Polecane posty

169. Jednak Albania jest najpiękniejsza

Ten dzisiejszy post, w pierwotnym zamyśle miał być zakończeniem opowieści o moich tegorocznych wakacjach. Chciałam tu zmieścić wszystko to, co działo się do końca, do samego wyjazdu i definitywnie pożegnać ten temat. No ale się nie dało :)

Okazuje się, że zdjęć z Albanii mam chyba najwięcej. A ponadto został jeszcze powrotny przystanek w Belgradzie, z którego również chciałabym pokazać kilka fotek, więc po spędzeniu dłuższego czasu i bezskutecznej próbie eliminacji nadmiaru zdjęć, doszłam do wniosku, że nie będę z niczego rezygnować i niczego eliminować, bo to okazuje się być ponad moje siły, tylko podzielę tę końcówkę wyprawy na dwa kolejne wpisy i już.

Dlatego, kto czeka tylko na ogrodowe wieści i tylko na ogrodowe opowiastki, musi wytrzymać te dwa kolejne posty, które będą jeszcze ogrodowo-podróżnicze lub je po prostu ominąć... trudno. 

Nie przedłużając, przejdźmy do sedna. Oczywiście, jak zawsze, kilka ogrodowych słów będzie, jakieś tam zdjęcia z ogrodu także czekają na swoją kolej.

 Jako pierwszy, dla wywołania uśmiechu moich "czytaczy" zaprezentuje się dziś ogniście czerwony kwiat chińskiej róży, która wciąż jeszcze stoi na tarasie i dopóki nie nadejdą pierwsze przymrozki, stać tam będzie. 

I pokażę jeszcze kwiat hibiskusa bagiennego, chyba już ostatni, bo następnych pąków na ten moment nie widzę. 


Poza cyniami, które pokazywałam w poprzednim poście, wciąż kwitną także jeżówki. Między innymi, za to właśnie tak cenię te kwiaty... są niezmordowane i nie straszne im jesienne chłody. Choć nie wyglądają już tak spektakularnie, cieszą oczy do samego końca :)





I tym razem to również już wszystko w kwestii spraw ogrodowych. Pozostałe ogrodowe fotki trzymam na następny post, bo inaczej w tym wpisie musiałabym ich wszystkich umieścić taką ilość, przez którą nie przebrnie nikt o zdrowych zmysłach :)

A więc, teraz... obiecana Albania. Sama nie wiem, czy potrafię Wam ją opisać. Czasem mam wrażenie, że brakuje mi już słów. Mam wrażenie, że pisząc o Chorwacji i Czarnogórze, a zwłaszcza o Czarnogórze, wyczerpałam już cały zapas zachwytów i określeń, które miałam do dyspozycji. Że zużyłam już wszystkie synonimy takich słów, które obrazowały moje odczucia. Ale... spróbuję, może mi się uda jeszcze raz? :)

Kolejny tydzień stacjonowaliśmy w albańskim mieście Vlora. Więc zacznę chyba od wjazdu do tego miasta. Już po przekroczeniu jego granicy, kiedy tylko zaczęły się pierwsze zabudowania - zaniemówiłam. No powiedzcie sami, czy ten widok nie wygląda, jakbyście wjeżdżali do Los Angeles? 


Nie wiem wprawdzie, jak wygląda wjazd do Los Angeles, bo nigdy tam nie byłam, ale takie miałam skojarzenie :) Może głupie i może nieprawdziwe, ale moje :) Dłuuuuuga ulica i dłuuuuugi deptak wzdłuż wybrzeża, z jednej strony morze, z drugiej rząd eleganckich hoteli, a to wszystko udekorowane strzelistymi palmami... bajka...


Oczywiście hotele i domy z apartamentami usytuowane były tak jak myślałam, czyli kaskadowo - tak, jak to wszędzie widziałam w poprzednich miejscach. Ale te 256 schodków na plażę w Czarnogórze, to był pikuś w porównaniu z pochyłością ulicy, którą trzeba było dojechać do naszego lokum. Jak tylko skręciliśmy z głównej drogi i zobaczyłam, jak prawie pionowo musimy dostać się do swojego "domu", to zacisnęłam oczy i uszy i stwierdziłam "niech się dzieje, co chce" :)
Na szczęście, nasz rodzinny kierowca radził sobie doskonale i z wjazdem i ze zjazdem z tamtego miejsca, a potem okazało się także, że nawet moja wnuczka doskonale i bez stresu pokonuje tę pochyłość, ale stres i tak mi pozostał, okazało się, że tchórzem jestem samochodowym. Poza tym, oprócz poruszania się samochodem, chodziliśmy przecież także pieszo i to dosyć sporo, więc trzeba było na piechotę zsuwać się z tej równi pochyłej, a potem po niej wejść :) Najgorzej było po południu, kiedy trzeba było wrócić z plaży... jęzor na brodzie, to był normalny widok Pani Ogrodowej :) I gdyby nie to, że przez te 3 tygodnie nie żywiłam się raczej dietetycznie, to z pewnością po wspinaniu się po tych pochyłościach zgubiłabym co najmniej kilka kilo. Ale w tym momencie moje spodnie podpowiadają mi, że raczej tak się nie stało :) Szkoda tylko, że nie zrobiłam fotki tego podjazdu, no ale trudno...

Po przyjeździe, wiadomo... pierwsza wizyta, to plaża. Taki też widok zastaliśmy pod wieczór na "naszej" plaży. Ten zachód słońca był po prostu bajkowy...
 



Widoki cudne, niepowtarzalne...

Samo miasto piękne. Nowoczesne, pełne imponujących budowli, bogato oświetlone nocą i gęsto udekorowane zielenią. Tylko zakorkowane na maxa.




A dekoracje kwiatowe na miejskich rabatach są wspaniałe... to, co u nas rośnie sezonowo, tam jest wszędzie, na każdym trawniku. Na tych fotkach wszędobylska lantana :)




Natomiast to rondo w centrum miasta, wygląda spektakularnie z gęsto posadzonymi pośrodku palmami. Istna miejska, zielona dżungla, w dodatku z kwitnącymi jukami :)



I oczywiście, tak jak w Czarnogórze, nasze popołudnia to wycieczki na górskie punkty widokowe. To zawsze był cudowny punkt programu. Góry w Albanii są jeszcze bardziej widowiskowe, niż w Czarnogórze. Są wysokie, ciemne, strzeliste i wyglądają groźnie. Ja nie jestem jakąś zagorzałą góroholiczką i jestem raczej "team morze", ale te góry mnie zachwycały, oczu nie można było oderwać od tych widoków. I przysięgam Wam, że żadne zdjęcia, ani żadne filmiki, nie oddają tego, co widzi się na żywo :)








Popatrzcie tylko na drogi, które wiją się w tych górach. Cudownie się nimi jedzie, naokoło rozpościerają się fantastyczne widoki i nie wiadomo, w którą stronę patrzeć :)


Poniżej krótka kompilacja moich filmików... wjazd do Vlory, trochę morza, trochę gór :)


Z góry, niczym z samolotu, tak jak w Czarnogórze, a może jeszcze lepiej, można podziwiać świat. Dopiero z takich miejsc tak naprawdę docenia się fakt, że przyszło nam żyć na tak pięknej planecie...



A tym poniższym zdjęciem jestem zachwycona. Zostało zrobione w tym samym momencie, w którym moja córcia robiła nam selfie :)
  


Z góry widać również doskonale, jakim ziarenkiem piasku jest każdy z nas na tym cudownym ziemskim globie...


Oprócz wędrówek po punktach widokowych w wysokich górach Albanii, jeździliśmy również na inne, nieraz odległe plaże. Jedna z tych piękniejszych, Riwiera Himare, łączy albańskie wybrzeże Morza Adriatyckiego z terenami nad Morzem Jońskim. Przy dobrej przejrzystości powietrza, widoczna jest stamtąd grecka wyspa Korfu.



To właśnie tam, na tej plaży przeżyłam jedno z bardziej ekscytujących zdarzeń w moim życiu. Wyobraźcie sobie taką sytuację: z jednej strony plaża, słońce i ciepła woda, a z tyłu za nami, w niedalekiej odległości, czarne, wysokie, majestatyczne góry, nad którymi zbierają się burzowe chmurzyska. Zaczyna kropić lekki, ciepły deszcz, a w oddali gdzieś grzmi. Deszcz chwilę kapie, chowamy się do samochodu, ale po chwili deszcz przestaje padać i ponownie wychodzi słońce. A za nami z tyłu, nad górami, zaczyna szaleć burza. Strzeliste błyskawice przecinają ciemnogranatowe niebo i wygląda to, mówiąc szczerze, lekko przerażająco, ale jednocześnie niesamowicie. 
Przyznam się szczerze, że tej burzy się nie bałam. Kąpałam się w tym czasie w morzu, słońce nade mną grzało jak zwykle niesamowicie, a przed moimi oczami rozgrywał się spektakl świateł i błysków, gdzieś tam pomiędzy górskimi szczytami.
Tego widoku nigdy nie zapomnę...



W całym swoim życiu nie wymoczyłam się w wodzie tak bardzo, jak na tych wakacjach. Byłam niczym małe dziecko, które ciężko z tej wody wyciągnąć :)
Fakt, woda w Adriatyku jest bardzo słona. Ale to, że jest ciepła i wchodzi się do niej, jak do wanny, to olbrzymi plus... Ogromnie mi tego brakuje, zwłaszcza teraz, kiedy zrobiło się tak zimno :(



Jeszcze jedno swoje doświadczenie wspominam z lekkim uśmiechem, było to dla mnie coś nowego i ogromnie ekscytującego i myślę, że chętnie bym to powtórzyła :) Moja wnuczka, razem ze swoim narzeczonym, zabrali mnie do kasyna. Była to moja pierwsza wizyta w takim miejscu, więc byłam ogromnie ciekawa, jak to wygląda na żywo. Wiadomo, w filmach człowiek się naoglądał takich różnych scen z miejsc, w których ludzie tracą swoje majątki, ale co na żywo, to na żywo, chciałam to zobaczyć. No i nie powiem, podobało mi się bardzo. Zabrali mnie najpierw na automaty. Granie na tych urządzeniach wciąga, zwłaszcza jak zacznie się wygrywać. A oczywiście, stara prawda mówi, że nowi gracze wygrywają zawsze, no i tak też było ze mną. Kiedy doszłam do wygranej w wysokości 40 euro, moje rozsądne wnusiątko zarekwirowało mi talon i oznajmiło, że odda mi go przy kasie, żebym mogła sobie swoją wygraną wypłacić i zabrać ze sobą, a nie zaprzepaścić. Tak ponoć się robi za pierwszym razem, żeby nie dać się wciągnąć w pułapkę hazardu :)
Popatrzyliśmy jeszcze, jak toczy się gra w ruletkę, narzeczony mojej wnuczki coś tam stawiał, ale przegrał i dał sobie spokój :)
Szkoda tylko, że w środku nie można robić zdjęć, bo to miejsce jest magiczne, bardzo egzotyczne i kolorowe. Zrobiłam jedynie fotkę już przed samym odjazdem spod kasyna, ale z daleka, żeby nikt się do mnie nie przyczepił :)


W ciągu dnia w bałkańskich krajach panuje spory upał. Najlepiej ten czas spędza się na plaży, kąpiąc się w morzu, albo wędrując wysoko po górach. Zwiedzanie miasta najlepiej zostawić na późny wieczór, a nawet wczesną noc. Tak naprawdę dopiero wtedy zaczyna się tu prawdziwe życie. Wszyscy, czy to mieszkańcy, czy turyści, wylegają na miejski deptak i ruch jest jak na przysłowiowej Marszałkowskiej w godzinach szczytu. Wiadomo, że wszystkie restauracje są otwarte do późnych godzin nocnych, ale otwarte są wtedy również wszystkie stragany, kramiki, budki z pamiątkami i różne inne takie. Nawet wesołe miasteczko. Przemieszczają się całe rodziny z małymi dziećmi, z wózkami, miasto nie śpi i na śpiące wcale nie wygląda :)
Poniżej wrzucam Wam krótki filmik z naszego spaceru takim deptakiem o godzinie mniej więcej 22:30. I choć na początku oznajmiłam moim wnukom, których głosy słychać w tle, że mogą swobodnie rozmawiać, bo i tak do tego filmu podłożę muzykę, to w finale zdecydowałam się ten oryginalny dźwięk zostawić, bo zdałam sobie sprawę, że żadna muzyka nie odda w pełni tego nastroju, tego gwaru ulicy, tej atmosfery i klimatu tamtych chwil. Coraz to inna muzyka, dobiegająca z przydrożnych restauracji, gwar ludzkich rozmów, nawet śmiechy i wygłupy przed kamerą moich wnusiaków... Tego nie da się zastąpić żadnymi obcymi dźwiękami :)
Toteż zapraszam na krótki nocny spacer główną ulicą Vlory...


I to chyba dzisiaj byłoby na tyle. 
W następnym poście pokażę Wam jeszcze tylko kilka fotek z Belgradu i zrobię krótkie podsumowanie tych moich tegorocznych wakacji. Ten wakacyjny bilans chciałam zrobić jeszcze w tym wpisie, ale ten post i tak jest już strasznie długi, nie wiem kto z Was wytrwał do końca, mam nadzieję, że chociaż kilka osób :)
Dlatego w następnym wpisie Belgrad i kilka końcowych wniosków, ale jakieś aktualności z ogrodu też będą, żeby nie było, że Pani Ogrodowa zamieniła się w Panią Włóczęgową :)

Na koniec jeszcze tylko jedna fotka, która chyba w pełni oddaje to, co czułam w tamtych chwilach. Świat należał do mnie i chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. 
Chyba mnie rozumiecie? :)


Pozdrawiam wszystkich całym sercem i dziękuję za każde pozostawione miłe słowo 💓


Komentarze

  1. Iwonko kochana, nie spodziewałam się aż tak cudownych widoków, rzeczywiście dech zapierają! Coś fantastycznego! To już wiem, dokąd mam planować kolejny wakacyjny wyjazd, zaraziłaś mnie :). Znam dość dobrze pobliską Chorwację, gdzie byłam wielokrotnie, Albanię wyobrażałam sobie jak jej uboższą krewną, ale widzę, że byłam w dużym błędzie. Czas wpisać Albanię na listę urlopową!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, Małgosiu. W następnym wpisie będzie jeszcze podsumowanie, tak też mam zamiar napisać o kilku minusach, albo może raczej nie minusach tylko niedogodnościach, które dla niektórych mogą być istotne, tak że zachęcam do przeczytania. Ale ja bym z zamkniętymi oczami i natychmiast pojechała jeszcze raz :) Pozdrawiam Cię <3

      Usuń
  2. Iwonko twoje zdjęcia robią wrażenie! Szczególnie te z wysokości. Na wszystkich wyglądasz Super. Promienna i wypoczęta. Miło Cię widzieć 😀 Cieszę się że wakacje się udały. Albania jest przepiękna. Filmik fantastyczny. Nic dziwnego że brak Ci słów na określenie tego co zobaczyłaś.

    Sciskam Cię najserdeczniej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, Kasiu. To fakt, wypoczęłam wspaniale, a ta podróż była niesamowitą i przepiękną przygodą. Albania jest wyjątkowa i myślę, że niedoceniona. Ty, jako miłośniczka gór, z pewnością byłabyś tam zachwycona.
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo ciepło...

      Usuń
  3. Me gustaría conocer Albania. Me alegro que te divirtieras en tus vacaciones. Te mando un beso.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oh, so love what's happening in the garden! Awesome photos! Thanks for the wonderful photos from the trip too. Such a wonderful vacation spot. So fun. And you look delightful Thanks so much!

    OdpowiedzUsuń
  5. Adoring what you have at home. So please to see these amazing photos from the trip. It looks to have been so memorable with family and the landscape. Great to see you and your daughter. Oh, you look wonderful!

    OdpowiedzUsuń
  6. Byłam w Albanii dwa razy, pierwszy tylko przy okazji pobytu w Czarnogórze i tylko na "moment". Za drugim to już był pobyt kilkudniowy. Przejechaliśmy ją do końca jej wybrzeża, do granicy z Grecją. Stacjonowaliśmy w Ksamilu i stamtąd robili wypady w głąb kraju. Gdzie wioski i miasteczka albańskie, poza bazą hotelowo-turystyczną. Polecam Gjirokastrę 👌 Odkryłam istne miejscówki-cuda historyczne (polecam fotorelacje u mnie na blogu 😉). Albania to piękny kraj.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ależ cudowne wyglądacie na tych zdjęciach! Bije od Was blask szczęścia. Aż mi samej się humor poprawił :)
    Jestem zachwycona kwiatami, ale też widokami z Albanii. Dzięki za wyczerpującą relację - poczułam się jakbym tam była.
    Nie dziwię się, że tęsknisz za ciepłym morzem, zwłąszcza, że za oknem szaro i zimno
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzień dobry 🙂
    Iwonko po pierwsze żaden Twój post nie jest za długi, ja zawsze docieram do ostatniego zdania i zdjęcia bo bardzo lubię czytać Twoje wpisy.Już Ci chyba kiedyś mówiłam, że masz dar ubierania emocji w słowa i zawsze mi się one udzielają.
    A teraz przejdę do podziwiania zdjęć. Zacznę od tego że i róża i hibiskus wyglądają cudownie! Ta barwa jest niesamowita, można podziwiać godzinami. Co do urlopu to naprawdę Twoje emocje i zachwyty są jak najbardziej rozumiałe. To miejsce jest fascynujące, chociaż rzeczywiście bardzo zakorkowane. Tobie wjazd skojarzył się z Los Angeles,a mnie się przypomniało Lloret de Mar . Byłam tam w 98 roku i też tak wyglądało, że piękne hotele i morze z drugiej strony.
    Ja też jestem team morze, ale ostatnio coraz bardziej ciągnie mnie do gór. Może w przyszłym roku uda się zorganizować jakąś wycieczkę w tamte rejony.
    Już nie mogę się doczekać na kolejny wpis z podsumowaniem. Bo ten jak zwykle mnie zachwycił.
    Gorące pozdrowienia i uściski 😘😘😘

    OdpowiedzUsuń
  9. Widoki faktycznie cudne, bajeczne krajobrazy. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Napisz do mnie

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *

Copyright © Pani Ogrodowa