Polecane posty

170. Krótko o Belgradzie i wakacyjny remanent

Obiecałam, to dotrzymuję słowa. Będzie i Belgrad, i nowinki z ogrodu... już jesienne nowinki :)

Dla osób, które nie czytały moich kilku ostatnich postów albo trafiły tu przypadkiem po raz pierwszy, nadmienię tylko, że generalnie jestem Panią Ogrodową i ten blog porusza z reguły taką właśnie tematykę. Moje odstępstwo od tej reguły musiało się zdarzyć, bo tegoroczne wakacje, to był dla mnie emocjonalny rollercoaster i gdzieś musiałam dać upust tym swoim przeżyciom i zachwytom. 

A jeśli ktoś jest ciekawy, to tutaj była Chorwacja, potem Czarnogóra i jeszcze Albania. Dzisiaj będzie ostatni, końcowy już etap mojej wakacyjnej podróży, a na koniec trochę ogrodowych nowinek.

Ale zanim zacznę, to na dzień dobry, czy dobry wieczór, dostojna cynia :)

To teraz przejdźmy do dalszego ciągu wakacyjnej opowieści. Jak już wiecie, Albania była ostatnim krajem przewidzianym na nasz dłuższy pobyt, bo stamtąd skierowaliśmy się już prosto w drogę powrotną. Naszym finalnym przystankiem był Belgrad, stolica Serbii i tam mieliśmy zaplanowany pożegnalny pobyt, nawet z dwoma noclegami. 

Ale jeszcze zanim nastąpił Belgrad, to cała długa droga była przed nami. Serbia jest tak samo pięknym krajem, jak poprzednie, w których byliśmy. Zwłaszcza na południu tego państwa znajdują się równie fantastyczne krajobrazy, jak we wcześniejszych, tylko że kraj ten nie ma dostępu do morza i to jest, moim zdaniem, największy jego mankament. Ale po drodze nie zabrakło pięknych widoków. Niektóre powodowały, że zatrzymywaliśmy się na chwilę i patrzyliśmy oczarowani na otaczający nas pejzaż.

Na przykład na ten zbiornik zaporowy Zlatarsko Jezero, znajdujący się w serbskiej wsi Kokin Brod.

Jak piękne jest to miejsce, pokazuje poniższy, krótki filmik. Na początku widać trochę serbskich, górskich krajobrazów z drogi powrotnej, potem już tylko woda...

BELGRAD... jak dla mnie przedziwne miasto. Gdybym miała je określić krótko i treściwie, to jest to miasto olbrzymich kontrastów. Jechałam tam z zupełnie innym nastawieniem. Dwa dni wcześniej, nasz wspólny, rodzinny wyjazd, opuściła, jeszcze w Albanii, moja wnusia ze swoim narzeczonym, taki był ich plan. Swój postój na jedną noc też mieli zaplanowany w Belgradzie, ale nocleg zarezerwowali w jakimś apartamencie na jednym z nowych osiedli. My, będąc jeszcze w Albanii, dostaliśmy od nich takie oto zdjęcie wraz z okrzykami zachwytu nad urokiem tej serbskiej stolicy.

I taki krótki short:

Może właśnie dlatego nastawiłam się tylko na takie widoki, jak powyżej. I oczywiście, takie miejsca w Belgradzie są. Widziałam pięknie wykończone osiedle, rzęsiście oświetlone wieczorną porą, pełne szkła i metalowych elementów, tak szczególnie nadających tym budowlom nowoczesny wygląd. Cudownie to się prezentowało, zwłaszcza wieczorem. Przemyślana gra świateł na sowicie podświetlonych wieżowcach, robiła świetne wrażenie. 



W ciągu dnia również wiele widoków tego miasta potrafi zachwycić...



I taki pięknie udekorowany hol w jednej z belgradzkich galerii...


A z tarasów tej galerii widok na bulwary nad pięknym, modrym Dunajem :)



Ale...
Nie wiem, może ja zbyt mało w tym Belgradzie widziałam... może zbyt krótko tam byłam albo po złych miejscach się przemieszczałam. Bo oprócz tych miłych dla oka widoków, które pokazałam wyżej, miasto to jest pełne miejsc, w których nie jest już tak miło. Zaniedbane zaułki i boczne uliczki, zaśmiecone zakątki, wyglądające, jakby nikt tam od dawna nie zaglądał... I przysięgam, nie były to jakieś miejsca odległe, odludne, czy w ogóle nie uczęszczane. Czasem wystarczyło tylko skręcić z głównej arterii w jakąś boczną uliczkę i naszym oczom ukazywał się zupełnie inny świat. 
Może jestem niesprawiedliwa, może poruszałam się w dziwnych miejscach, nie wiem. Ale takie wrażenie odniosłam i nie będę nikomu ściemniać, że było inaczej. Mam wrażenie, że w naszych polskich miastach ciężko jest już znaleźć takie miejsca, które wyglądają, jakby zapomniał o nich cały świat.
Dlatego tak właśnie określam to miasto... miasto kontrastów. Takie wrażenie stamtąd wywiozłam.

Na zakończenie tych belgradzkich opowieści dwie fotki, które zrobił mi mój wnusiak. W jednej z galerii trafiliśmy na kwiaciarnię Ivona :)
Przecież nie mogłam nie mieć pamiątkowych zdjęć z tego właśnie miejsca :)



Zamykając definitywnie ten mój wakacyjny wątek, chciałabym jeszcze wypunktować kilka spostrzeżeń, które przyszły mi na myśl w trakcie pisania poszczególnych postów. Parę szczegółów mi umknęło, a dla niektórych mogą być istotne, więc o nich poniżej:
  1. Wszystkie kraje bałkańskie to otwarta przestrzeń dla bezdomnych psów i kotów. Zaraz po przekroczeniu granicy można zwrócić uwagę, że błąka się ich dosyć sporo. Są głodne, przybiegają do ludzi zatrzymujących się na parkingu. Moja córcia, doświadczona już z poprzednich wypraw w te miejsca i zaopatrzona w psie i kocie saszetki, dokarmiała je, ile się tylko dało.
  2. Generalnie najbardziej "cywilizowanym" z tych krajów, czyli najbardziej przypominającym naszą rodzimą ojczyznę, jest Chorwacja. Ale pod względem widoków i krajobrazów, moja kolejność, o której wielokrotnie pisałam w postach, jest zupełnie odwrotna i pozostaje niezmienna: na pierwszym miejscu cudowna Albania, potem Czarnogóra, Chorwacja na końcu. Brak "cywilizacji" w Czarnogórze, a zwłaszcza w Albanii polega, moim zdaniem, głównie na tym, że te kraje najbardziej ze wszystkich przypominają Polskę lat 90-tych. Z czasów, kiedy jeszcze nie mówiło się o eko, nie było segregacji śmieci i innych tego typu norm. Coś, co dla nas w tej chwili jest normalne i powszechne, tam jest jeszcze nieznane. Nikt nie zawraca sobie głowy śmieciami, nawet nie bardzo dba o ich systematyczną wywózkę. Zdarzają się zaplecza plaż, czy hoteli, w których śmieci widoczne są gołym okiem i nikt z miejscowych nie zwraca na to uwagi. Coś, co dla nas jest lekko szokujące albo przynajmniej budzi zdziwienie, dla nich jest normą. Wyczytałam, że Czarnogóra już 10 lat czeka na przyjęcie do Unii Europejskiej. Chyba już wiem, między innymi, dlaczego :)
  3. Szokujące dla nas może być także to, co dzieje się na ulicach, zwłaszcza w Albanii. Miałam wrażenie, że zdolność poruszania się tam pojazdem, to chwilami iście cyrkowa umiejętność, a wszelkie zasady ruchu drogowego niekoniecznie mają tam kluczowe znaczenie. Trzeba mieć oczy naokoło głowy :) Jakby tego było mało, niektóre pojazdy, którymi poruszają się mieszkańcy tego pięknego kraju, budzą po prostu salwy śmiechu. Sklecone chyba na własnym podwórku jakieś bliżej nieokreślone środki lokomocji, dziwią i bawią tam chyba tylko turystów :) Tak samo, jak widok małych dzieci, które w samochodach fikają sobie luzem po tylnych siedzeniach i wychylają się przez otwarte okna, a nawet - o zgrozo - widziałam dziecko siedzące na kolanach pana prowadzącego pojazd i nikogo to nie dziwiło. O fotelikach dla dzieci chyba nikt tam nie słyszał, a już na pewno nie o obowiązku ich stosowania. Dlatego mówię... to lata 80-te i 90-te ubiegłego wieku w naszym kraju. Sama pamiętam, że swoją małą córeczkę trzymałam w samochodzie na kolanach, a jak jeszcze była niemowlęciem, to leżała na tylnym siedzeniu... tak było. Natomiast kierujący ruchem na skrzyżowaniu albański policjant, z nieodłącznym papierosem w ustach, to chyba dla nas dziwny obrazek, prawda??? 😁
  4. Jeśli już o papierosach mowa, to krótka informacja... pali się tam prawie wszędzie. To jest kolejny wspomnieniowy powrót do naszego ubiegłego wieku, kiedy to paliło się w domach, w pracy i gdzie tylko dusza zapragnęła. Ja akurat jestem osobą, której dym papierosowy nie przeszkadza, więc dla mnie nie był to żaden problem. Ale mam świadomość, że niektórym może to zawadzać. 
  5. Bezapelacyjnie nie należy, ani w Czarnogórze, ani w Albanii, używać do czegokolwiek nieprzegotowanej wody z kranu. Jeśli zamrażamy sobie lód, to tylko z mineralnej wody butelkowanej. Jeśli robimy sobie kawę, czy herbatę, to tylko z wody butelkowanej. To samo dotyczy mycia zębów. Woda w butelkach dostępna jest dosłownie wszędzie, często można ją kupić wprost na ulicy. Natomiast tamtejsza kranówka może zawierać bakterie, do których mieszkańcy są przyzwyczajeni i na nie odporni... turyści już niekoniecznie :)
  6. Należy być przygotowanym na spotkanie w cztery oczy ze zwierzętami, które u nas są raczej rzadkością. Chodzi mi głównie o jaszczurki, które bezstresowo śmigają po ścianach budynków, a jedna z nich wpakowała nam się nawet do domu. Było trochę emocji :) 
  7. Mało jest miejsc, w których można płacić kartą, tak naprawdę najczęściej w ten sposób można uiścić należność jedynie w jakichś sporych marketach, czy większych sklepach. Nie liczmy na to, że zapłacimy kartą w różnych innych miejscach. Nawet w dość sporej ilości restauracji wymagana jest gotówka.
  8. Na koniec kilka kwestii, które są ewidentnymi plusami wyjazdu na Bałkany. Wszystkie te trzy kraje mają bardzo dobry stan dróg. Jeśli mam być szczera, to nie mogłam wyjść ze zdumienia, że dwa z tych krajów, które nie są członkami Unii Europejskiej, czyli Czarnogóra i Albania, mają tak doskonałe drogi. Polska ze swoim łatanym asfaltem niech się schowa :) I ja wiem, że tam są lepsze warunki atmosferyczne, nie ma mrozu, drogi tak szybko nie ulegają zniszczeniu, jak u nas, ale też my, bez funduszy z Unii, wciąż jeszcze w wielu miejscach mielibyśmy polne ścieżki. Tam drogi są bez zarzutu... i to zarówno te miejskie, czy dojazdowe, jak i górskie, co dla mnie było już zupełnym mistrzostwem świata. Kolejnym atutem wyjazdu na Bałkany jest gwarancja pogody. Nawet jeśli traficie na deszcz, tak jak nam się to zdarzyło, to i tak nadal jest ciepło, a następnego dnia po chmurach nie ma już śladu i powietrze jest oczyszczone oraz rześkie. Do tego należy dodać ciepłą wodę w morzu. Może ktoś polemizować, że nad naszym Bałtykiem są piękniejsze plaże... może i tak. Ale wejście do zimnej wody naszego morza, nawet w bardzo upalny dzień, to katorga i średnia przyjemność. Tam jest inaczej, zresztą sami widzieliście na fotkach, że ja z tej ciepłej wody prawie nie wychodziłam :) No i kolejny plus na rzecz wyjazdu w tamte strony, to naprawdę stosunkowo niskie ceny za wynajem apartamentów. Nie podam Wam w tej chwili żadnych konkretnych kwot, zresztą tymi sprawami zajmowała się moja córka, ale rozmawiałyśmy o tym i naprawdę byłam mile zaskoczona. Apartamenty są w porządku. Na stanie takiego mieszkania jest wszystko, tak jak w normalnym domu, nawet pralka, w której można zrobić pranie. Miejscowi kupują tam mieszkania, urządzają je i zarabiają na wynajmie turystom. Obie strony są zadowolone.
Tymi słowami kończę już swoją wakacyjną opowieść. Myślę, że jeszcze nieraz będę wracać wspomnieniami do tych dni, ale to jest nieuniknione, wiadomo...

Zajrzyjmy teraz do ogrodu, bo w międzyczasie nastała jesień i pomalowała kolorami rośliny. Nastał czas czerwieni i rudości, podoba mi się to bardzo, więc czas chyba wrócić na ogrodowe rabaty i pokazać co nieco. 

Szarłat wyniosły rozbisurmanił się na rabacie i pyszni się swoim mocnym, bordowym kolorem :)

Cynie wciąż dzielnie trzymają się na posterunku, tak samo jak rozchodnik okazały...


Fioletowo-niebieskimi kwiatami chwali się barbula. Bardzo lubię tę roślinkę :)

I wciąż jeszcze kwitnie krokosmia...


Ale uważam, że najpiękniejszą obecnie rośliną w ogrodzie jest szarłat zwisły. Jego wiszące do samej ziemi bordowe koraliki, wyglądają niesamowicie. Zaskoczył mnie tym obfitym kwitnieniem już po moim przyjeździe z wakacji i kwitnie niezmiennie do tej pory, co mnie bardzo cieszy, bo pięknie dekoruje ogród :)





 Musicie mi wybaczyć, ale te zdjęcia są jeszcze wrześniowe. Czekały na swoją kolej, aż uporam się z wakacyjnymi tematami. Mam jeszcze nagrany filmik z ogrodu, z ostatnich dni września, ale wrzucę go w następnym poście, bo ten wpis już i tak pęka w szwach :)

Na koniec tego przydługiego postu (jak zwykle), kilka fotek z ogrodu, takich cykniętych naprędce. Mam nadzieję, że Wam się podobają?...





Do następnego razu, do zobaczenia jeszcze w październiku :)

Pa pa wszystkim 💚💚💚



Komentarze

  1. Oooo jaka niespodzianka! Zajrzałam a tu nowy post, super!
    Iwonko tych wspomnień będzie jeszcze dużo i długo i stale od nowa i będą przypominały się całkiem nowe rzeczy, które siedzą gdzieś w pamięci.
    A to znaczy, że ten wyjazd był udany i zostawił bardzo pozytywne wrażenia:)
    Piszesz, że Belgrad jest miastem kontrastów i to się zgadza z tym co opowiadali mi już inni. Też przywieźli takie wrażenia. Miejsca piękne i miejsca straszne. Wszystko jeszcze przed nimi.
    Już wspominałam, że teraz dużo chodzimy i zaglądamy tam gdzie nas nigdy nie było i czasami jesteśmy zszokowani, że są w tym mieście takie miejsca, ktore budzą przerażenie.
    Totalne zaskoczenie bo myślałam, że takie miejsca już nie istnieją a już na pewno nikt tak nie mieszka. A jednak...
    A ogród? Jest cudny! Nawet iglak na sznurku ma się dobrze:)a szarłaty wymiatają! Zaczynają się jesienne kolorki. Coraz więcej żółtych i pomarańczowych liści. Pięknie to wygląda w słoneczne dni i taką jesień lubię:)
    Zdrówka życzę i ściskam mocno 🤗😘

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapomniałam o najważniejszym. Przecież fotka przy kwiaciarni jest świetna, wyglądasz pięknie a czerwony kolor jest stworzony dla Ciebie! Super pamiątka!
    Buziaki😘

    OdpowiedzUsuń
  3. Your description of the landscapes, especially the Zlatarsko Jezero, paints such a vivid picture—it must have been breathtaking to see in person! Belgrade’s contrasts and modern architecture sound fascinating, especially against the backdrop of your granddaughter’s excitement.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Napisz do mnie

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Copyright © Pani Ogrodowa