązowiały i lada moment się posypią, ale ja nie o tym. 
Obok tulipanowca mam długi szpaler traw. Właśnie teraz kwitną pięknie, a ja uwielbiam patrzeć na te białe pióropusze, zwłaszcza kiedy w tle widać piękne, niebieskie niebo.


Równie pięknie na tle błękitnego nieba wyglądają krzewy trzmieliny oskrzydlonej.
U mnie posadzona jest na przemian z tawułą. 
Teraz jest jej czas... te jej ogniście czerwone liście wyglądają niesamowicie. Uwierzcie, że chodzę koło niej i patrzę, patrzę... nie mogę się napatrzeć :)





Czasem sobie myślę, jak dobrze, że są takie kwiaty, jak hortensje. Niepozorne zimową i wiosenną porą, imponujące w letnim czasie, tak naprawdę dopiero teraz, jesienią, czarują w ogrodzie niesamowicie. Te wszystkie barwy, w które się teraz ubierają, są niezwykłe, a ich widok wart jest całorocznego czekania.








Nawet jedna taka piegowata się trafiła :)


Jednak aktualnie najbardziej spektakularne w ogrodzie są te szarłaty zwisłe. Wiem, że już o nich pisałam... wiem, że już je pokazywałam. Ale urosły w tym roku ogromne i wyglądają niesamowicie... Nie dość, że ich kwiaty mają taki intensywny, biskupi kolor, który w połączeniu z zielonymi liśćmi wygląda ekstra, to jeszcze te ich wielkie korale są po prostu zachwycające. Nawet w pakiecie z tym diabelskim grypowym wirusem, biegałam do ogrodu na nie popatrzeć. Od czasu do czasu, oczywiście.





Bardzo mi zależało, żeby szybko się wykurować. Na dzień 18 października czekam już bardzo długo i nie mogłam pozwolić na to, żeby jakiś głupawy grypusek-wirusek pokrzyżował mi plany. 
Pamiętacie, jak kiedyś pisałam, że na Facebooku należę do niewielkiej ogrodowej grupy, która już od kilku lat organizuje sobie, od czasu do czasu, spotkania w realu? Jeździmy w kilkanaście osób gdzieś na wycieczki i spędzamy razem czas. Zawsze jest to weekend z dwoma noclegami, czyli w piątek przyjazd, w niedzielę wyjazd. Było już tych wyjazdów kilka i każdy był wspaniały. Odwiedziliśmy już Łódź, Hel, Kraków, Pragę i Szczecin, a w tym roku zaliczyliśmy także Poznań.
Tym razem ponownie padło na Kraków, może z tego powodu, że najwięcej osób z grupy mieszka właśnie na południu Polski, w tamtych rejonach 
(ostatnia nasza wyprawa do miasta Kraka była w 2018 roku). 
Dlatego właśnie żadnej choroby w moich planach nie było. 
Wirusie precz, czeka na mnie Wawelski Smok :)
🐉
Toteż uroczyście oświadczam, że w piątek jadę do Krakowa i nie będzie mnie trzy dni :) 
Nie będę też w tym czasie zaglądać na Wasze blogi, ani odpowiadać na komentarze, ale nadrobię to, obiecuję :)

A na koniec zostawiam Wam film z moją narracją, który obiecałam w poprzednim poście.
Mój spacer po ogrodzie, z ostatnich dni września :)
Życzę Wam miłego oglądania i... do zobaczenia po moim powrocie :)





Komentarze

  1. Oh, great to see what was in the garden back in September. Thanks for catching us up! I hope you are on the mend and enjoy your visit with the garden group! How marvelous. I am sure they will be excited to see you. You have such a fabulous garden with so many vibrant beauties. We have had a freeze here this week..so a lot of things have come to an end. We did harvest our basil.
    Happy October outing. Thanks so much for the beautiful post!

    OdpowiedzUsuń
  2. What a beautiful post! Love seeing these wonderful flowers. I am so happy for you, but not for the virus. I do hope you find something to help. I know my boss believes in ginger tea and lemon. I'm excited for you. So great to hear about the garden meet up. I am sure it is great to meet those on Facebook. I love seeing the photos from your garden. I hope you have a good winter ahead. Stay healthy. Thanks for being here.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj :) Przepięknie w twoim wrześniowym ogrodzie. Ja nie miałam problemu ze zrozumieniem tytułu ;) . Dużo zdrowia życzę. U mnie też takie coś z gardłem panoszy się. Mąż na coś takiego zachorował. W pracy chorują. Jakaś nowa jesienna wirusówka. Wracając do ogrodu, to rzeczywiście hortensje robią sporo w ogrodzie. Późne, ale jak zaczną kwitnąć to przyćmiewają resztę. Udanego spotkania. Uściski przesyłam. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Napisz do mnie

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Copyright © Pani Ogrodowa